poniedziałek, 7 maja 2018

Broken. Rozdział 19 część I

Wyjątkowo w częściach, bo wyjątkowo nie za długo :) Reszta mam nadzieje niebawem.



Mawiają, że nieświadomość jest błogosławieństwem. Bo gdy raz dotrze do ciebie ta zła wieść, nieprzychylna tobie prognoza (i nie chodzi wcale o tą pogodową), wyrok - niekoniecznie więzienia, wtedy nie ma już odwrotu. Stajesz twarzą w twarz z własnym strachem i witasz się z nim jak z dawnym przyjacielem. Od teraz będzie ci on towarzyszył długą drogę. Pytanie jednak nasuwa się samo. Jaka będzie twoja reakcja na osobiste trzęsienie ziemi? Poddajesz się, czy walczysz? Doskonale wiesz, że nie ma nic pomiędzy. To jak żyć, albo umrzeć; góra albo dół; w środku bądź na zewnątrz. Żadnych kompromisów. Zatem pytam jeszcze raz - poddajesz się, czy walczysz?

Nie wiedziała czy powinna tam przychodzić. Jednak siedzenie w domu wydawało się jej najgorszą z możliwości. Nikt nie odpowiadał na jej telefony, była poza jakimikolwiek informacjami. Jedyne co wiedziała, to tyle, że jego córka zaginęła. Nie powiedział nic więcej. Tylko tyle, że musi się teraz zająć żoną. Jak mogłaby sprzeciwić się jego decyzji? Chodziło o jego dziecko.
Tylko czy była egoistką myśląc teraz o własnej samotności? Andrzej kompletnie się od niej odsunął. Nie odbierał telefonów, ani nie odpowiadał na sms-y. Musiała to przyznać - trochę ją to zabolało.
Ganiąc się w myślach, zapukała w końcu w drewniane drzwi. Serce waliło jej jak młot, jakby zaraz miało wyrwać się z klatki piersiowej. Błagała w myślach, by otworzył właśnie on.
Minęła jakaś chwila i gdy chciała w pośpiechu oddalać się z posesji, ktoś jej otworzył. Wstrzymała na chwilę oddech i spojrzała na twarz wychylającą się zza wejścia.
- Dzień dobry. - zmarszczyła brwi, nieruchomiejąc na moment. Nie poznawała tej kobiety. Z niechęcią przyznała, że owa nieznajoma była całkiem ładna.
- Pani do kogo?
- Do... - pomyślała na chwilę, jak miałaby go określić. "Do męża właścicielki domu" czy zwyczajnie "do ojca zaginionej dziewczynki"? - Do Andrzeja. - kobieta odchyliła trochę drzwi, ale nie po to by wpuścić do środka Aldonę, lecz raczej by jeszcze przez chwilę poprzesłuchiwać gościa.
- Andrzeja Falkowicza? - przytaknęła zdziwiona. - To niemożliwe.
- Pomyliłam adres? - nie sądziła, by to było możliwe.
- Po prostu nie ma go teraz w domu. - Rudowłosa kobieta skrzyżowała dłonie na piersi, patrząc bacznie na blondynkę, lecz po chwili jej uwagę zwróciło coś we wnętrzu domu.
- Nie mogę się z nim skontaktować. Mogłaby pani mu przekazać...
- Kto cię tutaj zapraszał. - w wejściu pojawiła się Kasia. Blada twarz, podkrążone oczy i nieułożone włosy - zdecydowanie nie tak zapamiętała ją Aldona. Kiedy spotkały się ostatnio, pani mecenas wyglądała kwitnąco... choć może to nie najlepsze określenie na kobietę, która właśnie dowiedziała się o zdradzie męża. Teraz nędzny wygląd żony Falkowicza wstrząsnął panią Gronert. Zastanawiała się czy tak samo wyglądał teraz Andrzej. Wyobrażała sobie, że musiał cierpieć, ale dopiero teraz uświadomiła sobie jak niszczy utrata dziecka. Wypuściła z klatki piersiowej powietrze, nie wiedziała co mogłaby powiedzieć.
- Przepraszam. - cofnęła się o krok.
- Nie masz prawa przychodzić do mojego domu, do domu mojej rodziny! - krzyknęła, a w jej oczach zbierały się łzy. - Chciałaś sobie popatrzeć jak wali się wszystko co miałam? - tracąc siły w płucach syknęła, kończąc szeptem. Jej twarz skrzywił grymas rozpaczy. - O to ci chodziło? Żeby zobaczyć jak ją też tracę?
- Wracajmy. - Wiktoria złapała ją i pociągnęła za sobą do środka, zamykając za sobą drzwi.

Strach. Paraliżuje nas i zaburza jakąkolwiek zdolność do oceny sytuacji. Choć wielu uważa, że jest on oznaką mądrości. Ludzki umysł wykrywa zagrożenie i naturalną jego reakcją jest obrona przed nim. Zatem wyzwala w nas ten lęk, by unikać niebezpieczeństwa. Ignorując go, jesteś głupcem.
Chociaż możnaby się rozwodzić nad tym zagadnieniem w nieskończoność. Świat jest przecież złożony. Pewnych pojęć nie można zdefiniować w dwóch słowach. Jest też przecież coś takiego jak bohaterstwo i odwaga. Być może. Ale bohaterowie nie koniecznie zawsze dbali o swoje życie w obliczu zagrożenia. A z punktu widzenia ich rodzin... pakowanie się w kłopoty to najprostsze określenie głupoty. Bo to nie polegli nieustraszeni cierpią po ich nieudanym bohaterskim czynie. Śmierć przecież nigdy nie dotyka tylko zmarłego. Dla niego jest to koniec, dla bliskich początek długiej rozpaczy. Zatem ryzykując życie, nie ryzykujemy tylko w swoim imieniu. Stawiamy na szali także życie naszych bliskich. Bo ich dotknie cierpienie po stracie nas.
Dziękujmy zatem ludziom, którzy stworzyli pojęcie "bohater". Nie jednym żałobnikom pozwoliło ono przetrwać śmierć bliskiej osoby.





Urwany rozdział, to nie najlepszy rozdział. No przynajmniej ten. Ale wstawiam to co mam. Trzymajcie kciuki, żebym znalazła czas na szybkie napisanie reszty. :)




2 komentarze:

  1. jednak pozostał mi ten niedosyt.. czekam na dalszy ciąg! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na drugą część :)
    -W

    OdpowiedzUsuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!