Za konsolą siedziała jedna z pielęgniarek, pochłonięta
stosem dokumentacji medycznej, który miała wypełnić.
- Szukamy doktora Drozdy. – usłyszała przed sobą. Podniosła
głowę i ujrzała dwójkę mężczyzn. Jeden młodszy i niecierpliwie spoglądający to
na nią, to na mężczyznę który mu towarzyszył. Ten drugi był zapewne nieco
starszy. Elegancki, ale przygarbiony. Do tego był podejrzanie blady, co dało
kobiecie powód by sądzić, że widzi przed sobą nowego pacjenta jej oddziału.
- Niestety jest na zwolnieniu. – wstała, chwytając za
telefon. – Ale powiadomię doktor Gawryło, ma dzisiaj dyżur.
- Proszę mu powiedzieć, że czeka na niego profesor
Falkowicz. – Podkreślił nazwisko, licząc na przyspieszenie spraw.
Rzeczywiście tak było. Piotr, gdy usłyszał od pielęgniarki
kto czeka na jego przyjęcie, zostawił swoje dotychczasowe zajęcia. Znał
historię chorobową pacjenta, by domyślać się z czym może przychodzić oraz
samego Andrzeja, by wiedzieć że sprawa musi był nagląca skoro on sam zgłosił
się do niego po pomoc.
Opuścił swój gabinet i na końcu korytarza ujrzał dwoje
oczekujących mężczyzn. Krajewski trzymał dłonie na biodrach, obserwując
siedzącego na krześle brata, a kiedy dostrzegł Piotra, opuścił je patrząc na
lekarza z nadzieją. Andrzej podniósł głowę dopiero kiedy Gawryło stanął obok.
- Kopę lat, przyjacielu. – na twarzy profesora błysnęło coś
na kształt wymuszonego uśmiechu, lecz po chwili zniknęło. Zastąpiło go
zmęczenie. Blady, pochylony, skupiony wyłącznie na pobudzaniu do wentylacji
płuc.
- Dobrze się trzymasz. – Gawryło poprosił kobietę by poszła
po wózek dla profesora, a gdy tylko wróciła pomogli Andrzejowi przejść na
niego. Potem ruszyła cała lawina procedur przy przyjęciu. Wywiad uzupełniający
dokumentację medyczną, pobranie podstawowych parametrów oraz krwi, zwieńczając
wszystko złożeniem wkłucia dożylnego.
Falkowicz poddawał się wszystkiemu nie do końca będąc świadomym
co się wokół dzieje. Podawał dłoń, kiedy o to prosili; przechodził, gdy to było
potrzebne. Myślami wędrował zupełnie gdzie indziej, był przy swojej córce. W
wyobraźni widział jej twarz, szeroko otwarte ze strachu oczy, w których
zbierały się łzy. Niemal czuł jej strach i samotność. Matylda była gdzieś tam,
czekała na pomoc. On jako rodzic powinien chronić swoje dziecko. Odganiać od
niego demony, przyjmować wszystkie ciosy na siebie, bo to że ich nie przyjmował
– paradoksalnie – zabijało go. Dobijało go poczucie własnej beznadziei.
*
Kobieta siedziała w kącie swojej sypialni. Obok niej
ciągnące się od podłogi po sam sufit okno, niemal zajmowało całą powierzchnię
ściany. Gdyby ktoś chciał ją teraz obserwować, miałby ułatwione zadanie.
Wystarczyła by zwykła lornetka, nawet wersja dla dzieci, by dostrzec jej
strapiony wyraz twarzy. Bo w końcu myślała trzeźwo. Tabletki jakie przyjmowała
nie pozwalały jej zebrać myśli. Bez nich nie czuła się już śpiąca. Wbrew
oczekiwaniom, tylko bardziej ją przytłaczały, zabierały jasność umysłu. Kobieta
z jej wojowniczym duchem była jedynie uwięziona w ciele bezradnej matki. Teraz
mogła rozważać wszystkie opcje jakie przyszły jej do głowy. Zastanawiała się
nad motywami przestępcy – zawsze jakieś są. Te choć pozornie oczywiste, nie
zgadzały się w pewnych aspektach. Po prostu albo nie wiedzieli wszystkiego,
albo mafia nie działa logicznie. A to zdarzało się tylko wtedy, gdy osoba nią
zarządzająca jest nie w pełni poczytalna, co nie bez powodu tak trudno
udowodnić w sądzie.
Motywy.
Próbowała poskładać w myślach fakty. Matylda poznała się z
chłopakiem, który był w pewnym sensie zamieszany w mafijne interesy. Handlował
ich narkotykami, rozprowadzał niewielkie w stosunku do skali przestępczej ich
ilości. Nie mógł być zatem nikim ważnym dla tak poważnej organizacji.
Niedoświadczone i tak młode jednostki zawsze są ryzykiem. Musieli być chyba
tego świadomi.
W wyniku postępowania wpadło paru członków gangu. Wszyscy
tej samej rangi co nieszczęsny znajomy jej córki, Szymon. Na policji zeznawała
wtedy między innymi on i Matylda. Powiedzieli coś co mogłoby wzbudzić chęć
zemsty na którymkolwiek z nich? Czy ich zeznania przyczyniły się do aresztowań?
Ale to cały czas były wyroki dla członków najniższego szczebla – nie znających
źródła szajki narkotykowej. Pytanie czy ryzykowaliby tak zorganizowanym
porwaniem jej dziewczynki i morderstwem tego nastolatka.
Nie mogła w to uwierzyć. Za dużo spraw sądowych
przeprowadziła, o zbyt wielu słyszała, by teraz uwierzyć w te poszlaki.
Przychodziła jej do głowy jedna opcja, ale tej nie chciała
przyjąć do świadomości. Gorączkowo szukała jakiejś innej przyczyny. Bo inną
przyczyną tej brutalności wobec dwójki młodych znajomych mogło być to, iż oboje
byli świadkami czegoś, czego nigdy nie powinni zobaczyć. Znaleźli się w
nieodpowiednim miejscu i czasie, a na ich nieszczęście zostali przyłapani. Ale
Kasia odrzucała od siebie tę ewentualność. Bo to by oznaczało, że jej córka
miała takie same szanse na powrót do domu jak jej znajomy Szymon.
Zamyślona zmarszczyła brwi patrząc przez chwilę nieruchomo
przed siebie. Zacisnęła pięść, wbijając za długie paznokcie w wewnętrzną stronę
dłoni, aż pobielała skóra. Po chwili znowu się zaróżowiła, bo dłoń chwyciła w
pośpiechu torebkę. Ściągnęła z wieszaka jakiś sweter i sprawdziła czy w jej
torbie jest wszystko czego potrzebuje. Otworzyła po cichu drzwi na korytarz i
próbowała nasłuchiwać odgłosów z parteru. Nie było słychać Andrzeja ani Adama,
ale nie widziała przecież przez okno żeby ci wrócili do domu. Zatem została tylko
Wiktoria - jej osobista pielęgniarka, kucharka i ochroniarz. Bose stopy
pozwoliły jej na niemal bezgłośne pokonanie schodów. Wyjrzała ostrożnie w
stronę kuchni, skąd dochodziły odgłosy stukającego o siebie szkła. Consalida
wykładała szklanki ze zmywarki do szafki. Wykorzystując hałas oraz to że Wiki
stała odwrócona tyłem, Kasia bez problemów dotarła do drzwi wyjściowych.
Dopiero teraz pomyślała o tym, że mogła zamówić taksówkę. Ale tak było nawet
lepiej. Auto pod domem mogło wzbudzić niepotrzebne zainteresowanie. Postanowiła
pokonać jedną przecznicę i tam poczekać na kierowcę. Im mniej osób wiedziało o
jej zamiarach tym lepiej. Tym bardziej, że zamierzała spotkać się z jej
znajomym, który mógł być bliżej całego procederu, niż wszystkim się zdawało.
*
- Wstawaj – ktoś targnął ramieniem dziewczynki i zmusił ją
do powstania na nogi. Zaspana nie wiedziała co się dzieje, a kiedy w końcu
skoncentrowała swój zaspany wzrok na mężczyźnie obok, nie myśląc wiele
postanowiła wykorzystać okazję.
- Dokąd mam iść? – z bratem Szymona nie nawiązała żadnej
nici sympatii, ale przynajmniej wiedziała czego może się po nim spodziewać.
Przede wszystkim tego, że nie zrobi jej krzywdy. Tak jedynie przeczuwała, ale
postanowiła ryzykować. Co miała do stracenia? Jej tata zawsze powtarzał, że
wrogów lepiej mieć blisko. Dopiero teraz zrozumiała znaczenie tego słowa. Należy
być blisko, by szybciej wiedzieć, kiedy zbliża się niebezpieczeństwo. Mężczyzna był jej
jedyną szansą na dowiedzenie się czegokolwiek. Świadomość w jakiej pozycji się
znajdowała dawało poczucie… powiedzmy, że bezpieczeństwa.
- Co oni chcą ze mną zrobić? – wydzierała mu ramie z
uścisku, na darmo. Jego chwyt był tak silny, że aż odcinał jej dopływ krwi do
dłoni, w której zaczynały boleśnie mrowić palce. – Proszę! Powiedz mi co się
dzieje! – Zza pasm rozczochranych włosów opadających niedbale na twarz pobłyskiwały
łzy.
- Się przekonasz. – pociągnął nią tak mocno, że omal nie
upadła na kolana.
Znalazła się przytulnym salonie. Regały z książkami ciągnęły
się po sam sufit. Jasne kolory połączone drewnem dominowały, a w centralnym
miejscu znajdował się kominek. Obok niego stał fotel, który zajmował potężny mężczyzna.
Jego łysina oraz czarne ubrania wyglądały niemal groteskowo w połączeniu z
całym tym wnętrzem. Przez chwilę przeszło jej na myśl, że został zmuszony do
mieszkania w tym domu przesiąkniętym wydawałoby się ciepłem rodzinnym. Na tę myśl zadrżała. Mama z kolei zawsze jej mówiła, że boimy się tylko tego, czego
nie znamy. Otóż to. Nie wiedziała czego mogła się spodziewać. Ten facet
wyglądał na nieprzewidywalnego. Nie było nic, co mogłoby jej sugerować jego
zamiary w stosunku do niej. Tliła się w niej jedynie mała iskra nadziei na to,
że nie zrobią jej krzywdy.
- Posadź ją. – usłyszała. Pchnięcie w plecy i znalazła się
na ogromnej kanapie. Nogi ledwie wystawały jej za brzeg mebla, do tego śmierdział on kurzem. Skrzywiła się i skuliła, zajmując najmniejszy skrawek siedzenia. Z
przerażenia, a może przez ten nieprzyjemny zapach, ledwo oddychała. Serce
waliło jej jak młotem, aż mogła niemal zlokalizować każdą tętnicę w jej ciele.
Wzrok wbiła we własne kolana, bała się potwornie spojrzeć na twarz któregoś z
tam przebywających przestępców.
- No – zobaczyła, że facet który do niej mówił trzymał w
dłoniach jabłko i nożyk. Z niesamowitą dokładnością strugał czerwoną skórkę
wokół ogonka. – Jak ci się podoba w domu moich rodziców? – wdech, jak ciężko
było jej wtłoczyć powietrze do płuc. Może dlatego, że było gęstsze od
dryfujących w nim roztoczy. – Pojechali na wakacje. Do licha, należał się
staruszkom odpoczynek. – kontynuował, nie zwracając uwagi na jej milczenie. –
Chociaż musiałem ich do tego… przekonać. – dałaby sobie rękę uciąć, że
uśmiechnął się mówiąc ostatnie słowo, a wraz z nim kilkoro jego pracowników. –
Musieliśmy zmienić miejsce przez twoich starych. – w dalszym ciągu krążył nożykiem
wokół jabłka, tnąc idealnie pod czerwoną warstwą. – Gliny deptały nam po
piętach. Przez moment było gorąco. Twoja matka musiała mieć niezłe wtyki,
zaangażowali najlepszych speców. – Matylda uśmiechnęła się w duchu na te słowa.
Była nadzieja, że ją odnajdą. Wiedziała, że ściągną ją do domu. – Ale na szczęście
my też je mamy. – jakby wyczuwał zmianę jej nastroju. – Zacierają ślady tam
gdzie potrzeba. Jesteśmy tak daleko w przodzie, że aż się za nami kurzy. –
Skórka opadła na podłogę pod jego stopami. Uciął kawałek miąższu i podtrzymując
go na ostrzu zbliżył do ust. – Mogą nam naskoczyć. – ugryzł, ukazując im pobłyskujący
w świetle dnia srebrny ząb.
- Lubisz filmy? – skierował w nią ostrze noża. Jej gardło
jakby ścisnęła pętla. Ten w milczeniu uciął kolejny kawałek i patrząc na nią
jadł w spokoju. Wydawało się, że czeka na jej odpowiedź, ale po chwili
kontynuował. – Tam gangsterzy często posyłają bliskim więźnia palec… - machnął
nożykiem w powietrzu, po czym zamyślił się na chwilę. – czasem całą rękę. Bywa,
że głowę, ale nie masz się czego bać. – jabłko pomniejszyło się o kolejną
porcję. – Brzydzę się widokiem kości. – wykrzywił usta w grymasie obrzydzenia. –
Ale musieliśmy im dać znać, że jesteś z nami, bezpieczna. Dlatego podesłaliśmy
im innego dzieciaka. – ostrze utkwiło w połowie jabłka. – To chyba ma sens, no
nie? – przez chwile myślała, że naprawdę się nad tym zastanawia. – No w każdym
razie twoi starzy wiedzą, że trzeba nas traktować poważnie. – Widziała już
pestki, które prawie wypadły na drewniany parkiet.
Zajęty na moment wycinaniem resztek jadalnej części ,nie
zwracał uwagi na grobową ciszę ,jaka panowała w salonie. Matylda nie do końca
rozumiała, co właśnie jej powiedziano. Nie zdawała sobie sprawy z tego jaki los
spotkał przypadkową dziewczynkę, która miała być swego rodzaju ostrzeżeniem dla
jej rodziców. Nie bez powodu wybrano przecież nastolatkę podobną do córki
Falkowicza. Wiedziano, że identyfikacja będzie niezbędna i postarano się o to,
by w pierwszej kolejności dokonał jej rodzic Matyldy.
Ogryzka spadła na podłogę, tuż obok obranej skórki.
Mężczyzna podniósł się z fotela i nie patrząc na to co ma pod nogami przeszedł
kawałek, by zbliżyć się do dziewczynki.
- Twój kolega… Jak on miał na imię? – zwrócił się do kogoś w
pomieszczeniu.
- Szymon. – usłyszała głos jego brata. Był jakiś dziwny,
przysięgłaby że dostrzegła w nim cierpienie. To było nie możliwe, do tej pory
nie zauważyła, żeby ten przejął się stratą swojego młodszego brata.
- Ta, on. – mało obchodziło go jak miał na imię. – Dzieciak
zdążył powiedzieć mi jak się nazywa twój ojciec. Masz szczęście mała, dzięki
temu udało się nam z nim skontaktować. Przyjedzie po ciebie. I jeśli potrafi
podejmować dobre decyzje… - zatrzymał się na chwilę licząc, że nastolatka w
końcu spojrzy mu w oczy. – kto wie, może się nawet polubimy?
*
- Do kogo mam zadzwonić? – Adam, który jakiś czas temu stał
przed tym samym dylematem i wtedy wybrał telefon do Aldony, teraz nie wiedział
czy to był odpowiedni wybór. Trzymał w dłoni komórkę i korzystając z tego, że
tym razem Andrzej jest przytomny, patrzył na niego licząc na odpowiedź.
- Do żadnej.
- Któraś musi wiedzieć, że tutaj jesteś.
- Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale ty mi wystarczysz. –
Adam zastanowił się przez chwilę czy właśnie usłyszał coś miłego, czy może jednak zwykły sarkazm.
Z Falkowiczem nigdy nie było wiadomo. – Usłyszę tyle kazań, jakby były tu obie.
- Matylda na pewno przekaże mamie, więc chyba wybór jest
prosty. – stojący obok z kartą pacjenta Piotr, nie bardzo rozumiał sens rozmowy
obu mężczyzn. Nie wiedział też dlaczego swoimi słowami wywołał takie napięcie u
obu chirurgów. – Powiedziałem coś nie tak? – zmieszał się lekko.
- Adamowi chodziło o Kaśkę i Aldonę, moją… partnerkę. –
odparł zaskakująco pewnie siebie. Nie miał już siły ukrywać przed wszystkimi,
że związał się z inną kobietą. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wyczerpujące
było to dla niego.
- Stary… - Gawryło pokiwał głową, jakby wszystko złożyło mu się
w logiczną całość. – Teraz już wiem, co cię doprowadziło do tego stanu. –
kiwając głową, uśmiechają się pod nosem, rozłożył wyniki badań krwi dawnego
przyjaciela. – Jedna potrafi wyssać z faceta życie, a ty zająłeś się dwoma. –
zaśmiał się. – Nic się nie zmieniłeś.
- Jak wyniki? – odezwał się Andrzej, kiedy jego młodszy brat
miał się odezwać.
- Niepokojące.
- Jestem profesorem medycyny i rozmawiaj ze mną jak z
profesorem medycyny. – Andrzej podciągnął się wyżej na łóżku, poprawiając
zagięty aparat kroplówki.
- Sód, potas, mocznik, kreatynina mocno podwyższone. Na
badanie moczu musimy jeszcze chwilę poczekać, ale sam widzisz że nerka nie
pracuje. – Falkowicz zacisnął usta. Wstrząsnęło nim to, mimo że spodziewał się
najgorszego.
- Nerka została odrzucona. – sam postawił sobie diagnozę.
Oparł głowę o poduszę za nim, czując jak napięte mięśnie karku rozluźniają się pod
wpływem oparcia.
- Wszystko wskazuje na niewydolność. Ale żeby stwierdzić czy
została odrzucona, musimy zrobić więcej badań. – Piotr zmarszczył czoło, patrząc
przez chwilę na Andrzeja. Pamiętał doskonale przeszczep Falkowicza, wiedział
ile trzeba było walczyć o powodzenie całej operacji, o życie tego faceta. Nie
chciało mu się wierzyć, że ten tak po prostu zapomniał o lekach, nawet mając na
głowie dwie kobiety. Musiało być coś jeszcze.
Spojrzał na Adama, wyjaśniając mu swoją dalszą opinie na
temat leczenia.
- Może jesteśmy na etapie odwracalnym, etapie odrzucania – kontynuował,
spoglądając na Falkowicza. – Musimy mieć nadzieję.
- Czasem nadzieja ta za mało. – pacjent mruknął jakby do
siebie, wywołując zdziwione spojrzenie jego lekarza. Piotr posłał Adamowi
pytające spojrzenie, a ten dał mu znak głową, by wyszli z sali.
- Co to było? – wskazał kciukiem na drzwi do sali przyjaciela.
Adam potarł palcami czoło tak mocno, jakby liczył na pobudzenie szarych
komórek. Po takim dniu były one niemal martwe.
- To… - przymknął na chwilę oczy, naprał powietrza i
postanowił opowiedzieć bez ubarwiania jak wyglądał ich ostatni tydzień oraz w
jakich okolicznościach jego brat stracił przytomność. Gawryło słuchał w
milczeniu niedowierzając i zarazem rozumiejąc zachowanie Andrzeja. Wszystko
nabrało sensu, kawałek układanki wskoczył na odpowiednie miejsce i w końcu
widział obraz w całości.
- Słuchaj, może ja go powinienem przeprosić?
- Wątpię, żeby akurat tym się przejął. – Telefon Adama
odezwał się. Niechętnie odczytał wiadomość, jaką otrzymał od nieznanego mu
numeru.
„Warszawa, ul.
Browarna 27. Bądź pod tym adresem za dwie godziny, a odzyskasz swoja córkę.”
Szymon podał nazwisko ojca Matyldy. Tylko czy na pewno odpowiednie? Co nieco zaczyna się składać, co nieco zaczyna się wyjaśniać.
Postanowiłam też przypomnieć jak to się zaczęło.
Niedługo pokaże jak się zakończy. :)
Mam nadzieje, że część się podobała.
Trzymajcie się ciepło! Do następnego :)
ooo kurdee no to teraz pytanie czy adam powie o tym falko czy też nie,no i jak to rozegrasz :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na next!!
Postaram się opisać najgorszą opcję :)
Usuńmnie najbardziej zastanawia co czeka nas na końcu tej historii no i oczywiście czekam na kolejną część jak najszybciej !
OdpowiedzUsuń-W
Mnóstwo zwrotów akcji, ale ostateczna wersja będzie nawet dla mnie znana dopiero kiedy już ją napisze :)
UsuńDługo mnie tu nie było,nadrobiłam ale teraz nie mogę już przegapić kolejnego rozdziału pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKM
Cieszę się, że wróciłaś :)
UsuńJak zawsze świetny rozdział; kiedy pojawi się kolejny?
OdpowiedzUsuńJuż nad nim pracuję :) W ciągu dwóch dni powinien pojawić się fragment. Wtedy określę dokładniej datę dodania rozdziału :)
UsuńProfesor gorzej się czuje ... czy to coś poważnego, czekają go dializy ...
OdpowiedzUsuńAle potrafisz utrzymywać napięcie :)
Podoba mi się, ale mam nadzieje, że Andrzej z tego wyjdzie .
Wszystko do czego dążę to żebyście zapamiętali na dłużej to opowiadanie :) Mam nadzieje, że dam Wam kawałek dobrej historii :)
Usuń