poniedziałek, 9 lipca 2018

Broken. Rozdział 19, cz. II


Chluśnięcie wody o bladą skórę i mocny jej rozbryzg po uderzeniu o twarz. Niby jakby po wszystkim krople pospiesznie spływały z jego brody i wpadały z powrotem do białej umywalki. Tam zbierały się w jeden strumień i spływały do spływu.

Mężczyzna oparł o porcelanowe brzegi drżące dłonie i pochylił się nad nią. Jeden głębszy wdech – tylko na taką próbę uspokojenia się było go stać w tamtym momencie.

Usłyszał pukanie, na które nie odpowiedział ani słowem. Nie dlatego że nie miał ochoty, raczej brakowało mu sił.

- Andrzej? – znowu pukanie. – Mam wejść?

To była publiczna toaleta, a do tego drzwi wejściowe wcale nie dały się przekręcić na klucz (z resztą po zamku została w nich jedynie wyszczerbiona, zaklejona czymś dziura). Adam w każdej chwili mógłby wejść do środka i sprawdzić starszego braciszka, czy ten nie utopił się we własnych wymiocinach.

Mężczyzna nalał raz jeszcze wody w złożone dłonie i nabrał jej do ust, by wypłukać z nich gorzki posmak. Urwał może trochę za dużo papieru i  wytarł nim mokrą skórę. Na lekko drżących kolanach ruszył w stronę wyjścia z obskurnej łazienki w budynku prosektorium. Wyprostował się nieco, by nie wyglądać tak beznadziejnie jak się właśnie czuł.

Pchnął stare drzwi, tylko jakimś przypadkiem spróchniałe nie wypadły z zawiasów. Spojrzał na młodszego brata i kiwnął głową.

- Możemy jechać. – Adam przytknął.

- Zadzwonię tylko Wiki, że zaraz będziemy. – Uśmiechnął się pokrzepiająco, myśląc że w cudowny sposób zarazi tą radością Andrzeja. – Pewnie umierasz z głodu. – poklepał Falkowicza po ramieniu.

- Nie. – zatrzymał się na chwilę na korytarzu i zwrócił w stronę Krajewskiego. – Nie do domu, do Aldony. – przetarł dłonią mokre czoło. – Pewnie się martwi. Długo nie odzywałem się do niej.

- A Kaśka? – zapytał, a w jego głosie za bardzo było słychać pretensję. Gdy zdał sobie z tego sprawę, skrzywił się lekko i kontynuował łagodniej. – Ona też to przeżywa i będzie potrzebowała teraz twojego wsparcia. – Andrzej wypuścił powietrze z płuc i zwiesił głowę pomiędzy ramionami.

- Ta kobieta czyta z mojej twarzy jak z otwartej księgi. Nie mogę się jej teraz tak pokazać. – wyjaśnił i ruszył dalej w stronę wyjścia.

- To jest cały czas twoja żona Andrzej! – starszy zatrzymał się, jakby słowa, które wypowiedział Adam szarpnęły zaczepnie za jego ramiona. – Nie macie rozwodu, sam go nie chciałeś. Musisz ją wspierać. – zacisnął zęby i odwrócił się na pięcie. Adam stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym przed chwilą jeszcze stali oboje.

I wszystkie te chwile w których czuł się samotny, czuł ból i chwile zwątpienia w istnienie jakiegokolwiek sensu dalszego życia dały o sobie znać. Tylko on wiedział jak bardzo się starał. Być dobrym ojcem, odpowiedzialnym mężczyzną, uczciwym mężem i za każdym razem postępować jak należy. Chciał znosić wszystko z klasą, nie dawać po sobie poznać gdy czuł porażkę, z pokerową twarzą podnosić się z kolan i próbować raz jeszcze. Jego wizytówką była siła. Tylko gdy człowiek traci wszystko… nawet najsilniejszego można wtedy złamać.

- Ja też potrzebuje wsparcia! – wrzasnął, a jego głos poniósł się po długim korytarzu. Zacisnął zęby, wyginając usta w podkowę. – Przed chwilą omal nie pochowałem własnego dziecka. – dodał drżącym głosem, po chwili zaciskając usta, chcąc zamaskować grymas rozpaczy. – To mogła być… - spazmatyczny wydech i opuścił głowę w dół. Dłonie, które przez moment zwisały jakby bezwładnie wzdłuż jego zgarbionego ciała, powędrowały na twarz. Skrył się za nimi na moment, by ukryć nimi swoją rozpacz, jakiej w końcu się poddał.

Lekko zdezorientowany tym widokiem Adam, na chwilę nie ruszył się z miejsca. Nigdy nie widział brata w takim stanie, dlatego nie wiedział jak powinien się teraz zachować.

- Znajdziemy ją. – Adam szczerze w to wierzył. Nie wiedział tylko czy brat także. Naprawdę nie potrafił go rozszyfrować. Tym bardziej kiedy Falkowicz zsunął dłonie z twarzy i nadal pochylony podparł się jedną ręką o pomalowaną farbą olejową ścianę. Stał przodem do wyjścia, a tyłem do Adama. Dodatkowo światło biło tak mocno przez stare szyby w drzwiach na końcu korytarza, że młody chirurg momentami mógł widzieć przed sobą tylko ciemną sylwetkę, tak też było w tamtej chwili. Chwilę ciszy przerwał dźwięk ślizgającej się po ścianie dłoni.

*

Patolog powoli odsłaniał białe prześcieradło, co jakiś czas lekko odrywając je od zaschniętych już ran. Dźwięk ten był tak delikatny i tak cichy, że dziwne wydawało się, by ktokolwiek to usłyszał. Być może wyobraźnia odegrała tutaj dużą rolę.

Falkowicz czekał aż odsłoni się twarz leżącej przed nim dziewczynki. Bóg mu świadkiem, że modlił się tej chwili po raz pierwszy w swoim życiu. O to, by nie odnalazł Matyldy, nie teraz. O to by w tej chwili nie stał właśnie przed nią.

Gdy pracownik prosektorium odkrył to makabryczne dzieło jakiegoś niewyżytego sadysty, Andrzej nabrał powietrza w płuca i zatrzymał je tam na dłuższą chwilę.

Ten sam kolor włosów, waga… choć kształt twarzy był mocno zniekształcony, sądził iż mógł się zgadzać. Opuchnięte powieki, prawa okropnie przekrwiona do tego, a z zewnętrznego kącika tego oka rozciągało się w stronę skroni ostre rozcięcie. Kość nosowa złamana, przez ranę po środku widoczna gołym okiem. Policzki znajomo pełnych kształtów, lewy nieco mniej przez delikatnie zapadniętą kość jarzmową. A żuchwa…

- Chryste – był chirurgiem, widywał połamane żuchwy. Mimo to przymknął oczy i odwrócił się na moment, jakby za nim było nieco więcej powietrza.

- Bardzo mi przykro. – usłyszał z plecami.

Ściągnął z oczu palce, wypuścił z klatki piersiowej całe powietrze jakie się w niej znajdowało.

- To nie jest moja córka. – odparł gorzko. Zaciskając mocno zęby, odwrócił się niechętnie, lecz tak by stać bokiem do ciała. Kątem oka widział zapadnięte usta, które straciły swoją podporę, jaką były zęby. Zmarszczył brwi, zaskoczony.

- Żyła kiedy ją znaleźli? – patolog zaskoczony uniósł brwi. Andrzej nie potrzebował odpowiedzi, a reakcja starszego mężczyzny tylko potwierdziła jego podejrzenia. To, że to dziecko przeżyło atak nie było dla niego wbrew waszym oczekiwaniom dobrą wiadomością. Obrażenia i tak nie dawały jej szans przeżycia. Widział jak wyglądała klatka piersiowa, której kształt naśladowała cieniutka biała narzuta, zapadnięta w jednym miejscu. To plus twarz, dawały mu obraz nieopisanego cierpienia jakie przechodziła ta dziewczynka.

- Straciła zęby podczas intubacji. – wyjaśnił krótko i ruszył w stronę wyjścia.

*
Zza gęstej mgły wyłoniła się twarz. Zmarszczył czoło, próbując skojarzyć choć jej właściciela. Potem dotarł do niego głos, który wypowiadał raz po raz jego imię. 
- Przestań wrzeszczeć. – pomruk jaki wydobył się z jego ust, wydał mniej więcej takie słowa. Podniósł lekko głową, próbując złapać się czegoś dłonią jednocześnie, by podciągnąć się z podłogi. Zimne płytki i farba olejna na ścianie, do tego ta ich martwa zieleń przypomniała mu gdzie się znajduje. 
- Zemdlałeś. – Adam chwycił go mocno za ręce i pomógł wstać, asekurując przy tym, by zapobiec ponownemu upadkowi. Jego przerażona twarz dobitnie pokazywała, że za diabły nie chciałby aby to się powtórzyło. 
- Właśnie – wszystko powoli wirowało. – A nie ogłuchłem. – karuzela w głowie sukcesywnie zwalniała. Czując, że jest w stanie chodzić, ruszył do wyjścia tak jakby niewiele się wydarzyło. Przemierzył mały dystans i znowu zaczęło brakować mu tchu. Na plecach spłynęły krople zimnego potu, a usta zaschły od przyspieszonego oddechu. Na nowo rozmazywał się obraz przed oczami i kiedy już myślał, że traci także władzę nad nogami, poczuł jak ktoś podpiera go swoim ciałem. Zmęczony spogląda na Adama, na którym musiał uwiesić swój ciężar. 
- Powinien cię zobaczyć twój lekarz. - mruknął pod nosem, zły na siebie, że prędzej na to nie wpadł. 
- Braciszku... 
- Wiem, chciałeś jechać do Aldony. I nie myśl sobie że się tobą przejmuję, ale nie wiesz ile dla mnie znaczy ta moja nerka, którą ci oddałem. - Andrzej milczał, bo niebawem miało wyjść na jaw, że zaniedbał nie tylko przyjmowanie posiłków, ale także swoich immunosupresyjnych leków. 



To co lubię ja, sądzę że i Wy - medyczny wątek. Pojawi się nie jeden. Zbliżamy się do wyjaśnienia zagadek, jedna po drugiej. 
Mam szczerą nadzieje, że nie nudzę. I że nadal lubicie tutaj zaglądać. 
Do "zobaczenia" przy okazji nextu! :D






3 komentarze:

  1. oo przyznam iż czekam na więcej,no i wszytko pięknie tylko po co wspomniałaś o tej aldonie..heh,w każdym razie czekam na jak najszybszy next !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłaś w naprawdę wielkim stylu. Czekam na ciąg dalszy. Świetnie prowadzisz akcję, czytałam z zapartym tchem!

    OdpowiedzUsuń
  3. nie mogłam się doczekać! Akcja się dzieje,ale co dalej wymyślisz :)
    -W

    OdpowiedzUsuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!