wtorek, 31 stycznia 2017

Amnezja, Rozdział 8

Muzyka smyczkowa od zawsze go pociągała. Miała tę delikatność, którą on tak pieczołowicie w sobie skrywał.
Zapominał się w niej, w pojedynczych melodiach, ciągnących się dopóki nie przebiją twardego pancerza duszy. Tą delikatnością nuty właśnie zwyciężały nad jego surowością. Dlatego tak bardzo uwielbiał słuchać.
Bo muzyka obnażała prawdę o nim i o tym, że Falkowicz jest w rzeczywistości do głębi zranionym człowiekiem. Lubił słuchać tej prawdy, bo to jedyna szczera rzecz, z jaką miał okazję się spotkać.
Podążał za dźwiękiem wśród grubych murów budynku, zapewne z okresu międzywojennego. Nonszalancki krok dopełniał jego postawie, wszak elegancja przede wszystkim. Szedł, bo pragnął zmierzyć się z wątpliwościami. Poznać ostatnie kawałki tej cholernej układanki.
Po co tak wszystko komplikować? Nie lepiej było powiedzieć mu całą prawdę? Czy nie łatwiej jest znieść ból, jeśli nie będzie on dawkowany stopniowo? Apogeum i tak wystąpi. Po co zatem przedłużać cierpienie? W jaki sposób chcieli go chronić? Przecież to niedorzeczne, kłamstwo nigdy nie jest ochroną.
Choć... uśmiechnął się pod nosem, bez cienia szczęścia na jego twarzy. Bywały chwilę, że i on kłamał, myśląc że to najlepsze rozwiązanie.
Muzyka stawała się coraz donośniejsza, a gdy otworzył masywne drzwi do sali w urzędzie, gdzie aktualnie odbywała się uroczystość ślubna, stanął na moment rozczarowany. Nie tym, że zwrócił na siebie uwagę, ani tym że Szczepan zajął miejsce świadka u boku Adama.
Przez co nota bene Lipski poczuł się odrobinę nieswojo, zapewne myślał, że Falkowicz nie zjawi się na ślubie, dlatego to on teraz zajmuje tak ważne miejsce.
Nie dlatego. Otóż Andrzej ujrzał gramofon, z którego dobywała się teraz tak szpetna melodia. Nie znosił sztuczności, a sprzęt zanieczyszczał jeszcze szumami tę idealną kompozycję.
Krajewski ujrzał brata, który zajmował swoje miejsce w ostatnim rzędzie i odetchnął z ulgą. Wiktoria także podążyła za wzrokiem przyszłego męża. Ona z kolei obawiała się, że późniejsze przyjęcie weselne mogła zakłócić jakaś nieprzyjemna rozmowa. Owszem wiedziała, że taka nadejdzie, lecz miała cichą nadzieje, że jednak nie tego szczególnego dnia.
Falkowicza spotkało wtedy kolejne rozczarowanie. Otóż gdy już oczy pary młodej spoczywały na nim, on z przykrością musiał przyznać, że jego młodszy brat zepsuł całe swoje wrażenie, o jakie powinien zadbać jako pan młody, ciasno zapiętą pod szyją niebieską muszką.

W lokalu spotkało się całe towarzystwo weselne, nie było ono zbyt liczne. Zaledwie najbliższa rodzina Consalidy, świadkowa Agata wraz z panem Szczepanem, Zapała z tą młodą lekarką Olą oraz dwójka ich dzieci. Ze strony Adama natomiast, nie licząc skromnej osoby profesora, pojawiła się jedynie ta rehabilitantka, Aneta.
Jak można się domyślić, kolejka z życzeniami nie była długa i Andrzej nie miał chwili na wymyślenie żadnej kwiecistej formułki. Trzymając w dłoniach jedynie kopertę z symboliczną w jego mniemaniu kwotą, podszedł do młodej pary jako ostatni. Tę chwilę nikt ich nie obserwował, bo reszta gości zajęła się zajmowaniem miejsc; doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
- Moi drodzy... - zaczął, zaciskając lekko wargi.
- Cieszymy się, że jednak jesteś. - przerwała mu Wiktoria. Spojrzał na nią niby to zaskoczony. Uśmiechnął się na jej słowa, jakby pobłażająco.
- To nie jest rozejm. - wyjaśnił, patrząc w jej oczy. - Wyświadczam wam jedynie przysługę. - Adam, przekonany, że brat żartuje uniósł wysoko swe czarne brwi.
- A w jaki to sposób? - dopytał rozbawiony.
- Przełożyliście całe to... - kiwnął głową na skromnie przystrojone stoły i ściany sali - przyjęcie przeze mnie, więc nietaktem byłoby nie pojawić się na nim. Oszczędziłem więc wam powodów do narzekania. - z półuśmiechem obserwował miny młodego małżeństwa. - Zatem... wszystko ma swój sens, nieprawdaż? - oddał białą kopertę na ręce skołowanej kobiety i odszedł, po drodze zgarniając kieliszek szampana, z tacy trzymanej przez kelnera. Upił łyk, lecz czując w ustach zbyt słodki smak, zniechęcił się do wznoszenia toastu tym rodzajem alkoholu.
Bez wątpienia miała zaraz nadejść kolej na przemówienia. Z pewnością para młoda liczyła także na miłe słowa ze strony gości, lecz on nie potrafił takich znaleźć. Do każdej anegdoty miał ochotę dopowiedzieć złośliwy wniosek. Kpił w myślach, kiedy padały słowa jakże sztucznie przesłodzone. Jedyne na co mógł liczyć, to cudowne ominięcie jego osoby, podczas wygłaszania przemów.
Para młoda stała na środku niewielkiej, ale bardzo dobrze oświetlonej sali. W zasadzie można powiedzieć, że było tam więcej okien, niż ścian. Szyby w białych ramach, ciągnęły się aż do wysadzanej w białych kafelkach podłodze, ściany pomiędzy nimi nie były przykryte żadnymi firanami, które mogłoby ewentualnie przysłonić nieco światła. W efekcie goście mogli mieć wrażenie, że siedzą w ogrodzie, lecz takim z dostępem do zaplecza kuchennego.
Ubrań nowożeńców chyba nie warto wspominać. Krajewski na wstępie nie popisał się kolorem muszki, choć czarny garnitur leżał na nim zaskakująco dobrze. Lecz rzucający się w oko akcent, nijak się miał ani do jego, ani do jej stylistyki. Bo Consalida ubrała zwykłą, prosto wykrojoną białą sukienkę, sięgającą do kolan. Być może biedna kobieta próbowała ratować sytuację niebieską bransoletką, zrobioną z drobnych kwiatów, mającą pełnić funkcję bukietu, lecz na nic nam w to wnikać.
To co teraz było tym rzucającym się w oko akcentem to zdenerwowanie Adama. Miał je wypisane na twarzy, choć czasem próbował je maskować sztucznym uśmiechem. Falkowicz dostrzegł jego rozkojarzenie i słusznie sobie przypisał tę zasługę. Miał gdzieś całe to wesele, choć ze względu na brata postanowił nie wychodzić od razu. Ale może i źle zadecydował? Być może gromadząca się w nim frustracja miała wkrótce znaleźć swoje ujście w najmniej... pożądany sposób? Być może obserwowanie szczęśliwej pary było zwyczajnym przelaniem czarki goryczy dla kogoś, kto stracił to szczęście? I wreszcie - czy miał w sobie tyle siły, by pohamować gromadzący się gniew?
- Panie profesorze! - z myśli wyrwał go głos Szczepana, który zakończył swą krótką mowę. - Prosimy. - oczy towarzystwa zwróciły się na niego. Dostrzegł tam parę nowych osób, najwidoczniej spóźnionych. Na widok Piotra i Terttera przeszło mu przez myśl, że jeśli nabruździ braciszkowi, to w szpitalu nie będzie miał się do kogo odezwać. Bo wbrew pozorom nie lubił samotności.
Wstał, jak go poproszono i trzymając w dłoni kieliszek niedopitego szampana, uśmiechnął się sztucznie w stronę poddenerwowanej pary młodej.

- Co to było? - liczył na to, że po toaście będzie mu dane spokojnie opuścić przyjęcie i wrócić do domu, zatracić się w pracy, zapomnieć... choć to ostatnie może już sobie odpuści. Niestety Adam zauważył, jak brat wymyka się i nie myśląc wiele, udał się w ślad za nim, zatrzymując go na firmowym parkingu.
- Przesadziłem? Wybacz, nie miałem czasu na przygotowania. - rzucił, odwracając się plecami do brata. Patrzył gdzieś przed siebie, starając się skupić na odszukaniu wzrokiem nadjeżdżającej taksówki, a w duszy przysięgał kupno własnego auta. Po tym jak stracił ostatnie, postanowił że nowe ubezpieczy na lepszych warunkach.
- Znam cię zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć jak bardzo cię kusiło. - wzdychając pod nosem, obrócił się w końcu do Krajewskiego i ujrzał na jego twarzy lekki uśmiech.
- Pamiętam swoje dwa małżeństwa. Wiem, że w dniu ślubu młodemu należy jedynie współczuć. - odparł, unosząc na krótko jedną brew. Adam uśmiechnął się na chwilę.
- No to w takim razie... dzięki, że nie spieprzyłeś mi tego dnia. - Chłopak klepnął profesora pojednawczo w ramie, zaciskając usta w grymas radości.
Falkowicz spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem.
- Nie poprawiłeś mnie. - zmarszczył brwi, zamyślając się nad własnymi wnioskami. Krajewski miał podobną minę, lecz ten z kolei nie miał pojęcia o czym myśleć. Bo gubił się w zmiennych nastrojach brata. Czemu się dziwić, skoro Andrzej nie spieszył mu z wyjaśnieniami. Zamiast tłumaczyć, przeszedł do weryfikacji skojarzeń, a tym było ewentualne małżeństwo, którego nie pamiętał. - A to oznacza, że ja i Kaśka wzięliśmy ślub. - nie był pewien, a właściwie strzelał na ślepo, ale za to niesamowicie ciekawiła go reakcja Adama. Bo jego "Pamiętam dwa małżeństwa", mogło po prostu wydać się banalne jak i czytelnikowi, tak i Krajewskiemu, lecz Falkowiczowi ta zabawa słowem mogła pomóc w odgadnięciu zagadki. Profesor dostrzegał szczegóły, w tym tkwił sekret jego geniuszu. Widział rzeczy tak oczywiste, że dla statystycznegi człowieka niewidzialne. Tutaj prosta sugestia, może nie znacząca nic, a może zbyt wiele? Jak mógł nie wykorzystać nadarzającej się okazji?
Młodszy pokiwał głową, starając się zapanować nad wyraźnie głębszym oddechem i przyspieszonym biciem serca. Nie miał zamiaru wracać do tematu, miał nadzieje, że ten jest już dawno zamknięty. Nadal obstawał przy swoim, miał w tym swoje racje, lecz na nic to, po prostu czasem lepiej wywołać wilka z lasu.
- Co niby oznacza? Że nie wspomniałem o twoich byłych? - począł wymachiwać prawą ręką. - Stary, uroiłeś sobie coś! - wrzasnął, zwracając na siebie uwagę dwóch młodych dziewczyn, przechodzących niedaleko ulicą.
- No więc odpowiedz mi, była nią czy nie? - Andrzej nie pokazywał po sobie takiego zdenerwowania, to też dla tych dziewcząt na drugim końcu ulicy był on ofiarą, lecz nie widziały jego oczu, które ciskały teraz gromy.
Adam zbliżył się do mężczyzny i patrząc w jego oczy dodał pewnie:
- Zapomnij o niej. Raz. Na zawsze.
Andrzej znowu zanotował, że brat po raz kolejny nie zaprzeczył. Lecz nie wypowiedział tego na głos, zapewne przez szok, jaki wywołały u niego owe wnioski.
Wyszła za niego. Niemożliwe, przecież z tego co pamiętał nie było pomiędzy nimi zbyt kolorowo. To znaczy... z tego co pamiętał jako ostatnie.
Cofnął się o krok, odwracając swe szeroko otwarte oczy. Zdenerwowany przeczesał dłonią skroń, a serce tłukło mu jak zwariowane.
Stracił wiele, stracił ogromną część swojego życia. Nie tyle przez amnezje, co bolało go najbardziej. Bo sęk w tym, że z jakiegoś powodu ona odeszła. Nie wiedział w czym zawinił, a ta część tajemnicy mogła być jak nóż w samo serce. Bo był pewien że w czymś zawinił. Zbyt dobrze znał samego siebie.






Za krótko? Ale chyba odpowiednio w tym momencie ;)









7 komentarzy:

  1. oo zaskoczyłaś mnie tym,ślubem z kasią :) Jestem ciekawa dalszej części,co z tego wyniknie..
    ~O

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. ślub kasi i andrzeja?! No kurde,ciekawe co ty dalej wymyślisz.. a opisany ślub młodych genialny!! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem bardzo ciekawa czemu kasia uciekła,choć wiem,że dowiemy się tego niebawem,cudny rozdział kochana :*`
    -K

    OdpowiedzUsuń
  5. jeej!! <3 W koncu rozdział,serio kasia wyszla za naszego falkowicza?! czekam z niecierpliwością na next :D
    ~W

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy możemy się spodziewać nexta?? :D

    OdpowiedzUsuń
  7. co za niespodzianka!! dodałaś rozdział :) super,odrazu humor mi poprawiłaś świetny jest akcja caly czas się ciągnie ciekawe co dalej z tego wyniknie czekam na dalszą część ! pozdrawiam
    ~M

    OdpowiedzUsuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!