niedziela, 26 lutego 2017
Amnezja, Rozdział 11
Pomyślał wtedy... "Jeśli piekło istnieje, to wygląda właśnie tak."
Obrócił się dookoła na przepełnione pstrokacizną półki, na ciągnące się setkami metrów regały i zarzucone na nich kolorowe plastiki. Wszystko równie bezwartościowe, a ocenione z taką fantazją. Wszędzie tandetne figurki i kawałki plastików mające przyciągnąć jego wzrok. Lecz wręcz odpychały. Bo jakim trzeba być ślepcem, by nie dostrzec bezużyteczności tych tworów?
Tęczowe kolory przyprawiały go o zawrót głowy. Gdzie nie spojrzał tam tandeta. Nie sposób podejść do czegokolwiek, bo aż odrażało, a co dopiero wybrać tę jedną wyjątkową zabawkę, która zainteresowałaby prawie dwunastolatkę.
Istny koszmar dla rodzica, który zamiast od razu się poddać, musi przebrnąć przez tony plastiku i wybrać jeden, nie kompromitujący go przed własnym dzieckiem.
Ze zgorzchniałą miną ruszył wolnym krokiem, co raz spoglądając tylko niedbale na jedną, to na drugą stronę. Tandeta, koszmar, badziewie... Rozgoryczony zbliżał się do końca tego maratonu i aż w nim zawrzało, kiedy kompletnie niczego godnego uwagi nie znalazł.
- Zobacz. A to? - kobieta za to miała dla córki kilka propozycji. Podała mu jedno pudełko, na które ledwie spojrzał.
- Chłam. - warknął, mierząc beznadziejnym wzrokiem wysokie półki wokół niego. - Powinni tak nazwać ten sklep. Oszczędziliby klientowi czasu i pieniędzy. Kraina dziecięcych marzeń, myślał by kto. - prychnął, nie zrażając jednak Kasi swoją skwaszoną miną.
- Jesteśmy tu od pięciu minut, a ty już narzekasz. - porównała dwie zabawki, po czym odłożyła obie na półkę. Wolnym krokiem podeszła kawałek dalej, by zastanowić się nad kolejną propozycją.
- Nic tutaj nie znajdziemy. - zarzucił do tyłu barkami, jakby chciał poprawić leżącą na jego ramionach marynarkę. Odwróciła się w jego stronę, unosząc lekko do góry brwi.
- No to wracaj. - odparła śmiało. - Ale nie warcz potem, kiedy prezent ci się nie spodoba. - ze spokojem obróciła różowe pudełko, by przeczytać na nim instrukcję obsługi.
- Czy ja warczę! - warknął wzburzony. Spojrzała na niego krótko, po czym odłożyła trzymane w dłoniach przedmioty. Z ostatkiem cierpliwości podeszła do niego i kładąc na klapach jego marynarki swe dłonie, podniosła wzrok.
- Kochany... - westchnęła ciężko, przymykając na moment powieki.
- Prosiłem, zwracaj się do mnie normalnie. - irytowała go ta kpina, bez której Kasia często nie mogła się obejść.
Przytaknęła posłusznie i kontynuowała.
- Dobrze, więc panie profesorze... - zignorowała jego karcący wzrok i nieco wzburzoną minę. - To ty chciałeś, żeby te urodziny były wyjątkowe. Sam słusznie zauważyłeś, że po raz pierwszy obchodzimy je razem. - uderzyła lekko jedną dłonią, jakby wystukiwała kolejną liczbę argumentów, przypierających męża do muru. - Zaciągnąłeś mnie na zakupy i kazałeś wybierać coś z tej sterty chłamu, jak sam to ładnie określiłeś. - przekręciła delikatnie głowę na bok, obserwując jak prawa dłoń wygładza jedną z poł męskiej marynarki. - Więc nie zrzędź, proszę cie, tylko wybierz coś w końcu, żebyśmy mieli to jak najprędzej z głowy. - kończąc sugestywnym spojrzeniem, obróciła się w końcu na pięcie i podążyła w głąb alejki, spoglądając co jakiś czas na boki, choć teraz już nawet jej cały tamtejszy asortyment wydawał się beznadziejny.
Mężczyzna stał przez chwilę w miejscu, przyglądając się oddalającej się sylwetce kobiety.
- Kaśka!
W beznadziejnych humorach wsiedli do auta, w ciszy zapięli pasy. Żadne nie odezwało się ani słowem. Ona jedynie rzuciła torebkę na tylne siedzenie i wyczekiwała, aż jej partner z tego śmiesznego małżeństwa odpali silnik. Miała dosyć całej tej maskarady. Nigdy nie dogada się z tym obcesowym mężczyzną. On był po prostu wiecznym samotnikiem. Nawet jeśli zmienił status cywilny. Samotność do tego stopnia odbiła się na Falkowiczu, że już chyba do końca życia będzie zachowywał się jak stary kawaler. A miał za sobą dwa małżeństwa...
Spojrzała z ukosa na Andrzeja; trwało to może ułamek sekundy. Dostrzegła, że zbierał się do powiedzenia czegoś ważnego.
- Teraz będziemy się już tylko kłócili? - zapytał szczerze, unosząc subtelnie jedną brew. Westchnęła cicho, zwieszając lekko głowę pomiędzy barkami.
- My do siebie po prostu nie pasujemy. - odparła rozbrajająco.
Patrzył tak na nią przez chwilę, zaciskając szczękę. A w oczach miał niewyjaśniony ból. Po raz kolejny ta refleksja, że wepchnął się do jej życia i postawił pod murem.
- Chcesz to skończyć? - zapytał, choć nie chciał myśleć o rozstaniu. Lecz ta z niewiadomych przyczyn uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową. Nie rozumiał jej. I to go w Kasi najbardziej pociągało. Za każdym razem zaskakiwała go. Chyba nigdy nie nadejdzie taki dzień, w którym on zrozumie tę istotę. - Co? - zmarszczył brwi.
- Naprawdę nie rozumiesz, że gdybym chciała to skończyć, już dawno bym to zrobiła? - przekręciła lekko głowę na bok, jak miała w swym zwyczaju. Uśmiechnęła się lekko, a on choć nie potrafił odwdzięczyć się tym samym grymasem, to naprawdę mu ulżyło.
- Jako twój mąż... - zaśmiała się lekko. - Postaram się, żebyś mi kwitła przez te lata wspólnego pożycia... - spojrzał na nią z lubieżnym uśmieszkiem. - Kwiatuszku. - pokręciła tylko głową, nieprzestając się uśmiechać.
*
Wspomnienia pchały się do jego skołowanego umysły przez tę wąską szczelinę, której rolę odgrywał tutaj sen. Podejdyncze obrazy, wyraźniejsze bądź nie. Każde miało dla niego jakieś znaczenie. Nigdy jeszcze nie doznał takiego natłoku myśli, choć wyjaśnienie tego fenomenu jest proste.
Tego dnia spał głębiej, jak któregoś dnia poradził mu jego przyjaciel Antonii. Ilość środków nasennych mogła go zabić, ale klatka piersiowa nadal naśladowała mocno spowolnione oddechy mężczyzny. Nieprzerwanie tkwił w tym świecie, lecz bardzo chciał być w tym drugim, niedostępnym dla nieszczęśliwego profesora. Tylko tam mógł być z rodziną i cieszyć się wspólnymi chwilami, które kiedyś już przeżywał.
Z każdą kolejną wizją, jego umysł popadał w coraz większą rozpacz. Poczucie beznadziei i niedosyt dominowały nad nim. Gdy poznawał kawałek przeszłości, dochodził do tego, że tę część swojego życia doskonale już zna i chętnie zobaczyłby coś nowego. Nasycił swój głód i pozbył się tęsknoty, bo ta z każdą następną chwilą zalewała go od środka.
Chwila ciemności i spośród kształtów, zmąconych jak brudna woda, wyłaniał się jeden, coraz ostrzejszy.
*
Złapał ją za rękę, gdy na mieście spotkał swojego znajomego. Ona przez chwilę zaskoczona tym niespodziewanym gestem, spojrzała na niego tymi swoimi wielkimi oczami, ale jego uścisk skutecznie zakleszczył w sobie jej dłoń. W mig pojęła co jest na rzeczy, bo gdy tylko prześledziła wzrokiem obiekt zainteresowania Andrzeja, nie miała już wątpliwości. Nadszedł czas na udawanie prawdziwego małżeństwa.
Miała wtedy na sobie leciutką czarną sukienkę w białe groszki. Sięgała jej ona do połowy łydki, tak jak najbardziej lubiła. Lekko ołówkowy kształt chronił ją przed zbyt wielkim podwiewaniem letniego wiatru, lecz na nic to, kiedy ten cienki materiał opinał jej ciało, poddając się siłom natury. Na górze prosty dekolt i szerokie ramiączka odsłaniały kobiece ramiona.
Chyba nie było wątpliwości, że nie z okazji wspólnych zakupów chciała tak dobrze wyglądać.
Zbliżył się do niej tak, że niemal ocierali się ramionami; ona swym odkrytym, on rękawem białej koszuli. Zauważyła jak na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
- Przyjaciel strategiczny, mam rację? - szepnęła, kiedy jeszcze nie byli na tyle blisko, by tamci ich usłyszeli.
- Jak zawsze, Kasieńko. - odparł, ujawniając cały rząd białych zębów.
Spotkali się na środku deptaka, pośród mnóstwa kawiarenek i knajpek. Stanęli na środku brukowej alejki i z iście aktorskimi uśmiechami witali się jak najlepsi znajomi. Lecz każde nieco bardziej wyprostowane, jakby sztucznie naprężone w mięśniach i dziwnie uprzejme.
- Szanowny pan profesor ze swoją nową zdobyczą. - powitał ich siwy mężczyzna w średnim wieku, całując Kasię w jej prawą dłoń. Robił to z takim zaangażowaniem, że Andrzejowi zaczęła przeszkadzać nadmierna spoufałość znajomego. Objął więc jedną dłonią swą kobietę w tali, delikatnie przyciągając ją do siebie.
- Chciałeś powiedzieć żoną. - uśmiechnął się zjadliwie, a Tadeusz zaskoczony spojrzał to na Falkowicza, to na taktownie uśmiechającą się Kasię.
- Żoną? - wyprostował się starszy mężczyzna, robiąc pół kroku do tyłu. - Nie chwaliłeś się, że się żenisz. - fuknął, lekko wzruszając ramionami.
- Nie mogę sobie tego odżałować. - teatralnie skruszony, ułożył dłoń na klatce piersiowej. - Szczęśliwi zapominają o Bożym świecie. - uśmiechnął się szerzej, czując na sobie krótkie spojrzenie Kasi. Nie odezwała się ani słowem, w milczeniu znosiła natrętne spojrzenia Tadeusza i jego zgorzchniałej małżonki. Oboje patrzyli na Kasię jak na naiwną panienkę, omamioną przez dawnego kobieciarza.
- To nic. - Tadeusz machnął ręką, cały czas nie zwracając uwagi na milczącą żonę. Uśmiechnął się obrzydliwie do pani Falkowicz, po czym przeniósł swe znaczące spojrzenie na profesora. - Będzie jeszcze okazja. - puścił chirurgowi oko, sugerując dokładnie to, czego spodziewała się Kasia. Mają ją za pierwszą lepszą. I zapewne nie ostatnią.
- Miło było państwa poznać, ale... - z niezmiennie czarującym uśmiechem, przejęła kontrolę nad sytuacją; nie potrafiła stać na uboczu i przyglądać się, jak ten wątpliwej kultury facet, przyrównuje ją do jakiejś utrzymanki. - Spieszymy się do dziecka. - złapała męża po ramię, dając mu do zrozumienia, że ma ochotę oddalić się stamtąd jak najdalej.
Żona Tadeusza uniosła swe namalowane brwi i szybko zmieniła swoje wnioski na temat kobiety Falkowicza. Choć wcale nie były one korzystniejsze, gdyż teraz Kasia stała się spryciulą, łapiącą słynnego chirurga naczyniowego w swe sidła na dziecko.
- Niebywałe. - westchnął kardiochirurg. - Pieluchy, zarwane nocki, wywiadówki... - wyliczał, jak ostatnie okropieństwa. - Czeka cię chrzest bojowy profesorze. - jęknął przejęty. - Nie pozwól się w to wrobić. - skinął na Kasię, a w chirurgu zawrzała krew.
- Zapominasz się Tadeusz. - syknął.
- Przyjmij moją przyjacielską radę. - kontynuował, nie licząc się z ostrzeżeniem. - To dziecko struje ci życie. Ty jesteś światowcem! Nie zmarnuj sobie kariery. - podsumował, pewien swej racji. Kobieta u boku Falkowicza aż ścisnęła ze złości jego ramię bezwiednie, gotowa rzucić przekleństwem w obronie córki, lecz Andrzej ją ubiegł.
- To dziecko... - powtórzył zimno. - to Matyldzia. - zacisnął szczęki, przyglądając się z niekrytym obrzydzeniem parze na przeciwko.
- No co ty Andrzej. - zaśmiał się posiwiały mężczyzna. - Chyba się nie obraziłeś. - ten w odpowiedzi zmierzył byłego znajomego lodowatym spojrzeniem; pożegnalnym, warto dodać.
- Na choć w połowie tak bystre dziecko nie byłoby stać ani ciebie, ani twój nieudany połów. - nie raczył spojrzeniem żony kardiochirurga, lecz jasnym było, że to właśnie także o niej była mowa. - Żegnam. - minął, zaskoczone małżeństwo i pociągnął za sobą zdenerwowaną Kasię.
*
Wiedział, że tamtego dnia jakimś cudem udało mu się kupić prezent dla Matyldy, lecz obaj byli tak podminowani, że nie zjedli już wspólnej kolacji, która miała być czymś na kształt randki.
Nie mógł sobie także przypomnieć, aby Kasia zrobiła mu awanturę z tytułu niedobranych przyjaciół zawodowych. Był święcie przekonany, że porachuję się z nim, jak tylko znajdzie ku temu okazję, za podłe słowa pod adresem jej córki. Wyglądało na to, że nie wracali do tamtej sprawy. Być może nawet zaimponował Kasi, tym że zerwał bardzo korzystną współpracę, ze względu na to jedno spotkanie.
Nie mógł sobie tego przypomnieć.
Jedyne co pozostało, to wrażenia, które były tak wiarygodne jak marzenia wypowiedziane na jawie. Jedynie na nich mógł polegać, w kwestiach nadal nieznanych. Czasem siadał na kanapie ciemnego salonu i sen zastępował wyobrażeniami. Lecz były one tak nieidealne, że aż irytujące.
Frustracji zaradzał jedynie środek nasenny, spożywany w coraz większych dawkach.
Choć... nie mający już nic do stracenia chirurg postanowił chwycić się ostatniej deski ranutku i spotkać się po raz ostatni z jednyną osobą, która mogła mu zdradzić całą prawdę. Tym razem nie zamierzał grać fair. Od początku do końca.
No i wielki finał. Dwa rozdziały. W następnym wielka tajemnica przestaje nią być.
Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nawet nie wiesz jak jestem ciekawa tej tajemnicy , jak to poprowadzisz No i oczywiście jego sny *_* tak realnie to opisujesz :D
OdpowiedzUsuńDoskonale wiem, że lubisz sny ;) też rozdział był trochę pod cb ;)
UsuńWow. Świetny rozdział,myślałam ze tutaj ujawniasz nam tajemnice ale jak widać następny to jeden z kulminacyjnych się zapowiada :D
OdpowiedzUsuń-O
Bardzo trafnie ujęte, sama nie mogę się doczekać tych kulminacyjnych ;!
UsuńW koońcu rozdział :D Fajny pomysł żeby motyw był jako urodziny matyldy ;D Nie mogę się doczekać tej wielkiej tajemnicy pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~N
Mam nadzieję nikt mi nie ucieknie jak ją wyjawię ;)
Usuńsuper część! Czekam na next :)
OdpowiedzUsuń-A
Robi się ;)
Usuńświetny rozdział kochana,odrazu mogłabym czeytać kolejny :*
OdpowiedzUsuń~W
Jak mam być szczera, to ja też już bym chciała go przeczytać ;)
Usuńczekam na next ! andrzej wydaję się być wkręcony w ten związek,ale nadal zachowuje się jak falkowicz,ale ciekawi mnie dlaczego oni się w ogóle ożenili na siłę?
OdpowiedzUsuń~O
Fakt, nie bardzo rozwodziłam się nad tłumaczeniem tego, ale była taka kwestia, kiedy Andrzej stanął w progu łazienki, mówiąc do Kasi, że nie wyglądają dla prokurator wiarygodnie, jako wieczne narzeczeństwo. Dla córki zrobili wiele, to niby miało niewiele zmienić. Dlaczego nie posunąć się tak asekuracyjnie krok do przodu? ;)
UsuńKiedy kolejna część ?
OdpowiedzUsuńBędzie dzisiaj ?
OdpowiedzUsuńO ty bestio... ale pamietasz jaki był układ? Teraz ja cię będę dręczyć ;)
UsuńA next niedługo, nie powiem dokładnie kiedy, bo z takim planem jak mój trudno o deklaracje ;/ w każdym razie pod fragmentem postaram się określić.