piątek, 24 marca 2017

Amnezja, Rozdział 13

Często odzyskiwanie przytomności opisuje się jako wynurzanie się spod tafli wody i nabranie pierwszego hausta powietrza w bolesną pierś. Tak, to wyjątkowo trafne zestawienie odczuć.
Zatem niewiele szukając, głęboką utratę świadomości śmiało możemy opisać, jako nagłe zanurzenie się pod wodę, lecz znacznie dłuższe... dużo głębsze.
Krążąca w krwioobiegu mężczyzny toksyczna mieszanka leków nasennych i alkoholu zadziałała niemal natychmiast. Leżąc na swym łóżku, we własnej sypialni, patrząc gdzieś przed siebie spod lekko opadniętych na oczy powiek, myśląc tylko o jednym, uśmiechnął się po chwili pod nosem, bo wiedział, że znowu je zobaczy. Aż w końcu biorąc jeden głębszy oddech, jakby szykując sobie naiwnie zapas tlenu, zasnął.
Mózg pozbawiony tego ważnego pierwiastka zaczął chwytać się ostatniej deski ratunku - adrenaliny. Miała ona pobudzić organizm mężczyzny, ratować go przed zapadnięciem w głębszy sen, ratować przed najgorszym. Ciało w takim momencie mobilizuje się i myśli, że zdoła uratować swojego właściciela wizją całego życia.
Cóż za ironia, bo tym samym zamknęło się błędne koło. Falkowicz dokładnie tego pragnął. 
Pierwsze uczucie, jakie było w stanie zarejestrować jego słabnące ciało, to paraliżujący ból, jakby przeszywające prądem kręgosłup na całej swej długości. Działo się to może w ułamku sekundy, bo w równie szybkim tempie ujrzał  masę obrazów, były ich może nawet miliony, przetaczały się przez jego ostatki świadomości.
Prawdą nagle okazało się, że w ostatnich momentach człowiekowi przelatuje przed oczami całe życie. Widział całą swoją rodzinę, widział Kasię, Matyldę, a nawet tego zdrajcę brata i jego małżonkę. Nie sądził, że ten ostatni seans przewiduje także kłamców. Ale czekał dalej i okazało się, że wspomnienia, tak samo jak na początku ich pojawiania się, nie wywołują w nim przyjemnych uczuć. Teraz zdał sobie sprawę z tego, dlaczego tak się działo. Miał świadomość z czym się wiążą i to potęgowało cierpienie. Przeliczył się. Ubzdurał sobie, że żegnając się z życiem, żegna się z utrapieniami. Okazało się, że najprawdopodobniej spotęgował  je jeszcze, wchodząc w bolesną rzeczywistość na znacznie dłużej. Niemal jak na wieczne potępienie.
Bo czuł się jak w piekle. Patrzył na swe szczęście sprzed miesięcy, które już nie miało prawa się powtórzyć. Chyba tam po drugiej stronie wyznaczono mu jeden ze specjalnych, dedykowanych mu kręgów piekielnych.
Minął kolejny zaledwie ułamek sekundy i już zaczął żałować swego czynu, kiedy zobaczył ją, swoją utraconą kobietę. Patrzyła na niego z taką świadomością w oczach, jakby wiedziała doskonale, co się z nią stało. I choć powinien wiedzieć, że to tylko majaki, uwierzył. Bo co mu pozostało?
- Masz walczyć, słyszysz? – zaskoczył go jej płaczliwy głos, ale po chwili spojrzał na nią jakby ze współczuciem. Chciał coś odpowiedzieć, lecz głos jakby uwiązł mu w gardle. Kolejna bariera jaką napotkał sprawiła, że zaczął się denerwował. Zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie ich wyimaginowane co prawda, lecz nadal spotkanie.
Skazał się na męki, pomyślał. 
- Walcz, bo masz dla kogo!  – spojrzał na nią i chciał powiedzieć, że już nie musi. A nawet jeśli, to było już za późno. Czuł, że jego obecność po drugiej stronie staje się coraz wyraźniejsza. Lecz ona nadal  płakała, jakby szlochała mu nad uchem. Zupełnie nie wiedział jak ma ją pocieszyć, nie potrafił uspokoić.  A powinien, był w końcu jej mężem, powinien być dla niej wsparciem.
- Nie zostawiaj nas, Andrzej słyszysz? – nie podobało mu się to. Kasia mówiła, zupełnie jakby go nie widziała. Coś było nie tak.
Kolejna przeszywająca fala bólu, dokładnie taka sama jak za pierwszym razem. I pierwsze wspomnienie, przy którym czas się zatrzymał.
- Nie po to walczyłem o moją córkę… to znaczy – spojrzał na nią lekko zmieszany, by poprawić się w kwestii, na którą żona nadal była wyczulona - …walczyliliśmy o naszą córkę, żeby teraz zostawił ją na trzy miesiące. – oświadczył pewnie, a kobieta tylko westchnęła niedowierzając w jego… co tu dużo mówić – głupotę, albo jak kto woli – przemianę. No bo dlaczego miał marnować szansę na rozwój swojej kariery, której nie otrzymuje się tak łatwo. Co prawda Falkowicz otrzymywał w tym względzie pewne fory, bo za każdym razem na horyzoncie ich wspólnego życia pojawiała się była żona mężczyzny, ale teraz było inaczej. Oboje byli dorośli, stali się rodziną, ufali sobie. Nie było zatem powodów, by rezygnować ze szkolenia.
One i tak będą na niego czekały. Tym bardziej, że obie wiedziały jak bardzo mu na tym zależy.
- Po prostu mam ciary. – rzekła teatralnie z ironią. – Profesor Falkowicz przedkłada życie rodzinne nad karierę. – ciągnęła dalej, a on nie raczył odgryźć się jej, ani jakkolwiek zaprzeczyć. Sprawy się zmieniły. Czas nauczył go, że są sprawy z których nie wolno rezygnować i takie, które trzeba poświęcać dla wyższego dobra. Poza tym… nigdy nie przyznałby się, że nie wytrzymałby tych trzech miesięcy z dala od nich.
- Zrozum, że ona wie, że tobie bardzo na tym zależy. – odparła łagodnie, dając mu jasną sugestię.
- Ta? – trochę wątpił, aby ta młoda dama, która tamtego dnia przysporzyła mu kilku nowych srebrnoszarych włosów, rozumiała go aż tak.  - Nie ma tu nic do gadania! – krzyknął w stronę schodów, choć dziewczynka i bez podniesionego głosu taty, usłyszałaby wszystkie jego słowa.
- A ja? – spojrzał na nią kątem oka. – Mam?
Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele.
Zatrzymał się na chwilę w momencie, kiedy kobieta przytuliła się do jego ramienia. Czy mimo jej wszystkich słów o tym, że to tylko układ, było możliwe, aby nic do niego nie czuła? Czy może nie była tego świadoma? Albo… po prostu nie zauważył momentu, w którym zmieniło się jej spojrzenie ich związek?
Pani mecenas rozumiała, że jej Matylda stała się także dla niego córką, co nie przestawało być dla kobiety zdumiewające. Ale czy deklaracja dotycząca tej małej dziewczynki, może w jakikolwiek sposób wiązać się także z nią? Co do tego Kasia miała wątpliwości, ale z czasem przestały one mieć znaczenie, bo okazało się, że łączyć ich może zupełnie niezależna od niczego więź.
   Obraz rozmył się jak szara maź i zagubił swoje ostre kształty. Teraz wszystko było jak w bardzo brudnej mgle. Dookoła słyszał jeszcze jakieś stłumione głosy, jakiś pojedynczy krzyk ale zaraz wszystko ucichło, gdy rzeczywistość zaczynała nabierać jakiegoś kształtu. Jak wypchnięty silną ręką z kłębu gęstej mgły, zaczął zastanawiać się co tym razem będzie dane mu zobaczyć. Mimo jakiegoś narastającego zmęczenia, nie tylko fizycznego, ale także psychicznego, nadal miał w sobie pewną ciekawość. Ciągle pragnął przypominać sobie więcej, uświadamiać sobie bardziej, nawet jeśli stawał się przez to coraz bardziej wyczerpany. I nie zdawał sobie sprawy z tego, że nowe obrazy staną się czymś, czego zupełnie się nie spodziewał, czymś… zupełnie innym.
    Był to dzień, w którym mijał rok odkąd przysięgli sobie miłość i wierność aż po grób… albo raczej starali się udać, że przysięgają wiedzeni głębokim uczuciem. Żadne z nich nie starało się nawet zapamiętać tej daty, ani tym bardziej świętować z tej okazji. Pech chciał, że bliscy Andrzeja i Kasi doskonale zdawali sobie sprawę z wagi owego dnia i postanowili podzielić się swoją wiedzą z samymi zainteresowanymi.
Mężczyzna został zaskoczony przez brata, który mimochodem, gdzieś w rozmowie wspomniał, że rok wcześniej pili za nowy etap w życiu Falkowicza. Naturalnie Adam starał się dyskretnie zmobilizować brata do choćby kupienia kwiatów dla swojej małżonki, bo po cichu z Wiktorią kibicowali temu związkowi. Być może nawet patrząc na całą relację profesora ze swoją żoną z boku, widzieli znacznie więcej. Być może tamta perspektywa wydawała się tak oczywista, że aż śmiesznym było, iż nie zauważalna dla obu państwa Falkowiczów. A niewątpliwie było tam jakieś uczucie, bynajmniej nie przyjacielskie. Widać było iskry, zdecydowanie nie zrodzone w konflikcie. I wreszcie spojrzenia… tak nie patrzyli na siebie obojętni sobie ludzie.
Kasie z kolei uprzedziła własna córka. Dziewczynka w końcu nie mogłaby zapomnieć dnia, w którym spełniło się jedno z jej największych wtedy marzeń. A zrobiła to już z samego rana, kiedy zauważyła, jak jej matka wymyka się w szlafroku z pokoju ojca. Uśmiechnęła się wtedy pobłażliwie pod nosem, bo nie był to pierwszy raz, kiedy przyłapywała ją w takiej właśnie sytuacji. Naturalnie odbierała to zawsze w kategoriach dzielenia sypialni, spania w jednym łóżku… może ewentualnie przyszłego rodzeństwa... Ale nawet nie starała się myśleć o czymś takim, jak upojna noc swoich staruszków.
- Dzwoniłam do wujka Adama. Zabierze mnie do szkoły. – oznajmiła, niemal przyprawiając kobietę o stan przedzawałowy.
- Matylda… - jedyne co zdołała z siebie wydusić. Przełknęła ciężko ślinę, starając się na prędce wymyślić jakieś wytłumaczenie, lecz kiedy doszła do wniosku, że dziewczynka jest za bystra na jakiekolwiek mydlenie jej oczu, młoda uprzedziła kobietę.
- Spoko. Wiem, że ze sobą spaliście. – odparła, z pobłażliwym spojrzeniem. – Ukrywacie się jak dzieci. – dodała, po czym chciała już schować się w swoim pokoju, ale szybko przypomniała sobie, co jeszcze miała do powiedzenia. – Wszystkiego najlepszego mamo z okazji pierwszej rocznicy. – uśmiechnęła się lekko dla odmiany.
- Acha! – dodała, nie zważając na osłupienie matki. – I po szkole zostanę u wujka.
Mała konspiracja zadziałała, bo wieczór okazał się przełomowy w ich relacjach. Falkowicz po ciężkim dyżurze wrócił do domu z bukietem czerwonych róż, a Kasia czekała na niego z kolacją. Niby niewinne gesty, niby nic nie znaczące, czasem nawet próbowali obracać cała rocznicę w żart, lecz każdy dowcip stawał się niezręczny, gdy przypominali sobie, że dla każdego z nich tamten dzień coś mimo wszystko znaczył. Coś się wtedy zmieniło. Czy tego chcieli czy nie, zaczęli należeć do siebie i z czasem stawało się to coraz mniej tylko  formalne.
- A Matylda? – zapytał, kiedy ta pocałowała go na powitanie.
- Nasza córka knuła z twoim bratem. – odparła, patrząc na jego uniesione brwi. – I o wszystkim wie.
- W takim razie… - trzymając kobietę w objęciu, począł myśleć jak uczcić ukończenie tej męki, jaką było ukrywanie się przed małym szpiegiem. Do głowy przychodziło mu tylko jedno, jednak wolał nie zdradzać głośno swoich planów, póki co. – Mamy cały dom tylko dla siebie.  - Spojrzał lubieżnie na nią, lecz ta zestrofowała go wzrokiem w odpowiedzi.
- Zacznij od jadalni.
- Jak sobie życzysz. – mruknął tuż za jej uchem, zaraz całując tamto miejsce, a potem kilka innych.
- Kolacja stygnie. – jęknęła, wznosząc podniecone spojrzenie.
- Poczeka. – składając łapczywe pocałunki na jej szyi i ustach, prowadził ją do tyłu w stronę kanapy.
- Gotowałam całe… popołudnie. – zabrała głęboko w płuca powietrza, czując przyjemny dreszcz w podbrzuszu.
- Kaśka… - mruknął karcąco pomiędzy pocałunkami, po czym nagle złapał kobietę pod nogami i niosąc ją kawałek na rękach, ułożył w końcu na kanapie, by tam ostatecznie dopełnić swych niecnych zamiarów.
Tamten dzień był szczególny z jeszcze jednego względu. Czuł to już teraz, lecz nie zdawał sobie sprawy z tego, dlaczego tak było. Nie długo zaprzątał sobie tym myśli, bo nie zdawał sobie sprawy z wagi owego przeczucia, a kolejna fala bólu skutecznie wymazała już jakiekolwiek myśli.
Schemat powtarzał się i zdawało się, że popadł w taką nieskończoność. Wspomnienia przeplatały się bólem, podobnego do wyładowywania się elektrod podczas reanimacji. Więc przygotowany na kolejne obrazy, czekał na nie gotów ujrzeć kolejną miłą scenę.
    Prowadził samochód, a obok niego siedziała Kasia, uśmiechająca się, jakby dopiero co usłyszała jakiś dobry dowcip, niewątpliwie to on był jego autorem. Spojrzała za siebie, mówiąc coś do Matyldy, a w tle leciała muzyka klasyczna. Wszyscy byli w wyśmienitych humorach, wracają późno z teatru do domu.
Pomyślał wtedy, że jest naprawdę szczęśliwy, że za nic w świecie nie chciałby tego stracić. I wtedy spojrzał na kobietę z prawdziwym uwielbieniem w oczach, a śmiech z tyłu samochodu ucichł. Mała Matylda dostrzegła, jak rodzice zbliżyli się do siebie, ale po chwili dostrzegła coś, czego jej ojciec nie miał prawa zauważyć.
- Tato, uważaj! - Krzyknęła, kiedy zza ciemności i smug ulewnego deszczu wydobyło się w ostatniej chwili oślepiające światło jadącego z naprzeciwka na jego pasie ruchu samochodu. Dostrzegł je i instynktownie szarpnął kierownicą w prawo, skazując siebie na pierwsze ogniwo uderzającej siły. Auto ślizgnęło się na mokrej nawierzchni i obróciło w locie, cudem mijając małe auto, które wyprzedzało tak nieuważnie.
Minęła chwila, kiedy dotarło do niego, że cudem uniknęli śmierci. Z mocno bijącym sercem rozejrzał się po wnętrzu, analizując w momencie stan kobiet.
- Jesteście całe? – lekko oszołomiona żona pokiwała głową, pytając po chwili także Matyldę.
- Kochanie, wszystko dobrze?
- Ale się wystraszyłam.  – dziewczynka, odetchnęła z ulgą, kiedy dostrzegła, że mimo tak poważnie wyglądającej sytuacji, żadnemu z nich nic się nie stało. – Tato, tamten samochód… - spojrzała przez okno, gdzie ledwo dostrzegła małe auto, które uderzyło w pobliskie drzewo.
- Co za kretyn! – warknął pod nosem, nie zdając sobie sprawy z tego co działo się z tymże drugim kierowcą.
- Tato, jemu się coś stało! – nastolatka zwróciła w końcu uwagę chirurga na widok za oknem, a ten nie myśląc wiele, kazał tylko zostać dziewczynom we wnętrzu i spełniając swoją lekarską powinność, udał się do poszkodowanego mężczyzny. Jego złość szybko ustąpiła zimnemu profesjonalizmowi, kiedy okazało się, że tamten człowiek potrzebował szybkiej pomocy.
Pokonując silne strugi deszczu, utrudniające mu lepszą ocenę sytuacji w mroku, wykonywał kolejne działania. Sytuacja była na tyle poważna, że wzywając karetkę zażądał przygotowania sali operacyjnej i zaznaczył, że to on będzie operatorem.
- Jeszcze nie widziałam cie w akcji. – usłyszał za sobą głos Kasi, kiedy poszkodowanego pakowali do karetki. Odwrócił się, by od razu skarcić ją za to, że mimo wszystko nie posłuchała jego próśb i wyszła z auta. – Wszystko w porządku? – zapytała z troską, zbliżając się do niego. Mężczyzna odruchowo złapał się dłonią za potylicę, po czym ujrzał na niej rozmywającą się w wodzie krew. – Andrzej? – dostrzegła to co on, lecz nie zdążyła zareagować, bo on osunął się na twardy asfalt.
   To nie było tak, pomyślał. To nie mogło być prawdą, przecież Adam mówił, że to Kaśka prowadziła. Czyżby i w tej kwestii skłamał? Czyżby to on sam był winny…
Nie, przecież obie dziewczyny wyszły z tego cało. Nic się nie zgadzało, a przecież musiało być jakieś wytłumaczenie. Wiedział, że sny na pewno były prawdziwe, te wspomnienia także. I miał rację. Falkowicz nie zdawał sobie sprawy (a miał do tego prawo), że wytłumaczenie wszystkiego jest już bliskie.
***
Poczuł się, jakby betonowy głaz przycisnął jego ciało. Nie był w stanie poruszyć żadna kończyną, a klatka piersiowa jakby nie słuchała jego woli.
Pomyślał wtedy, że to musiał być koniec  i że dziwnie wygląda ta cała śmierć.
Nieśmiało otwierając powieki, spojrzał na jedyne co było w zasięgu jego wzroku, a była to szpitalna lampa. Zatem nie umarł, zauważył rozczarowany.
- Andrzeju… - usłyszał nad sobą znajomy głos i po chwili dostrzegł twarz jego właściciela. Nie był w stanie nic odpowiedzieć, wpatrywał się nieruchomo w Antoniego, który wydawał się znacznie starszy niż to zapamiętał. – Witaj spowrotem stary druhu. – uśmiechnął się do niego, jakby nie widzieli się całe lata. – Kopę lat. Szkoda, że w takich okolicznościach. – neurolog spojrzał gdzieś za siebie, uśmiechając się do kogoś za szybą. – Chociaż… wróciłeś do nas, kiedy już straciliśmy nadzieję na twój powrót. – Falkowicz ściągnął jedynie brwi, starając się wypowiedzieć pojedyncze pytanie, lecz nawet na to był zbyt słaby. – Nie forsuj się. Jeszcze zdążysz ponarzekać. -  upomniał przyjaciela i dał komuś znać ruchem dłoni , by ten podszedł.
Andrzej pomyślał, że to Adam i już miał się nie zgadzać, kiedy ujrzał jej twarz. Wymęczona i zapłakana podeszła do niego i bez słowa pocałowała męża w usta.
- Śniło mi się… że was straciłem – wyszeptał szczerze wzruszony.
- Byłam tutaj cały czas, mówiłam do ciebie. – jęknęła, nadal trzęsąc się po reanimacji jakiej była świadkiem. On w odpowiedzi ujął jej mokry policzek w dłoń i odparł już mocniejszym głosem:
- Słyszałem.





 Uff, no to czekam na reakcje. I jeszcze jedno - przewiduje mały epilog, tak, żeby dać sobie szansę wyjaśnić wszystko na pewno :)
               







17 komentarzy:

  1. Najlepszy rozdział jaki czytałam :o

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno potrafisz podtrzymać jednak napięcie .. gratuluje tak wspaniałego zwrotu akcji !! Pozdrawiam
    -W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, cieszę się, że udało mi się wywołać w Was napięcie ;)
      Mam nadzieję, że jeszcze mi się uda :)

      Usuń
  3. genialny rozdział! Zastanawia mnie jedno,czy Kasia wróciła jak on zażył tabletki i dlatego była świadkiem reanimacji? Czy jednak to andrzej przez całe opowiadanie był w śpiączce i to wszystko tylko mu się śniło?
    ~AS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego zdecydowałam się na epilog, bo byłam świadoma, że ta kwestia może być mimo wszystko nie do końca dla każdego jasna :)
      Kasia w jego poprzedniej rzeczywistości nie żyła, śniło mu się, że je obie stracił. A wspomnienia jakie przywoływał we śnie były przywoływane przez głosy jakie słyszał wokół siebie w trakcie śpiączki (Antonii) i opowieści Kasi przy jego łóżku. Ale to jeszcze zostanie powiedziane, spokojnie. Tak wiec odpowiadając w prost - był przez cały czas w śpiączce :)

      Usuń
  4. zaskoczyłaś mnie bardzo,tym co napisałaś,świetny rozdział i czekam w takim razie na epilog!
    ~K

    OdpowiedzUsuń
  5. super napisany! Mega zdziwienie a co najlepsze to zakończenie..Wspaniałe! :*
    ~O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Happy end happy endem, ale został jeszcze epilog ;) Niech też Was zaskoczy :)

      Usuń
  6. Cieszę się ze ani Kasia ani Andrzej ani Matylda nie zginęli Heh :D czekam na epilog z niecierpliwością :)
    ~M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że nie zlinczowaliście mnie po poprzednim rozdziale i poczekaliście na ten ;)

      Usuń
  7. Planujesz jeszcze jakieś opowiadanie po epilogu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chciałabym, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Pewnie nie wytrzymam, juz myślę jaka tematyka, ale mam strasznie dużo zobowiązań teraz.
      Pod epilogiem spróbuje odpowiedzieć precyzyjniej. Prawdopodobnie wróce po małej przerwie.

      Usuń
  8. Kiedy można spodziewać się epilogu ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się w następnym tygodniu, ale musicie wypatrywać fragmentu. To zawsze sygnał, że zaczęłam pisać. ;)

      Usuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!