sobota, 7 października 2017

Broken. Rozdział 9

Wierzysz, że mógłbyś zdradzić? Czy mając u boku "swoją osobę", tę od której jesteś tak silnie uzależniony, mógłbyś odpuścić sobie na moment i zapomnieć się w ramionach kogoś innego? Czy wiesz w takim razie, że statystyki... choć liczby nie są tak wymowne, jak wnioski, które z nich wyciągamy. A zatem wnioski są takie, że zdradzamy coraz częściej. I tu pojawia się kolejna matematyka. Statystycznie prawie połowa z nas zdradza. A jeśli związek składa się z dwóch osób... tak, matematyka rzeczywiście mówi wszystko - niemal wszyscy mamy do czynienia ze zdradą.
Tylko czym ona jest? Gdzie się zaczyna, gdzie jest jej granica, skoro nasz ukochany chce nas mieć na wyłączność. Wszystkie czułe lub lubieżne spojrzenia mają być zarezerwowane tylko dla niego. Każdy czuły gest i bezinteresowny czyn powinny być skierowane dla osoby, którą kochasz. Czy nie tak w końcu wygląda związek? Jesteś tylko dla tej osoby, a ona dla ciebie. Czyż nie tak?
Prawda przeważnie bywa brutalna. Tak jest i w tym przypadku. Ludzie, choć od tysiącleci łączą się w pary, tworzą rodziny, lub po prostu płodzą dzieci. Czasem z miłości, czasem z "co ludzie powiedzą". Żyjemy stadnie, nawet jeśli to stado zasłania nam całkiem przystojny osobnik, a może atrakcyjna kobieta. Musimy umieć ze sobą współgrać i pamiętać, że nie tylko nas należy otaczać uprzejmością. Nie bądźmy egoistami. Dajmy temu jedynemu być miłym dla innych, nawet jeśli "ci inni" są cholernie urodziwi. Czyż nie tak brzmiało najważniejsze z przykazanie - nawet jeśli nie wierzysz, powinieneś się mu podporządkować.
Ale pytanie nadal nie zostało wyjaśnione. Bo gdzie zaczyna się zdrada, skoro nie w byciu miłym dla drugiego człowieka? Może w momencie kiedy, od zbyt długo dotyka jej dłoni, może gdy zbyt długo przywiera ustami do jej policzka, a może całowanie wcale nie zalicza się do grzechu cudzołóstwa? Są tacy, którzy twierdzą, że nawet seks z inną osobą nie jest zdradą, jeśli nic nie znaczył dla niewiernej połówki. Bywają tłumaczenia, iż on myślał wtedy o swojej ukochanej, nie o kochance. Ugh... za takie wyjaśnienia powinien sam dobrowolnie poddać się kastracji.
Lecz wracając do punktu wyjścia...
- Nie było fenylometyloaminy. - przetarł brzegiem kciuka czoło. Aldona zmarszczyła brwi, patrząc na niego z ukosa. - To taki hormon... - westchnął, przypominając sobie, że przecież nie ma do czynienia z personelem medycznym. - Hormon Miłości, mówiąc potocznie. - wyjaśnił, spoglądając na nią przez krótką chwilę.
Kobieta zawiesiła na nim swój wzrok, rozchylając nieco usta. Oczy miała niczym pięciozłotówki, a po chwili jakby krew uderzyła jej do głowy.
- Czy ty właśnie próbujesz ze mną zerwać? - taksówkarz spojrzał w lusterko wsteczne, a po chwili trzymając mocniej dłonie na kierownicy, modlił się w duchu, by młoda kobieta nie wpadła w histerię, nie w jego aucie. Gdy skontrolował drogę przed sobą, dał sobie jeszcze jedną szansę na spojrzenie w tył, tym razem na twarz mężczyzny.
- Kotku... - spięty taksówkarz spojrzał na kobietę, a potem znów na profesora.
- W porządku. - pokiwała głową, a kierowca jakby mocniej odetchnła. - Wiedziałam, że w końcu ją wybierzesz. To przecież żona, matka twojego dziecka i dawna miłość. Nie miałam z nią szans, prawda?
- Kochanie...
- Nic nie mów. - drżąc, odetchnęła. - Wiem przecież, że tak jest. I nie bój się, nie będę płakała, zajadała się na kanapie, nie podetnę sobie żył, ani nie przedawkuje leków nasennych. - spojrzała na jego zaskoczoną twarz. - Chyba zatem to nie było nic wielkiego, bo nawet mnie nie obejdzie. - zaśmiała się przez łzy. - Najwyżej opiszę cię w jednej z moich książek i uśmiercę.
- Dasz mi w końcu dojść do słowa!? - tym razem rysy jego twarzy przybrały gniewny wyraz. Taksówkarz otarł strugę potu z czoła, słysząc jak kłótnia przybiera na sile. To miał być dla niego spokojny dzień, skąd mógł wiedzieć, że pierwsze dni w pracy nigdy takie nie bywają?
Aldona spojrzała na kochanka, postanawiając ostatni raz wysłuchać co ma do powiedzenia.
- Mówiłem o mnie i Kaśce. - wyjaśnił żołnierskim tonem. - Nie kochałem Kaśki. - mężczyzna z przodu odetchnął głośno, lecz żadne z pasażerów nie zwracało na niego uwagi. - Przez cały czas w szpitalu myślałem nad tym wszystkim. Przetrwałem już najgorsze - powiedziałem jej o nas. Kaśka nigdy tak naprawdę mnie nie chciała, szybko przejdzie jej złość. A Matylda to najmądrzejsze dziecko jakie znasz, zrozumie mnie. I zdecydowałem, że nie cofnę się teraz.
- Może nie masz już dokąd? - mimo, że serce kołatało jej ze szczęścia, chciała rozwiać wszelkie wątpliwości.
- Nadal mam żonę i córkę. - odparł nieco ciszej. - I zamierzam iść za swoją fenylometyloaminą. - zbliżył się do niej, ujmując jej mokry podbródek. Spojrzał na nią niby pytając o pozwolenie i pocałował jej usta, starając się poprzeć swe słowa czynem.
Taksówka zatrzymała się, a kierowca czekał, aż cała kłopotliwa sytuacja w jaką został wplątany, nareszcie się zakończy.
- Idź już. - szepnęła, kiedy oderwał się od niej.
- Wrócę wieczorem. - zapłacił taksówkarzowi i otworzył drzwi auta.
- Powodzenia! - krzyknęła za nim, choć nie wiedziała czy ją usłyszał. Szedł już w kierunku swojego domu. - Ruszajmy.
*
Nasze życie jest jak ludzki organizm. Należy o nie dbać, a gdy pojawia się choroba, walczymy z nią. Tak jak z każdym napotkanym problemem - należy stawić mu czoła, inaczej czynnik chorobotwórczy rozprzestrzeni się we wszystkich tkankach, zainfekuje organy, upośledzi pracę układów aż w końcu doprowadzi do nieodwracalnych zmian, a na końcu do śmierci. Falkowicz właśnie postanowił walczyć z gangreną, jaka zatruwała jego myśli. Zgnilizna dawała się coraz bardziej we znaki, a z czasem objawiała bólem. Problem należało wyleczyć, odciąć martwiczą tkankę, by nie strawiła całego organizmu.
Szkopuł w tym, że bardzo lubił tę swoją chorą tkankę, nawet jeśli jej kochanie sprawiało mu cierpienie.
- Kaśka? - znalazł ją w końcu w ich sypialni, tej w której od dawna już razem nie sypiają. Jest ich tylko z nazwy.
Siedziała na miękkim materacu, zamykając w ostatniej chwili miętową teczkę. Spojrzała na niego z dziwnym spokojem, uśmiechając się nawet kącikiem ust.
- Przepraszam. - zaskoczyła go.
- Za co? - podszedł bliżej wolnym krokiem, a kiedy już usiadł obok, odpowiedziała.
- Adam dzwonił, wiem co się stało. Miałam przyjechać, ale powiedzieli mi że śpisz. - przytaknął w ciszy, czując ulgę z tego, że jednak tak potoczyła się ta cała sytuacja. W przeciwnym razie groziłoby mu spotkanie dwóch skonfliktowanych kobiet.
- Przyjechałem taksówką. - uśmiechnęła się w ten sam sposób.
- Widziałam. Przepraszam. - odłożyła miętową teczkę na stolik nocny. - Powinnam była pojechać. Chyba odzwyczajam się od bycia twoją żoną. - spojrzała na niego przez moment.
- Proszę cię... porozmawiajmy w końcu jak ludzie. - westchnął, nie uświadamiając sobie jak bardzo był wykończony.
- To nie ja uciekłam do szpitala na trzy dni. - zganiła go jak dziecko.
- Dobrze. Masz rację. - skinął głową. - Nie chce się z tobą kłócić.
- Mamy Matyldę. - wypowiedziała na głos, to co on miał w myślach. Dobrze się rozumieli i choćby ich wspólne życie miało się skończyć, oni musieli odnaleźć tę nić wspólnego języka. To ostanie co im pozostało. I nie mogli tego zaniedbać, należało to pielęgnować jak szczere złoto, tak mocno jak zależy im na dobru córki.
- Nie zabieraj mi jej. Jest najlepszym co mi się w życiu przytrafiło. - spojrzał na nią błagalnie.
- Andrzej... choćbym chciała to nigdy jej od ciebie nie oderwę. - uśmiechnęła się lekko pobłażliwie. - Jesteś jej superbohaterem.
- Byłem. - spochmurniał na nowo. - Do momentu, kiedy dowiedziała się jak bardzo skrzywdziłem jej matkę. - uśmiech kobiety nieco zbladł. Owszem, temu nie mogła zaprzeczyć. Ciężko jej było uporać się z nowymi realiami, kiedy w myślach człowiek układa sobie świetlaną przyszłość. Ale tego dnia uświadomiła sobie, że zawsze była silna, nie może jej złamać po raz kolejny ten sam człowiek i to tym samym czynem. Jest mądrzejsza. I silniejsza.
- Wiesz, że nie możemy dalej mieszkać razem. - spokój w jej głosie pogłębiał uczucie klęski.
- Wyprowadzę się jeszcze dzisiaj. - przytaknął. - Nie będę wam dłużej przeszkadzał. - skupionym wzrokiem, spojrzał na nią. - Co? - wzruszyła ramionami. - Chyba nie myślałaś, że zabiorę wam dom?
- Jest twój.
- Pani mecenas, zawarliśmy przecież wspólnotę majątkową. - uśmiechnął się lekko, unosząc jeden kącik ust. - Jest twój, aż śmierć nas nie rozłączy. - po tych słowach nastała chwila ciszy, a w niej uśmiechy bledły, pozostawiając na ich twarzach zamyślenie. - Jestem ci to winien. - rzekł gardłowo.
- Skoro o tym mowa. - podała mu na ręce ową teczkę. - Ja też jestem ci coś winna.
Zgrabnymi ruchami dłoni odgiął gumkę i odchylił gruby miętowy papier. Odsłonił nagłówek ukazującego się mu dokumentu  i spojrzał na nią zaskoczony.
- Zwracam ci wolność.





A gdybym tutaj zakończyła? Niee zdecydowanie nie rozkręciliśmy akcji.
A tutaj jeszcze będzie się trochę działo. Czym się zakończy? Kto to wie. Na razie oczekujmy nieoczywistego i cieszmy się z dramatów :)








10 komentarzy:

  1. Ty mnie dołujesz dziewczyno narazie No ..

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahh jak mogłaś przerwać w takim momencie ? Haha :D czekam na next!
    -W

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bardzo ciekawa co będzie się dalej działo u każdego z nich No i u naszej Matyldy , ciekawe tez czy Adam będzie próbował coś zdziałać :)
    -OH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, póki co wiem na pewno że zobaczymy dalszą rozmowę Falko i Kasi, przeniesiemy się do "zaginionej" Matyldy. No i nie zapomnę o braterskiej więzi, wiec spokojnie, Adam będzie krążył obok ;)

      Usuń
  4. Może przez kłopoty Matyldy,jednak zostaną razem ..:D czekam na dalszy ciąg.
    -K

    OdpowiedzUsuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!