niedziela, 25 marca 2018

Broken. Fragment rodziału 18.


"Te same czarne włosy, ten sam gniewny grymas na twarzy i podbródek, który zdobił - powiedzieć by można - uroczy dołek. Przyglądała się mu nie małym zaskoczeniem, a serce niebezpiecznie zbliżyło się do ściany klatki piersiowej, jakby za chwilę miało się z niej wyrwać. Przez chwile nawet myślała że to on.
- Ty... - wydusiła z siebie ale co chciała wyrazić, utkwiło gdzieś w krtani.
- W końcu poznałaś, co? - pociągnął nosem, pocierając go potem dłonią. Przekrwione oczy, te zupełnie nie podobne do oczu Szymona, zdradzały jego uzależnienie. I choć Matylda nie miała medycznej wiedzy, na pewno nie taką by poznać oczy narkomana, ale wystarczyło jej to co mówił o swoim bracie Szymon. - To nie było mądre. - szepnął, obdarzając ja spojrzeniem szaleńca. Małe źródło światła odkrywało przed nią bardzo wiele. - Teraz będę musiał cię sprzątnąć."




Zdradziłam jedną tajemnicę. Będzie więcej. :)





środa, 14 marca 2018

Broken. Rozdział 17

"Największym wrogiem wiedzy nie jest ignorancja, lecz iluzja wiedzy" ~ Stephen Hawking

Na ścianie wisiała bomba. Zegarowa. Miała wskazówki, przesuwające się w rytm upływających sekund. Odmierzała czas, nie miała litości by się zatrzymać. Cenne minuty uciekały, a z każdą kolejną malały szansę na odnalezienie jego córeczki.
Uderzając kciukiem o kciuk, wybijał nimi cichy rytm. Siedział i obserwował zegar wiszący na przeciwko. Miał coraz większą ochotę by zerwać go ze ściany i rzucić nim o podłogę.
- Jakiś bandzior ma naszą córkę. - przerwał pozorną ciszę. Pozorną bo dom Falkowicza aż roił się od służb specjalnych. Chodzili po nim niemal jak u siebie, opanowując dosłownie każdy jego zakątek. W jednym pomieszczeniu urządzili stacje komputerową, w drugim umieścili sprzęt podsłuchowy. W kuchni kradli jego kawę, a światło w łazience prawie nie gasło.
Inspektor, który stał obok jednego ze speców od nawigacji połączeń, spojrzał na profesora zmęczonym wzrokiem.
- Robimy wszystko co w naszej mocy. - odparł mężczyzna w średnim wieku i kontynuował obserwację urządzenia GPS.
- Sam tak mówię rodzinom swoich pacjentów. Jeszcze nikt mi nie uwierzył. - syknął i wstał z kanapy. Kasia obserwowała jak mężczyzna krąży po pomieszczeniu. Jedną dłonią tarł po wargach, druga trzymał głęboko w kieszeni spodni.
- Musi nam pan zaufać, panie Falkowicz. - westchnął kierujący śledztwem.
- Profesorze. - inspektor nie zareagował na słowa Andrzeja, dalej śledził sygnał urządzenia.
- Próbuj połączyć się do skutku. - młodszy kiwnął głową i zajął się swoją pracą. Inspektor westchnął i wyjął z kieszeni cienkiej kurtki, która cały czas miał na sobie, telefon.
- I co? To wszystko na co was stać? Z całym tym sprzętem i kablami które walają się po moim domu!? - profesor stanął na środku salonu, rzucając dłońmi w stronę bałaganu jaki wytworzył się wokół. Irytacja była jeszcze silniejsza, kiedy widział z jakim spokojem i powolnością działa cała ta ekipa. Liczyła się każda sekunda a oni pracowali, jak jacyś znudzeni życiem pracownicy biurowi.
- Proszę opanować nerwy.
- A szanowny pan byłby spokojny? - kipiąc ze złości podszedł do funkcjonariusza. - Ma pan w ogóle dzieci?
- Andrzej uspokój się. - odezwała się w końcu słabym głosem Kasia. Otumaniona środkami uspokajającymi, przymknęła na chwilę powieki.
- Rozumiem pana wzburzenie. - inspektor spojrzał na niego groźnie, choć twarz miał raczej człowieka opanowanego.
- Czyżby!?
- Owszem. - nie cofnął się o krok, gdy Falkowicz niemal napierał już na mężczyznę. - Mam dwójkę małych dzieci. Jedno w wieku pańskiej córki. - Profesor nie odstąpił ani na krok. O krok od niego czekało na rozwój sytuacji dwoje policjantów, zapewne szykując się do obezwładnienia Andrzeja, gdyby ten chciał zaatakować ich szefa. - Dlatego rozumiem strach rodzica. Ale nie mamy jeszcze stuprocentowej pewności, że porwali ją tamci przestępcy.
- A kiedy będziecie ją mieli? Jak znajdą jej zwłoki?
- Andrzej... - jęknęła Kasia, po której policzkach spłynęły już łzy.
Komisarz kątem oka spojrzał na nią, a potem na profesora.
- Pytam się! Kiedy w końcu zaczniecie szukać mojej Matyldzi! - jednym ruchem zacisnął pięści na kołnierzu kurtki mundurowego. Dwoje młodych za plecami Falkowicza ruszyło z odsieczą, lecz ich przełożony gestem dłoni zatrzymał ich. - Kręcicie się i nie macie pojęcia co zrobić. - syknął. - Tracicie czas. - niemal szepnął gardłowym głosem niższemu od siebie w twarz.
Puścił ubranie inspektora, nie szczędząc mu goryczy w spojrzeniu.
- Proszę dać nam pracować. Inaczej będę musiał pana aresztować. A w obecnej sytuacji... - spojrzał na matkę Matyldy - oboje wiemy, że nie w areszcie jest teraz pana miejsce.
Andrzej także jakby dopiero dostrzegł rozdygotaną z nerwów żonę. Nie wiedział, czy to on sprawił, że po jej policzkach spływały teraz łzy. Nie do końca był świadomy siły swoich uprzednich słów. Być może nawet szok, jaki nim teraz kontrolował, wymazał je z pamięci mężczyzny. Umysł cały czas działał jak we mgle. Jedynie emocje szarpały nim i kontrolowały wszystkie jego czyny. Nie rozumiał tego co się z nim działo. Tak silnie nie czuł jeszcze nigdy, a strach był przecież niewyobrażalny.
To co czuł nagle wymalowało się na jego twarzy. Przerażenie i zarazem szukanie nadziei. Choćby najmniejszej.
Inspektor skinął głową i odszedł, pozostawiając Falkowicza w jego własnej pustce.
*
W środku było całkiem przytulnie. Z pewnością mieszkanie nie zostało urządzone w myśl współczesnych trendów. Ciepłe kolory drewna i jego zapach wmieszał się w powietrze. Pod ścianami gabloty z książkami, choć ich okładki były w nienaruszonym stanie. Za wyjątkiem jednej półki. Tam każdy z egzemplarzy miał otartą lub powydzieraną na brzegach okładkę. Nie było wątpliwości co do tego, że te były używane najczęściej.
To z kolei było nie lada zaskoczeniem. Przecież właścicielami tego przytulnego domu byli przestępcy.
Otóż dziwić powinien nieco mniej fakt, iż za wspomnianym regałem mieścił się sejf, a w nim cały arsenał broni. Gotówki raczej tam nie znajdziemy. Każda skradziona złotówka została przechowana na kilkudziesięciu kątach bankowych. Żyjemy przecież w dwudziestym pierwszym wieku. Nawet gangsterzy idą z duchem czasu.
Na poddaszu, urządzonym już bardziej jakby w pośpiechu mieściły się dwa pokoje i dwie łazienki. Było tam również pomieszczenie, które przez każdą inną normalną rodzinę zapewne przeznaczone by było na schowek dla staroci, bądź po prostu pralnię. Jego funkcja była z goła inna. Mianowicie przetrzymywano tam jeńców. Tego dnia była nim Matylda.
- Jedz. - zbudziła się przestraszona, gdy coś z głośnym szelestem uderzyło w jej ciało. Odruchowo podkuliła nogi i podciągnęła do ciała dłonie. Gdy poczuła opór, zrozumiała że była skrępowana.
- Puśćcie mnie. - jęknęła, pociągając nosem.
- Jasne. - burknął pod nosem chłopak i złapał za drzwi.
- Policja mnie znajdzie. A jak nie oni, to mój tata.
- Już się boję.
- Bo jeszcze go nie znasz. - czując narastającą złość i poczucie buntu, szarpnęła nadgarstkami, lecz srebrna linka tylko wbiła się w jej skórę. - Znajdzie mnie i policzy się z wami. A mama wsadzi was za kratki. Jeszcze zobaczycie. Jest najlepszym prawnikiem w mieście. - coś, co ledwo widziała spadło z jej kolan. - Co to jest? - znudzony ta rozmową chłopak, spojrzał niechętnie w stronę połyskującej paczki, którą przed chwilą jej rzucił.
- Twój obiad. - już chciał zamknąć drzwi, pozbawiając dziewczynkę tym samym jedynego źródła światła, kiedy zatrzymał go jej głos.
- Nie możesz mi zapalić światła? - usłyszała westchnięcie.
- Nie. - odparł, mając nadzieję na święty spokój.
- Przecież ledwo się ruszam. Jak trochę światła miałoby mi pomóc w ucieczce? - warknęła zniecierpliwiona.
- Nie jesteś za pyskata jak na swój wiek? - otworzył nieco drzwi. Zamilkła na moment, mocując się z linką na nadgarstkach. Spojrzała na ciasno zawiązane i splątane kostki u nóg. Znieruchomiała, gdy dostrzegła że podchodzi do niej. Szedł wolnym krokiem, tupiąc ciężkimi butami o podłogę. W ruchu wydał się nieco starszy, jakby pewniejszy siebie niż wcześniej oceniła. Na jego twarz nie padał choćby najmniejszy promień światła, dlatego cały czas nie mogła zobaczyć jego rysów. Przy niechlujnych i chyba trochę za dużych jeansach zauważyła broń. Przykucnął tuż obok, zbliżył do niej swoja twarz, tak że błysnęły jej przed nią jego oczy. Uniósł żelastwo i od niechcenia pomachał jej nią przed oczami.
- Już nie taka odważna? - poczuła jego oddech nawet cofając się maksymalnie do surowej ściany za jej głową.
- Co chcecie ze mną zrobić? - szepnęła, a głos jej prawie nie zadrżał.
Nie odpowiedział. Popatrzył chwilę na nią i wyprostował nogi w kolanach. Stał tak przez chwilę i sięgnął po coś do kieszeni z tyłu spodni. Głuche pstryknięcie i coś świecącego na moment oświetliło jego zapadnięte policzki i uwypuklone kości jarzmowe. Zaraz potem to samo wylądowało z cichym brzęknięciem obok jej nóg.
Na moment oślepła, bo światełko - jak się okazało - przy długopisie było naprawdę jasne. Z lekko uchylonymi ustami spojrzała w górę, na mężczyznę stojącego nad nią. I zamarła.




Tadam tadam!
Krótko ale cieszę się, że znowu mogę Wam coś przesłać.
Falkowicz wariuje oczekując na wiadomość o córce. Oczekiwanie jest tym gorsze, że nie mają o niej kompletnie żadnej wiadomości. A dla rodzica każda chwila zwlekania to milion czarnych i czarniejszych myśli.
Ale poszukiwania ruszyły.
Wiemy gdzie jest dziewczynka. Przynajmniej częściowo.
I największa zagadka - czym był obiad Matyldy?

Nie czujcie rozczarowania tą częścią. Kolejna nie będzie za tak długo. I nie zgubimy akcji ;)

Stay tuned!
Trzymajcie się :)





niedziela, 11 marca 2018

Broken. Fragment rozdziału 17.


"(...)
- Proszę dać nam pracować. Inaczej będę musiał pana aresztować. A w obecnej sytuacji... - spojrzał na matkę Matyldy - oboje wiemy, że nie w areszcie jest teraz pana miejsce.
Andrzej także jakby dopiero dostrzegł rozdygotaną z nerwów żonę. Nie wiedział, czy to on sprawił, że po jej policzkach spływały teraz łzy. Nie do końca był świadomy siły swoich uprzednich słów. Być może nawet szok, jaki nim teraz kontrolował, wymazał je z pamięci mężczyzny. Umysł cały czas działał jak we mgle. Jedynie emocje szarpały nim i kontrolowały wszystkie jego czyny. Nie rozumiał tego co się z nim działo. Tak silnie nie czuł jeszcze nigdy, a strach był przecież niewyobrażalny.
To co czuł nagle wymalowało się na jego twarzy. Przerażenie i zarazem szukanie nadziei. Choćby najmniejszej.
Inspektor skinął głową i odszedł, pozostawiając Falkowicza w jego własnej pustce."



Dajcie mi czas do środy :D Będzie ciekawie.