niedziela, 13 listopada 2016

Amnezja, Rozdział 1

Aby poczuć tę samą, bądź choć w pewnym stopniu taką niepewność, którą odczuwał nasz bohater, zacznijmy w momencie, kiedy wszystko zostaje podszyte nutką tajemnicy. Gdy otaczająca rzeczywistość nabiera fałszywego znaczenia, lecz on dopiero z czasem ma sobie uświadomić owy stan rzeczy.
Miał brata. Wiele razem przeszli, a niespecjalnie odnosili się ze swą miłością, lecz w ich wspólnym życiorysie zdarzyło się tak wiele, że więź między nimi zacieśniła się znacznie. Tutaj trzeba wierzyć na słowo. Nieszczęśliwcy kochali się, choć za nic w świecie nie przyznaliby się do tego przed sobą nawzajem. Lecz nie ma się czemu dziwić, gdyż tak bywa w rodzeństwie. Należy się zastanawiać dopiero, gdy o uczuciach tak delikatnych owi członkowie tej specjalnej koligacji rodzinnej zaczynają otwarcie mówić. Rodzi się wtedy wątpliwość - czy aby więź ta jest na pewno zdrowa.
Tak bynajmniej sądzi większość posiadająca rodzeństwo. Nie wchodząc jednak w tak nieistotne szczegóły, przejdźmy do rzeczy.
Młodszy z rodzeństwa, to jest Adam, chcąc oderwać się od przytłaczającej go rzeczywistości wybrał się w jedyne miejsce, które niegdyś przynosiło mu pewne ukojenie. Siedział więc teraz przy barze, słuchając dudniącej w uszach muzyki, przyglądając się wypełnionej do połowy drinkiem szklance. Białawy płyn poruszał się po brzegach naczynia, nie pozostawiając za sobą śladów. I reagował tak na ruchy dłoni, zaskarbiając sobie tym samym uwagę mężczyzny.
- Co cię tak zawiesiło? - wylał odrobinę alkoholu na dłonie, kiedy Szczepan klepnął przyjaciela w ramię. Adam posłał mu wymuszony uśmiech i odstawił szkło na bok. Bardzo starał się wyglądać towarzysko w tym momencie, jednak smutki wzięły górę.
- Co jest? - dopytywał pielęgniarz, podnosząc jednocześnie rękę na barmana. Krajewski uparcie milczał.
 Wrócił na chwilę wspomnieniami do dnia, kiedy otrzymał telefon od swojej narzeczonej, Wiktorii. Miała wtedy dyżur nocny i to ona go powiadomiła o wszystkim. Wybiegł wtedy z ich domu, który miał urządzać z pomocą brata (sądził, że Falkowicz może znać się bardziej niż on na skręcaniu mebli) i ruszył czym prędzej w stronę szpitala. Dziewczyna nie zdążyła przekazać chłopakowi większości informacji, dlatego też jego wyobraźnia i strach działając w koalicji płatały mu figla. Miał przed oczami obrazy przedstawiające najróżniejsze z komplikacji jak zaburzenia pracy serca i cienką linię na monitorze... Pokręcił głową chcąc oddalić od siebie wszystkie okropne myśli. Lecz podświadomość działała dalej i podsuwała następne wersje czarnych scenariuszy. A kolejnym był krwotok wewnętrzny... cała masa przerażających myśli, które same pchały się do jego głowy. Przeklinał w myślach swoją całą wiedze medyczną, wszystkie lata zbieranego doświadczenia teraz odwróciły się przeciwko niemu. Bo wiedział jak bardzo zagrożone było życie jego jedynego brata. Tego, na którego właśnie patrzył, tego który leżał pod cieniutką warstwą materiału na łóżku pchanym gdzieś przez sanitariuszy. Niewiele ujrzał. Jakaś rurka, zapewne do intubacji. Worek samorozprężalny uciskany jakimiś sinymi dłońmi. Niewiele dostrzegł, bo zatrzymał się w miejscu nie mogąc ruszyć kończynami. Zapomniał na chwilę jak się oddycha. Zawiesił się. Bo sparaliżował go strach. Tak wielki, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie poczuł. A nigdy dotąd nie drżał przecież o życie jedynej jego rodziny. Andrzeja.
  Dopił za jednym podniesieniem szkła resztki drinka, nie krzywiąc się gdy gorzki posmak rozlał się na jego podniebieniu. Jak zahipnotyzowany, choć z posępnym wyrazem twarzy spojrzał przed siebie. Na pokaźną kolekcję butelek za ladą. Do koloru do wyboru. Alkohol każdego gatunku, mieniący się chemicznymi odcieniami. Wystarczyło mieć wypchany banknotami portfel, żeby skosztować łyka tego paskudztwa dla bogatych, lubujących się w błazenadzie. I dojrzał w końcu pewną butelkę, niepozorną na pierwszy rzut oka. A mimo wszystko przykuła uwagę bruneta.
- Zamawiamy? - ledwo usłyszał przyjaciela. Muzyka była teraz tak głośna i dokuczająca, że jedynie krzycząc do siebie mogli się jakoś porozumieć.
- Nie. - odrzekł w końcu Krajewski, nie odwracając jednak dziwnego spojrzenia od butelki. - Bierzemy na wynos. - rzucił gorzko. Wskazał palcem przed siebie na obiekt swej wcześniejszej obserwacji.
- Zwariowałeś? Alkoholu nie dają pod zastaw. A ty nawet stetoskop masz pożyczony. - Szczepan próbował rozbawić wyraźnie przybitego przyjaciela, lecz Krajewski nawet nie drgnął ustami. Nadal utrzymywał ten swój wyraz twarzy zbitego dziecka. Pewnie przyglądał się butelce, która kosztowała pół wypłaty ordynatora onkologii.
- Barman! - jakoś udało mu się przekrzyczeć nieudolne poczynania DJ'a i trzydziestoletni pracownik klubu podszedł do klienta. Adamowi udało się wykupić drogi alkohol i wymachując butelką przed oczami Szczepana, kontynuował zdzieranie gardła.
- Przenosimy imprezę.
  Na tylnym siedzeniu taksówki na nowo jego myśli wybiegły gdzieś poza otaczającą go rzeczywistość. I choć zabawnie wyglądał ściskając w dłoniach i przytulając do swego ciała butelkę szkockiej, to wspomnienia nijak się miały do jego wyglądu.
 Znalazł się przed salą OIOMu. Z niedowierzaniem przyglądał się ciału jego brata (nie dostrzegał tam oznak życia), stał osłupiały, a obraz za szybą nie docierał do jego zmysłów. Tak sądził. Bo dlaczego nie wierzył? Dlaczego tak długo patrzył i nadal nie wierzył w to, co widzi? Człowiek, który stał mu się tak bliski balansuje na krawędzi śmierci i życia. A jeszcze tego samego dnia rozmawiał z nim. Konsultowali przeprowadzenie wspólnej operacji, Andrzej rzucił nawet pomysł wspólnej kolacji, by uczcić zawodowy sukces.
- Na moim stole się nie umiera. - powiedział. A on? Czy on sam jest tak silny, jak pacjenci, których ratuje na sali operacyjnej i dokonuje swoistego popisu geniuszu? Czy ten geniusz choć trochę przerodzi się w wolę walki? Sam przecież wielokrotnie powtarzał, już od czasów gdy wykładał, że proces ozdrowienia w znacznej mierze zależy od wszelkich sił pacjenta, a lekarz jest jedynie narzędziem, które z założenia powinno wykonywać swoją pracę w sposób doskonały.
Zatem pytanie raz jeszcze nasuwało się na myśl. Na którą stronę przechyli się szala z życiem Andrzeja?
Warzył w myślach obserwowany obraz. Ciało płasko ułożone na materacu, przykryte cienką kołdrą. Dłonie nienaturalnie ułożone wzdłuż ciała, Adam był pewny, że gdyby brat tylko mógł, na pewno ułożyłby się w wygodniejszej pozycji. A skóra przerażająco biała, wyglądała na lodowatą. Twarzy nie mógł już dostrzec tak dokładnie, bo zasłaniała ją szeroka rurka intubacyjna. Lecz zanotował w pamięci, że Falkowicz zawsze miał spięte jej mięśnie. Teraz natomiast były nienaturalnie rozluźnione. Stąd też tak nie podobny był owy pacjent do Andrzeja, a Krajewskiemu trudno było odnaleźć w nim pełnego życia brata.
I zacisnął dłoń na rękojeści schowanej pod puchową kurtką butelce. W tym miejscu szkło ponoć jest bardzo odporne na pęknięcia, lecz jak Bóg mi świadkiem, chłopak użyłby odrobinę więcej siły, a stałby teraz w kałuży cuchnącej alkoholem, a jego dłoń jeszcze długo nie chwyciłaby skalpela. Co było tak wyjątkowego w tej szkockiej? Czymże zasłużyła sobie na wniesienie jej na pilnie strzeżony oddział szpitalny? Nie odpowiem, nie w tym momencie.
- Co ty tutaj robisz o tak późnej porze? - odwrócił swój posępny wzrok od obcej postaci za szybą. Spojrzał na Van Graafa, który miał obecnie nocny dyżur.
- Bez zmian? - zapytał, mając jednak nadzieję na jakiś przełom. Ruud spojrzał na chirurga znad wyników badań, nota bene należących do Falkowicza właśnie.
- Znasz schemat. Musimy czekać. - tłumaczył cierpliwie, dając w swej wypowiedzi znak holenderskiego pochodzenia. Adam pokiwał głową, przyglądając się teraz Andrzejowi. - Adam... - anestezjolog zaczął na nowo lekko znużonym głosem. - Nie musisz tutaj przychodzić każdej nocy. Powiadomię cię, jeśli tylko coś się zmieni.
- Jasne. - odrzekł po chwili. Rzucił raz jeszcze okiem na brata. Upewnił się, że jego klatka piersiowa porusza się, wiec spokojniejszy ruszył do wyjścia szpitala. Jak każdej nocy miał nadzieję, że następnego dnia coś się zmieni, że tym razem on oddychał jakby głębiej, jakby bardziej samodzielnie, że całkiem niedługo dostanie wiadomość od Ruuda, że nareszcie zaczął walczyć z respiratorem.
Tej nocy mijała ósma doba.

Niemiłosierny szum i oślepiający blask. Nadmiar bodźców przytłaczał go i przyprawiał o porządną migrenę. Czuł się potwornie i jakoś ciężko. Chciał podnieść dłonie, lecz te stały się jak z betonu. Nieprawdopodobne, czyżby w jednej chwili stał się aż tak słaby? A może to paraliż, a on stracił już bezpowrotnie władzę nad swym ciałem? Poczuł ogromny strach, co objawiło się zaraz potem mocniejszym biciem serca. Zmobilizował się do otworzenia oczu i ujrzał nad sobą twarze. Jakież było jego zaskoczenie. Nie sądził, że ktoś czuwa nad jego spokojnym snem. Niedługo jednak zastanawiał się nad tym, bo zakrztusił się czymś. Czuł jak ktoś mu pomaga, obraca go lekko na bok, gdy dyskomfort przerodził się w końcu w ból, lecz pozbył się czegoś, co drażniło jego krtań.
- Witaj z powrotem. - usłyszał, lecz nadal nie mógł wysilić wzroku, jego oczy były jeszcze silnie załzawione.
- Słucham? - nici jednak pozostały z jego zdumienia, bo owego szeptu nie dosłyszał prawie nikt.
- Nic nie mów. - odezwał dobrze znany mu głos. Adam na pewno wie o co tutaj chodzi, pomyślał.
- Miałeś wypadek, jesteś w szpitalu. Byłeś w śpiące, ale wróciłeś. - znał tego lekarza, dziwne ale rozpoznał go dopiero gdy ten się uśmiechnął. Ruud nigdy się nie uśmiechał. - Teraz już będzie tylko lepiej.







Wiem, wiem... znowu się nad nim znęcam. Ale tym razem w inny sposób ;)









10 komentarzy:

  1. super się zapowiada! Jejku już nie mogę doczekać się dalszych części i no właśnie widze,że się nad nim znęcasz hahaha mam nadzieję że to tylko chwilowe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oo w końcu wróciłaś ! Mega się cieszę,że nadal będziesz pisać ! super rozdział
    ~M

    OdpowiedzUsuń
  3. jeny,świetnie się zapowiada ciekawa jestem dalszych rozdziałów :)
    -J

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowny rozdział kochana *_*
    -W

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie, super początek czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiada się ciekawe opowiadanie, warto było czekać. Szkoda, że takie krótkie, ale mam rozumieć, że dalsze rozdziały będą dłuższe? :) Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Ogromnie zaciekawiło mnie to opowiadanie. Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział!! już czekam na kolejną część mam nadzieję że już niedługo *_*

    OdpowiedzUsuń
  8. No powiem ci... zaciekawiłaś mnie. Co prawda serialu już od kilku lat nie śledzę (bo i nie rozumiem scenarzystów), ale ta historia zapowiada się...interesująco, więc co jakiś czas tu wpadnę na pewno. ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że tyle Was się tutaj zebrało ;) A miałam małe obawy, czy ktoś jeszcze wróci. Pojawiła sie spora liczna osób i jestem Wam za to szczerze wdzięczna.
    Teraz już nie mogę zawieść.
    No i rozdziały naturalnie mają być dłuższe niż ten ;)
    Pomysł opowiadania ryzykowyny, ale mam nadzieję że przypadnie Wam do gustu.
    Widzimy się!

    OdpowiedzUsuń
  10. W końcu znalazłam link do tegomnie bloga!
    Świetny pomysł ma to opowiadanie, takiego jeszcze nie czytałam, więc tym bardziej mnie to ciekawi jak pozostałych. Czekam na dalsze części, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!