Chluśnięcie wody o bladą skórę i mocny jej rozbryzg po
uderzeniu o twarz. Niby jakby po wszystkim krople pospiesznie spływały z jego
brody i wpadały z powrotem do białej umywalki. Tam zbierały się w jeden
strumień i spływały do spływu.
Mężczyzna oparł o porcelanowe brzegi drżące dłonie i
pochylił się nad nią. Jeden głębszy wdech – tylko na taką próbę uspokojenia się
było go stać w tamtym momencie.
Usłyszał pukanie, na które nie odpowiedział ani słowem. Nie
dlatego że nie miał ochoty, raczej brakowało mu sił.
- Andrzej? – znowu pukanie. – Mam wejść?
To była publiczna toaleta, a do tego drzwi wejściowe wcale
nie dały się przekręcić na klucz (z resztą po zamku została w nich jedynie
wyszczerbiona, zaklejona czymś dziura). Adam w każdej chwili mógłby wejść do
środka i sprawdzić starszego braciszka, czy ten nie utopił się we własnych
wymiocinach.
Mężczyzna nalał raz jeszcze wody w złożone dłonie i nabrał
jej do ust, by wypłukać z nich gorzki posmak. Urwał może trochę za dużo papieru
i wytarł nim mokrą skórę. Na lekko
drżących kolanach ruszył w stronę wyjścia z obskurnej łazienki w budynku
prosektorium. Wyprostował się nieco, by nie wyglądać tak beznadziejnie jak się
właśnie czuł.
Pchnął stare drzwi, tylko jakimś przypadkiem spróchniałe nie
wypadły z zawiasów. Spojrzał na młodszego brata i kiwnął głową.
- Możemy jechać. – Adam przytknął.
- Zadzwonię tylko Wiki, że zaraz będziemy. – Uśmiechnął się
pokrzepiająco, myśląc że w cudowny sposób zarazi tą radością Andrzeja. – Pewnie
umierasz z głodu. – poklepał Falkowicza po ramieniu.
- Nie. – zatrzymał się na chwilę na korytarzu i zwrócił w
stronę Krajewskiego. – Nie do domu, do Aldony. – przetarł dłonią mokre czoło. –
Pewnie się martwi. Długo nie odzywałem się do niej.
- A Kaśka? – zapytał, a w jego głosie za bardzo było słychać
pretensję. Gdy zdał sobie z tego sprawę, skrzywił się lekko i kontynuował
łagodniej. – Ona też to przeżywa i będzie potrzebowała teraz twojego wsparcia.
– Andrzej wypuścił powietrze z płuc i zwiesił głowę pomiędzy ramionami.
- Ta kobieta czyta z mojej twarzy jak z otwartej księgi. Nie
mogę się jej teraz tak pokazać. – wyjaśnił i ruszył dalej w stronę wyjścia.
- To jest cały czas twoja żona Andrzej! – starszy zatrzymał
się, jakby słowa, które wypowiedział Adam szarpnęły zaczepnie za jego ramiona.
– Nie macie rozwodu, sam go nie chciałeś. Musisz ją wspierać. – zacisnął zęby i
odwrócił się na pięcie. Adam stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym przed
chwilą jeszcze stali oboje.
I wszystkie te chwile w których czuł się samotny, czuł ból i
chwile zwątpienia w istnienie jakiegokolwiek sensu dalszego życia dały o sobie
znać. Tylko on wiedział jak bardzo się starał. Być dobrym ojcem,
odpowiedzialnym mężczyzną, uczciwym mężem i za każdym razem postępować jak
należy. Chciał znosić wszystko z klasą, nie dawać po sobie poznać gdy czuł
porażkę, z pokerową twarzą podnosić się z kolan i próbować raz jeszcze. Jego
wizytówką była siła. Tylko gdy człowiek traci wszystko… nawet najsilniejszego
można wtedy złamać.
- Ja też potrzebuje wsparcia! – wrzasnął, a jego głos
poniósł się po długim korytarzu. Zacisnął zęby, wyginając usta w podkowę. –
Przed chwilą omal nie pochowałem własnego dziecka. – dodał drżącym głosem, po
chwili zaciskając usta, chcąc zamaskować grymas rozpaczy. – To mogła być… -
spazmatyczny wydech i opuścił głowę w dół. Dłonie, które przez moment zwisały
jakby bezwładnie wzdłuż jego zgarbionego ciała, powędrowały na twarz. Skrył się
za nimi na moment, by ukryć nimi swoją rozpacz, jakiej w końcu się poddał.
Lekko zdezorientowany tym widokiem Adam, na chwilę nie
ruszył się z miejsca. Nigdy nie widział brata w takim stanie, dlatego nie
wiedział jak powinien się teraz zachować.
- Znajdziemy ją. – Adam szczerze w to wierzył. Nie wiedział
tylko czy brat także. Naprawdę nie potrafił go rozszyfrować. Tym bardziej kiedy
Falkowicz zsunął dłonie z twarzy i nadal pochylony podparł się jedną ręką o
pomalowaną farbą olejową ścianę. Stał przodem do wyjścia, a tyłem do Adama.
Dodatkowo światło biło tak mocno przez stare szyby w drzwiach na końcu
korytarza, że młody chirurg momentami mógł widzieć przed sobą tylko ciemną
sylwetkę, tak też było w tamtej chwili. Chwilę ciszy przerwał dźwięk
ślizgającej się po ścianie dłoni.
*
Patolog powoli odsłaniał białe prześcieradło, co jakiś czas
lekko odrywając je od zaschniętych już ran. Dźwięk ten był tak delikatny i tak
cichy, że dziwne wydawało się, by ktokolwiek to usłyszał. Być może wyobraźnia
odegrała tutaj dużą rolę.
Falkowicz czekał aż odsłoni się twarz leżącej przed nim
dziewczynki. Bóg mu świadkiem, że modlił się tej chwili po raz pierwszy w swoim
życiu. O to, by nie odnalazł Matyldy, nie teraz. O to by w tej chwili nie stał właśnie przed
nią.
Gdy pracownik prosektorium odkrył to makabryczne dzieło
jakiegoś niewyżytego sadysty, Andrzej nabrał powietrza w płuca i zatrzymał je
tam na dłuższą chwilę.
Ten sam kolor włosów, waga… choć kształt twarzy był mocno
zniekształcony, sądził iż mógł się zgadzać. Opuchnięte powieki, prawa okropnie
przekrwiona do tego, a z zewnętrznego kącika tego oka rozciągało się w stronę
skroni ostre rozcięcie. Kość nosowa złamana, przez ranę po środku widoczna
gołym okiem. Policzki znajomo pełnych kształtów, lewy nieco mniej przez
delikatnie zapadniętą kość jarzmową. A żuchwa…
- Chryste – był chirurgiem, widywał połamane żuchwy. Mimo to
przymknął oczy i odwrócił się na moment, jakby za nim było nieco więcej
powietrza.
- Bardzo mi przykro. – usłyszał z plecami.
Ściągnął z oczu palce, wypuścił z klatki piersiowej całe
powietrze jakie się w niej znajdowało.
- To nie jest moja córka. – odparł gorzko. Zaciskając mocno
zęby, odwrócił się niechętnie, lecz tak by stać bokiem do ciała. Kątem oka
widział zapadnięte usta, które straciły swoją podporę, jaką były zęby.
Zmarszczył brwi, zaskoczony.
- Żyła kiedy ją znaleźli? – patolog zaskoczony uniósł brwi.
Andrzej nie potrzebował odpowiedzi, a reakcja starszego mężczyzny tylko
potwierdziła jego podejrzenia. To, że to dziecko przeżyło atak nie było dla
niego wbrew waszym oczekiwaniom dobrą wiadomością. Obrażenia i tak nie dawały
jej szans przeżycia. Widział jak wyglądała klatka piersiowa, której kształt
naśladowała cieniutka biała narzuta, zapadnięta w jednym miejscu. To plus
twarz, dawały mu obraz nieopisanego cierpienia jakie przechodziła ta
dziewczynka.
- Straciła zęby podczas intubacji. – wyjaśnił krótko i
ruszył w stronę wyjścia.
*
Zza gęstej mgły wyłoniła się twarz. Zmarszczył czoło,
próbując skojarzyć choć jej właściciela. Potem dotarł do niego głos, który
wypowiadał raz po raz jego imię.
- Przestań wrzeszczeć. – pomruk jaki wydobył się z jego ust,
wydał mniej więcej takie słowa. Podniósł lekko głową, próbując złapać się
czegoś dłonią jednocześnie, by podciągnąć się z podłogi. Zimne płytki i farba
olejna na ścianie, do tego ta ich martwa zieleń przypomniała mu gdzie się
znajduje.
- Zemdlałeś. – Adam chwycił go mocno za ręce i pomógł wstać,
asekurując przy tym, by zapobiec ponownemu upadkowi. Jego przerażona twarz
dobitnie pokazywała, że za diabły nie chciałby aby to się powtórzyło.
- Właśnie – wszystko powoli wirowało. – A nie ogłuchłem. –
karuzela w głowie sukcesywnie zwalniała. Czując, że jest w stanie chodzić,
ruszył do wyjścia tak jakby niewiele się wydarzyło. Przemierzył mały dystans i znowu zaczęło brakować mu tchu. Na plecach spłynęły krople zimnego potu, a usta zaschły od przyspieszonego oddechu. Na nowo rozmazywał się obraz przed oczami i kiedy już myślał, że traci także władzę nad nogami, poczuł jak ktoś podpiera go swoim ciałem. Zmęczony spogląda na Adama, na którym musiał uwiesić swój ciężar.
- Powinien cię zobaczyć twój lekarz. - mruknął pod nosem, zły na siebie, że prędzej na to nie wpadł.
- Braciszku...
- Wiem, chciałeś jechać do Aldony. I nie myśl sobie że się tobą przejmuję, ale nie wiesz ile dla mnie znaczy ta moja nerka, którą ci oddałem. - Andrzej milczał, bo niebawem miało wyjść na jaw, że zaniedbał nie tylko przyjmowanie posiłków, ale także swoich immunosupresyjnych leków.
To co lubię ja, sądzę że i Wy - medyczny wątek. Pojawi się nie jeden. Zbliżamy się do wyjaśnienia zagadek, jedna po drugiej.
Mam szczerą nadzieje, że nie nudzę. I że nadal lubicie tutaj zaglądać.
Do "zobaczenia" przy okazji nextu! :D
oo przyznam iż czekam na więcej,no i wszytko pięknie tylko po co wspomniałaś o tej aldonie..heh,w każdym razie czekam na jak najszybszy next !!
OdpowiedzUsuńWróciłaś w naprawdę wielkim stylu. Czekam na ciąg dalszy. Świetnie prowadzisz akcję, czytałam z zapartym tchem!
OdpowiedzUsuńnie mogłam się doczekać! Akcja się dzieje,ale co dalej wymyślisz :)
OdpowiedzUsuń-W