Patrzył na nią wstrząśnięty, nie potrafiąc wydobyć z siebie ani słowa. Oczy wytrzeszczył, a na ich granicy zebrały się ledwie dostrzegalne błyszczące w słońcu łzy. I choć w tamtym momencie można było je wziąć za choćby efekt... nadmiernego wysuszenia dajmy na to, to Consalida zdała sobie sprawę z intrygi szwagra.
- Nie wiedziałeś... - jęknęła z niedowierzaniem. - Okłamałeś mnie, ty o niczym nie miałeś pojęcia. - oskarżała, szukając w nim winy. I choć patrzyła na niego z mieszanką obrzydzenia i przerażenia, to jednak wygrał w niej strach. To teraz on dyktował warunki w jej umyśle, a właściwie paraliżował. Nie była w stanie wstać; wbiła się oparcie małego wiklinowego fotela, jakby chciała się w nim schować.
On z kolei nadal szukał iskry nadziei. Bo przecież nadal istniała nadzieja, że Wiktoria mówi o kimś innym, albo że się pomyliła. Może miała na myśli jakiegoś przyjaciela Andrzeja, a to by oznaczało że nie musiałby nikogo opłakiwać. Bo utraconych partnerów biznesowych nigdy długo nie żałował. W towarzystwie trzeba mieć mocne plecy. On miał tam niemal stalowy pancerz.
Nie, to nie mogły być one. Zamrugał dwa razy, rozmywając przeklęte łzy, by zatrzeć ślad po niedorzecznej oznace słabości.
- Jaka żałoba? - ułożył na stoliku zaciśniętą pięść. - Kogo masz na myśli.
- Andrzej... - pokiwała głową. - Nie powinnam była... - nie miała pojęcia jak wycofać się z tej patowej sytuacji. Nie ona powinna przekazywać takie informacje. Żałowała, że nie potrafi po prostu ulotnić się z tego miejsca. Byleby tylko nie patrzeć mu w oczy. Już nie potrafiłaby.
- Za późno na żal za grzechy. - syknął, nie panując nad nerwami. - Kto. - powtórzył dobitnie, zaciekle patrząc w jej oczy.
Ta przymknęła oczy, a spod jej powiek popłynęły pojedyncze łzy. Nie powinna była, myślała kiwając głową. Po chwili poczuła szarpnięcie i mocny uścisk na jej ramieniu.
- Mów. - stał tuż obok, wyrywając jej rękę do góry.
- Proszę się uspokoić. - nie musiał zerkać za swoje prawe ramię, by wiedzieć że stoi tam jeden z mężczyzn obsługujących lokal, pod którym odbywało się to spotkanie. Falkowicz jednak zachowywał się jakby nikogo innego poza rudowłosą lekarką tam nie było. W emocjach posunął się za daleko.
- Nie dotykaj mnie pan! - wrzasnął wyrywając szarpnięciem swoją rękę z uścisku kelnera. On także zabrał dłoń z ramienia Consalidy. Kobieta odetchnęła z ulgą, a wraz z tym uczuciem po jej policzkach spłynęły kolejne łzy.
- Nie prowokuj mnie Wiktoria. - pokręcił głową, starając się zachować resztki samokontroli. - Powiedz wszystko co wiesz.
Potarła poczerwienioną skórę, na którą on starał się nie patrzeć.
- Chciałam ci powiedzieć od początku. - zaczęła, kiedy ludzie przestali się na nich gapić. - Ale Adam uważał, że trzeba zaryzykować.
- To już wiem. - ponaglał.
- Nie możesz nas za to winić. Mieliśmy dobre intencje. - spojrzała na niego, szukając na jego twarzy zrozumienia. Niczego podobnego tam nie znalazła. Widziała tam jedynie coś, czego z mężem nie chcieli więcej oglądać na twarzy Andrzeja - ból. I to nieme pytanie, na które bała się odpowiedzieć twierdząco.
- Bardzo mi przykro. - dodała, kiedy dostrzegła, że zrozumiał kogo stracił. Dostrzegła, jak skrzyła się w słońcu delikatna linia na krawędzi jego oczu. Jego spojrzenie zupełnie zgubiło swój obiekt obserwacji. Zupełnie jak przed tygodniami, kiedy to doszło do tego tragicznego zdarzenia. Kiedy dowiedział się, że jego żona i córeczka jechały tamtym samochodem. Podobno straciła panowanie nad kierownicą na prostym odcinku drogi. Biegli sądowi ustalili, że przyczyną był szok pourazowy. Mówili, że kobieta po ostatnim wypadku nie powinna więcej wsiadać do samochodu, że stwarzała realne zagrożenie.
Opinia publiczna zlinczowała kobietę, która przecież nie mogła się już bronić. A nawet jeśli była winna... poniosła zbyt dużą karę.
Najgorsze było to, że mężczyzna czytał te wszystkie bezlitosne artykuły po feralnym zdarzeniu. Cierpiał, kiedy obrzucali winą kobietę, którą tam stracił. Ją i małą Matyldzię. Na początku czuł złość, groził procesami, chciał aby choć pamięć o Kasi pozostała bez skazy. Lecz potem zaczął się obwiniać za wszystko. Pomyślał, że przecież to on miał się opiekować żoną, to on powinien skierować Kasię do specjalisty i w końcu... to on nie powinien pozwolić jej wsiadać do cholernego samochodu. Tak więc to on ponosił za to winę.
Wspomniał jak pewnego razu Adam wypomniał mu, że ma nieczyste sumienie. Teraz zrozumiał skąd te słowa.
Wstał i odruchowo, zupełnie poza świadomością zapiął jedną ręką guzik marynarki. Zapominając o rachunku za niedopitą kawę, odwrócił się od kobiety i odszedł wolnym krokiem przed siebie.
- Poczekaj! - krzyknęła za nim, w pośpiechu wygrzebując coś z torebki i kładąc to na stoliku. Gdy tylko uporała się z kłopotliwym zapięciem owego dodatku, popędziła za mężczyzną. Nie mogła go zostawić bez wyjaśnień. Musiała mieć pewność, że zrozumiał ich dobre motywy, jakkolwiek żałośnie to zabrzmiało.
- Pamiętasz Ludmiłę? - szła, będąc cały czas o krok za nim.
- Naprawdę, świetnie wam idzie pocieszanie. - odrzekł po chwili z gorzką miną. - Nie próbuj dalej. Zostaw mnie w spokoju. - choć właśnie, po raz drugi w życiu zawalił mu się świat na głowę, głos miał dziwnie cichy i spokojny. Beznadziejnie spokojny. Mógł go zrozumieć jedynie ten, kto przeszedł tyle co on, tylko ten kto rozumiał co czuł.
- Nie to miałam na myśli, chciałam... Andrzej możesz się zatrzymać do cholery? - podniosła głos, wiedziona czymś na kształt rozpaczy. Zdecydowanie inaczej pojmowali w tamtym momencie to uczucie.
Zatrzymał się, choć nie odwrócił w jej stronę. Consalida stała za nim o krok do tyłu i wiedząc, że to jej jedyna szansa, zaczęła mówić.
- Wtedy było tak samo. Nie powiedziałeś jej prawdy, bo chciałeś dać jej szansę na szczęście. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo się wtedy co do ciebie myliliśmy. - czekała aż się odezwie, choć bała się że może odwrócić na nią swój wzrok. Nie byłaby w stanie spojrzeć mu w oczy, zobaczyć co jest wymalowane na jego twarzy.
- Widzisz bohatera, tam gdzie czai się potwór, Consalida. - oprał po chwili zimno. - Żadne z nas nie osiągnęło niczego kłamstwami. A ich finał jest raczej słaby. - dodał zawieszając wzrok gdzieś w powietrzu.
- Jesteś hipokrytą Andrzej, jeśli tak sądzisz! Czasami trzeba skłamać! - podniosła głos, niemal żałośnie. Widziała jak na moment zwiesił głowę pomiędzy ramionami, była gotowa prosić go, by tylko się odezwał. Cisza niepokoiła nie bez powodu.
- Więc któregoś dnia zrozumiesz swój błąd. Bardzo chciałbym wam nie ciążyć na sumieniu, ale... - wzniósł głowę do nieba, napierając pełną klatkę piersiową powietrza. - Posłuchaj doświadczenia starego drania - przeszłość wraca.
Siedząc na krawędzi swojego łóżka, ważąc w dłoni plastikowy pojemniczek zastanawiał się, czy już wcześniej tego nie robił.
Przed oczami pojawiła mu się Kasia, a policzek znowu zabłyszczał od wąskiego śladu przezroczystej cieczy. Przymknął powieki, kiedy obok żony pojawiła się Matylda. Wszystko co miał, stracił w ciągu chwili. Jak szybko można obrócić szczęście w ruinę.
Pozostał zupełnie sam, nikomu nie potrafił już zaufać.
Ruchem palca otworzył plastikowe wieczko i chwycił stojącą na stoliku nocnym szklankę z brunatnym alkoholem.
Wspomniał dawną radę Antoniego, według której miał śnić intensywniej. Tak też planował zrobić. Tylko w ten sposób mógł znów je spotkać. Tym razem na nieco dłużej.
Co mogę powiedzieć... jedynie tyle, że Falkowicz odnajdzie w końcu ukochane osoby. Pocieszyłam?
Przed nami ostatni rozdział. Trzymajcie kciuki za wenę ;)
Brak mi slow. Wzduszylam się. Nie jestem teraz w stanie napisać żadnego sensowngo komentarza. Wbilas mnie w fotel, serio
OdpowiedzUsuńO Jeny poczekaj ja sobie to jeszcze na spokojnie przesortuje ..
OdpowiedzUsuńzałamałam się.. naprawdę szok,szok,szok ale nadal kocham jak piszesz <3
OdpowiedzUsuń~W
myślałam że to albo Kasia,albo Matylda ale nie podejrzewałam że obydwie :O Czekam na ten ostatni... z wielkim szokiem heh ;D
OdpowiedzUsuń~O
Do końca sądziłam że to gra słów, że one żyją a ty taki szok . Super piszesz teraz tylko czekać na finał
OdpowiedzUsuńi co dalej? chcę nexta bo nie wierzę po prostu :O <3
OdpowiedzUsuń~K
kiedy mozemy liczyć na next? :)
OdpowiedzUsuń