niedziela, 11 lutego 2018

Broken. Rozdział 16


Dla Patrycji, W, MK oraz OH ...

Bo należy żyć nadzieją, czy nie tak?

- Co chcesz teraz zrobić? – milczał. Zacisnął knykcie na skórzanej kierownicy. Jeszcze jeden głęboki oddech i przeciągłe spojrzenie na młodszego brata.
- Nie wiem czy to był dobry pomysł. – pokręcił głową.
- Z czym nie wiesz czy to dobry pomysł? – Krajewski zmarszczył brwi. – Musisz mi coś powiedzieć. Andrzej, cokolwiek! Chciałbym wiedzieć na czym stoję! – może i nieco samolubne było w tamtym momencie troszczenie się o własny zasób wiedzy. Być może te kilka słów prawdy niczego by nie zmieniły. Choć teorie psychologów jasno mówią, że dostarczając umysłowi negatywnych bodźców, możemy wywołać uwolnienie się do organizmu hormonów stresu. A stąd już tylko krok do pochopnych decyzji, mokrych dłoni i wytrzeszczu oczu, choć może w odwrotnej kolejności. Reakcje na silny stres są niezliczone, lecz mają jeden mianownik – brak racjonalnego myślenia.
- Nie powinieneś ze mną jechać. – odparł w końcu.
- Jasne. – młodszy przewrócił oczami. – Bo Kaśka siedziałaby cicho. – ironizował. – Nie wiesz z kim będziesz miał do czynienia. A przyda ci się ktoś kto trenował sztuki walki. – zakończył wymownym gestem palca.
- Ta? – mruknął Andrzej pod nosem. – Dwa lata temu i pojawiałeś się tam miesiąc? – uniósł jedną brew, wyraźnie podkreślając kpinę. Pasażer wzruszył jednak ramionami.
- I dużo się tam nauczyłem. – Falkowicz jednak odpuścił sobie dalsze dręczenie niczego nie świadomego brata. Bo martwił się czymś zupełnie innym, choć nie miał na to jeszcze żadnych dowodów. Dla dobra ich obu najlepiej byłoby, gdyby tym razem profesor jednak pomylił się w swoich rozmyślaniach. Ale jakkolwiek by na to nie spojrzał, zawsze wniosek był podobny. Adam także nie był bezpieczny. I jeśli te podejrzenia okażą się słuszne, to tego dnia na stole operacyjnym zmarł ktoś więcej niż bezdomny dzieciak. Tylko cudowny zbieg okoliczności mógłby sprawić, że jednego dnia zabito z takim samym okrucieństwem i pozostawiając takie same ślady tortur na ciele chłopca w tym samym wieku co przyjaciel jego córki, Szymon.
Niewiele można było przewidzieć na podstawie tych informacji, które im przedstawiono. Nie mniej jednak jedno wiedzieli na pewno, że chłopak ukrywał się przed mafią, której naraził siebie, a także i przede wszystkim – naraził córkę Falkowicza. Tyle wiedział i to wystarczyło, by w jego krwi krążyło zbyt dużo adrenaliny i by ta przysłaniała mu jasność myślenia. Jedyne czego pragnął to działać, nie siedzieć bezczynnie. Każdy ruch mógł przybliżać go do odzyskania córki, choć… równie dobrze pogorszyć i tak beznadziejną sytuację ich wszystkich.
- Patrz przez okno. Może ją znajdziemy zanim do reszty osiwieje.
Znacie rodzica, który modliłby się o to by jego dziecko okazało się wagarowiczem? Może Andrzej był pierwszym takim w historii. Bo wolał stawić czoło jej młodzieńczemu buntowi i nieobecnościom na zajęciach, niż pogodzić się z tym że cokolwiek jej grozi. Dlatego teraz z taką wielką nadzieją wypatrywał jej wśród w dzieci chodzącymi ulicami Warszawy. Chciał wśród nich ujrzeć swoją córkę. I był przekonany, że przytuliłby ją, gdyby tylko ją zobaczył; wybaczył wszystko i zabrał ją do domu, tam gdzie jest najbezpieczniejsza. Myślał o tym, jak rzadko okazywał jej, że ją kocha. Dla niej był w stanie nauczyć się tego.
Znacie drugiego takiego rodzica?
*
Kolejny policyjny wóz podjechał pod budynek. Stary, opuszczony niegdyś wieżowiec, teraz zaczął tętnić życiem, choć stało się to koszem jednego koszmarnego morderstwa. Od kiedy karetka odjechała, na miejsce nie przestały przejeżdżać kolejne pojazdy specjalistów. Lecz, gdy do szefa śledztwa dotarła wieść o śmierci ofiary, rój funkcjonariuszy jakby zmroziło na moment. Wiedzieli, że od tamtej pory mieli do czynienia z czymś poważniejszym, znacznie większym. Od tej pory chodzili po miejscu zbrodni. Wszystko czego dotykali, bądź schody którymi wspinali się na odpowiednie piętro mogły pozostawiać kluczowe dowody. A to czy je dostrzegą będzie ważyło na ich karierze.
To ich zmobilizowało. Zaczęli pracować w ciszy, większym skupieniu. Nie mogli jednak przewidzieć jednego. Że wśród nich samych jest członek winnej wszystkiemu mafii. W stroju policjanta, rozglądał się dookoła, niepostrzeżenie nadzorował pracę innych śledczych. Dbał, by jego szef miał najświeższe informacje. To od niego wyszła informacja, która potem została przekazana Kasi.
- Hej ty! – mężczyzna w policyjnym uniformie odwrócił się, do „przełożonego”.
- Tak?
- Zbieraj się. Nie słyszałeś? Koniec zmiany. Za chwile przychodzi specjalistyczna ekipa. – policjant zmarszczył brwi, przyglądając się mężczyźnie, którego nie mógł sobie przypomnieć.
Szpieg kiwnął głową i zniknął na klatce schodowej. Wyszedł z budynku i wsiadł do auta, gdzie czekał na niego jego wspólnik.
- Znaleźli coś?
- To idioci. – odparł zadowolony z siebie, zapinając pas. Mężczyzna, który siedział za kierownicą przeżuł kolejny kęs pączka i wytarł brudne od lukru dłonie w spodnie.
- To dobrze. Szef i tak ma zły humor. – fałszywy policjant spojrzał na wspólnika krótko i zaśmiał się pod nosem.
- Słyszałem. Gratuluję akcji. – samochód odpalił, kierujący już szykował się do odjazdu, kiedy jego kolega zauważył coś pod budynkiem.
- Stój. – pochylił się nad kokpitem, nie wierząc własnym oczom. Odszukał w pamięci obraz twarzy, którą widział może raz w życiu. I rozpoznał ją. – A niech mnie. Pod sam nos.
*
Wszystkie dzieci chcą być dorosłe, dopóki nie doświadczą czym ta dorosłość pachnie. Dziewczynki zakładają szpilki swoich matek, synowie wsiadają do aut swoich ojców i udają, że pędzą po torze wyścigowym. Każde z nich chce być wyższe, móc posiadać własne pieniądze i co najważniejsze – robić wszystko bez otrzymywania na to zgody. Pędzą tak do tego stanu posiadania nieograniczonych możliwości, nie będąc świadomym co ich czeka. Zderzenie z rzeczywistością okazuję się bolesne. A przecież miało być tak beztrosko, choć jak na ironie losu – właśnie z niej uciekli.
Kiedy tak idąc tym tokiem przemyślimy wszystko znacznie głębiej, dojdziemy do zaskakującego wniosku, że wszystko toczy się właśnie wokół dzieci. By poprzeć tę bądź co bądź odważną hipotezę, pokuszę się o kilka argumentów, jak przystało na porządną szkolną rozprawkę.
Otóż doroślejąc zdajemy sobie sprawę  z tego, że najlepsze lata swojego życia przypadają na okres dzieciństwa. To z tego czasu wywodzą się wszystkie najpiękniejsze wspomnienia, tęsknimy do doznanych wtedy zapachów, czy smaków. Nie ma osoby, która nie wspominałaby kuchni mamy bądź babci. Zawiązane wtedy przyjaźnie, pozostają w pamięci na zawsze i budzą w nas sentyment. I aż serce rwie, by móc cofnąć czas. 
Ten, w którym ukształtowaliśmy się jako ludzie. Wszystkie nasze postawy, nasz fundament moralny. Jego początki i solidne rusztowanie powstało we wczesnych latach dzieciństwa. Za sprawą środowiska, rodziny… jaka by ona nie była. Ze złych wspomnień jesteśmy wyciągnąć wnioski, które ocalą nas przed błędami swoich przodków. Wszystko po to by stać się lepszym człowiekiem.
Bo nic nie dzieje się przypadkiem. Każda spotkana osoba ma na nas wpływ. A mądrzy dorośli wiedząc o tym, chronią swoje małe pociechy, starając się zasłonić je przed całym złem świata. Ukształtować ich. Dać im namiastkę szczęścia, którego potem jest tak mało.
Matylda, jedyna pociecha Falkowicza i jego wciąż małżonki, wpadła w nie lada kłopoty zadając się z chłopakiem, który okazał się być zamieszany w nieczyste interesy. Ale… czy serce obchodzą takie drobnostki, kiedy zaczyna bić mocniej na każde Jego wspomnienie? Rozum, choć jego działanie należy tutaj poddać zwątpieniu, snuje bajkowe wizje wspólnej przyszłości. Idealne obrazy, które widuje się tylko w filmach. W marzeniach nastolatki nie było miejsca na przeszkody, jakie stawiała brutalna rzeczywistość. Bo należy żyć nadzieją, czy nie tak?
Idąc zatem uliczką, która miała zaprowadzić ją do opuszczonego biurowca, w którym „pomieszkiwał” Szymon, uśmiechała się pod nosem, nie mogąc doczekać się ich spotkania. Hardym krokiem, ściskając w dłoniach szelki plecaka, który podskakiwał na jej plecach z każdym krokiem, przemieszczała się dzielnicą Warszawy. Tam gdzie budynki wyglądały na opuszczone, a ludzie podejrzanie, Matylda wyróżniała się w środowisku. Zbyt wesoła, zbyt beztroska i kolorowa. Z torba wypchaną kanapkami i drożdżówkami, które znosiła zbuntowanemu uciekinierowi. Robiła tak już od jakiegoś czasu. Była przekonana, że gdyby nie ona, nastolatek już dawno umarłby z głodu. Choć poniekąd… traktowała to jako idealny pretekst, by spotykać go dzień za dniem. W przeciwnym razie wyszłaby zapewne na zdesperowaną, albo co gorsza – nachalną.
Gdy w końcu zbliżyła się do celu, jakie było jej przerażenie, gdy zauważyła mnóstwo policyjnych radiowozów. Zwolniła kroku, mocniej ściskając szelki na swoich barkach.
Złapali go.
Zbladła. Mimo strachu zrobiła kilka kroków w przód. Zacisnęła usta i raźniejszym krokiem ruszyła do przodu. Pomyślała, że jeśli uda niewzruszoną, nikt jej nie spostrzegnie. Musi tylko udawać taką, która nie ma nic do ukrycia. Jest tylko zwykłą uczennicą, która zmierza tędy do… szkoły właśnie.
- Halo A ty dokąd? – zastygła, gdy tuż przed nią jak spod ziemi wyrósł policjant. Otworzyła buzię, zapominając jak się jej używa. – No? Zgubiłaś się? – patrzył na nią podejrzliwie.
- Ja tylko… - nie mogła przypomnieć sobie wymówki, którą jeszcze wcześniej powtarzała w myślach.
- Tutaj jest niebezpiecznie mała. – rozejrzał się po okolicy, jakby mając to w nawyku. – Tam na górze zabili młodego chłopaka. Niewiele starszego od ciebie. – pokręcił głową.
Matylda spojrzała na wszystkie auta, błyszczące nadal policyjne światła, budynek, do którego tak często ostatnio wchodziła.
- Ja… - nie potrafiła poskładać myśli. Nie mogła uwierzyć, że chodzi o Szymona. Takie rzeczy nie dzieją się przecież naprawdę, widywała je tylko w filmach. Nie mogli skrzywdzić niewinnego chłopaka… wiedziała, że był dobry. Za co ktoś mógłby sprawić mu taką krzywdę?
- Masz pojęcie co mogłoby się stać, gdybyś przechodziła tutaj trochę wcześniej? – młody policjant, który także miał małą córeczkę, zatrzymał na chwilę wzrok na wystraszonej dziewczynce. Była tak przerażona, że wydawało mu się iż przemówił jej do rozsądku. Kto mógł przewidzieć czym tak naprawdę było spowodowane jej osłupienie?
- Zawiozę cię do domu. – wyciągnął z paska krótkofalówkę. – Już ja sobie porozmawiam z twoimi rodzicami. Będą odwozili cię pod same drzwi szkoły. – mając ją cały czas na oku, zameldował się przez radio i przekazał kolegom, że zamierza opuścić na chwile miejsce przestępstwa. Wyjął z kieszeni kluczyki do auta i kładąc na ramieniu dziewczynki dłoń, poprowadził ją.
- Czołem – na chodniku pojawił się młody mężczyzna w ubraniu policjanta. Zasalutował z uśmiechem, nie darząc dziewczynki spojrzeniem. – Złapałeś wagarowiczkę?
Ten za plecami Matyldy przyjrzał się drugiemu mrużąc oczy. Nie poznawał kolegi po fachu, a wydawało mu się, że ma dobrą pamięć do twarzy. Musiałby choć raz spotkać go. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedział, tamten już wyciągnął rękę w stronę nastolatki.
- Odwiozę ją. Akurat kończyłem zmianę. – przyciągnął do siebie małą. – Szef mówił, że macie tam sporo roboty. Chyba lepiej, żeby nie dowiedział się, że zamiast szukać dowodów, odwozisz małolaty po szkole. – kiwnął głową w stronę całego zamieszania. – Możesz wracać. – uśmiechnął się szerzej.
Policjant nie ruszał się jednak z miejsca.
- Już zgłosiłem, co miałem zamiar zrobić. – krok w stronę dziewczynki, lecz przestępca cofnął się, szarpiąc do tyłu dziewczynkę. Mundurowy zmarszczył brwi. – Nie znam cię. – przekręcił głowę, mając dziwne przeczucie. – Którą szkołę kończyłeś? – mężczyzna pomyślał przez chwilę i na moment uśmiech na jego twarzy przygasł.
- Tę… najlepszą. – zaśmiał się, ukazując rząd białych (przynajmniej tych na przodzie) zębów.
- A tak. – przeliczając coś w pamięci policjant przytaknął powoli. Po chwili gwałtownie szarpnął za pistolet u swojego boku, próbując drugą ręką przyciągnąć do siebie nastolatkę. Matylda nadal oszołomiona, nie bardzo wiedziała co się w tamtym momencie wydarzyło. Wszystko było w porządku, do czasu, kiedy ten pierwszy mężczyzna nie próbował wyciągnąć broni. Tak jej się przynajmniej wydawało, bo ten drugi bez najmniejszego szelestu, ze stoickim spokojem i diabelnym refleksem wyciągnął coś, co dopiero potem dostrzegła. Policjant osunął się na ziemie, ze wzrokiem jeszcze bardziej zaskoczonym niż jej. Nie miała pojęcia co się stało, dopóki nie ujrzała stróżki krwi wypływającej z ust upadającego. Przed oczami zabłyszczał jej nóż, wyciągnięty z ciała biedaka. Przez moment próbowała nawet ucieczki. Lecz… chyba zapomniała jaką szybkością i zwinnością ruchów wyróżniał się obcy w mundurze. Złapał ją za plecak, a ona zawisła na moment na szelkach.
- Chyba jednak pojedziesz ze mną. 



Taką akcję lubię najbardziej. A wy? Koniecznie dajcie znać w komentarzach jak Wasze odczucia.
Pozdrawiam ciepło!


7 komentarzy:

  1. matylda w niebezpieczeństwie!Czekam na dalszą akcje,z resztą zobaczymy jak będziesz chciała to dalej rozwiązać,mogę się tylko domyślać ale zwykle robisz coś nie przewidywalnego .. muszę czekać ehh.. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejną część! Bo jak na razie trzymasz w napięciu po każdym rozdziale i cały czas coś się dzieje ,dlatego uwielbiam to czytać,pozdrawiam!!
    ~W

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo bardzo mi miło,że na samej górze jest dedykacja hah ;D
    Super rozdział czekam na zwroty akcji,i mam nadzieję,że jednak kasia i andrzej w tym wszystkim się jakoś pogodzą? zobaczymy.OH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo się pogodzą, albo zrobią sobie awanturę. Albo... Kaśka pogodzi się z tym że Andrzej ma Aldonę ;)

      Usuń
  4. kiedy możemy liczyć na next? :)

    OdpowiedzUsuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!