środa, 8 marca 2017

Amnezja, Rodział 12, cz. I

Gotowi?


Było wielce prawdopodobne, że Kasia uciekła. Że spakowała się jak tylko znalazła ku temu okazję i rzucając ostatnie spojrzenie mężczyźnie w śpiączce - gdyż optymistyczna wersja ucieczki zawierała właśnie pożegnanie - uśmiechnęła się z ulgą, że uwolni siebie i córeczkę, od męża tyrana i rozpocznie z dala od niego spokojne życie.
Prawdopodobnym było także, że wspomniana dziewczynka zapomni o nim po pewnym okresie rozłąki. Słyszał bowiem, że dla przykładu dzieci w procesie poszukiwania rodziny adopcyjnej, przekazywane sobie z rąk do rąk, uruchamiają w sobie ten proces obronny, zwany amnezją. Niebywale ciekawe zjawisko, które polega na wypieraniu z umysłu złych wspomnień.
Myślał nad tym intensywnie i nie było innego wyjścia ku temu, aby dziewczyny tak łatwo i tak trwale zniknęły z jego życia.
Zastanawiał się jaka była w tym wszystkim jego wina. Czy to, że kochał je ponad wszystko i oddał by za nie życie, nie miało znaczenia? Albo inaczej - co takiego zrobił, że zapomniał o swoich uczuciach? I zaczął wątpić w słuszność swych domysłów. Przecież nic nie było w stanie zmusić go do zastraszenia Kasi i Matyldy. Żadna mroczna siła, żadna tkwiąca w nim czarcia cząstka nie była tak silna, aby skrzywdzić jedyne kochane przez niego osoby.
Pamiętał jak żona powtarzała, że odeszłaby, jeśli sama by tego chciała, kiedy pytał ją kierowany poczuciem winy, czy aby nie czuje się ona w tym sztucznym małżeństwie jak więzień. Mówiła, że sama potrafi za siebie decydować. A jeśli tutaj tkwi klucz? Co jeśli odeszły nie przymuszane, lecz z własnej woli? Może i wtedy pozwolił jej zniknąć, ale teraz nie mógł się pogodzić z ich nieobecnością. Jeśli zatem dał przyzwolenie na taki krok, teraz odczuwał tego skutki. Niemal fizyczny ból, przemawiał za dojmującą tęsknotę. Nie potrafił bez nich żyć, nawet jeśli kiedyś zgodził się na tę samotność bez słowa.
Ostatnie tygodnie żył jedynie nadzieją na odnalezienie rodziny. Jakakolwiek była przyczyna ich zniknięcia, musiał dojść do tego, co się wydarzyło. Nie tylko by zaspokoić swoją ciekawość, nie dlatego. Chciał tylko wiedzieć czy są bezpieczne.
Bo choć bał się o tym pomyśleć, to gdzieś z tyłu głowy miał świadomość, że odkrycie tajemnicy nie jest jeszcze końcem. Sęk w tym, że nawet jeśli je odnajdzie, to jeszcze nie oznacza, że one będą chciały do niego wrócić.
Mgliste spojrzenie skierowane gdzieś na okna starej budowli z naprzeciwka, nie dało się rozproszyć nawet przez tłumy ludzi przechadzających się brukowaną uliczką, tą którą doskonale zapamiętał także ze swych wspomnień. Brodę podpierała blada pięść, a palec wskazujący tulił niemalże szary policzek. Pochylając się nad jednym podparciem dla jego łokcia, zatopił się w zadumie, nie zauważając zbliżającej się do niego znajomej sylwetki.
Po chwili stojąca przed nim, na drewnianym i lichym swoją drogą stoliczku, filiżanka zadrżała lekko, a zimna kawa zakołysała się niebezpiecznie blisko krawędzi.
- Cześć. - odezwała się niepewnie, lecz on dopiero po chwili zdał sobie sprawę z obecności Wiktorii. A to jedynie za sprawą nagłego braku promieni słonecznych lekko ogrzewających jego twarz.
Wzniósł głowę i bez cienia radości, zrównał się ze szwagierką i podał jej dłoń.
- Witaj. - rzekł uprzejmie, po czym pozwolił jej pierwszej usiąść. Przyglądając się jej zauważył jak bardzo niekomfortowo się czuję podczas tego spotkania. Zaskakujące, bo Consalida zawsze uchodziła za wiecznie panująca nad każdą sytuacją. Pozornie.
Tak już bywa, i sam doskonale o tym wiedział, że ludzie z pozoru silni, są słabi, gdy przychodzi im zmierzyć się z ciosami w ich uczucia. I choć oboje byli z goła inni, to oboje uciekali przed zranieniem. Ona w sposób dosłowny, zawsze ratowała się ucieczką do pewniejszej, bezpieczniejszej przystani, tak on bronił się obojętnością, chłodem.
Niestety okazało się, że niedawno przekroczył tę granicę, odsłonił swoją tarczę obronną, a teraz płacił za to cenę. Powinien wiedzieć, że im głębsze uczucie tym większe cierpienie. Potencjalne.
Dlaczego w takim razie nie żałuje niedalekiej przeszłości?
- Znowu się zamyśliłeś? - spojrzał na jej lekko wygięte w łuk usta i uniesioną do góry brew. Także się uśmiechnął, lecz jakby z innych powodów. - Chciałeś o czymś pogadać. - wspomniała.
- Spieszysz się gdzieś? - odparł spokojnie, widząc jej postawę. Nie tyle niezręcznie czuła się podczas spotkania, co starała się przyspieszyć rozmowę, jakby wreszcie mieć ją za sobą, albo... chodziło o coś zupełnie innego. - Adam nie wie o naszym spotkaniu, mam rację? - westchnęła krótko, poruszając się na niewygodnym krześle. W momencie doszła do wniosku, że nie ma sensu kłamać. Przed Falkowiczem i tak niczego nie ukryje.
- Nie zdążyłam mu powiedzieć. - to delikatne nagięcie prawdy mimo wszystko zaliczało się do grupy kłamstw.
- Nie obawiaj się, ode mnie niczego się nie dowie. - spojrzał spod kpiącego spojrzenia. - Ostatnio rzadko do siebie dzwonimy.
- Delikatnie powiedziane. - uśmiechnął się pod nosem, choć wcale nie było mu do śmiechu. Widać ich rozmowa z przyjęcia weselnego u Krajewskich odbiła się głośnym echem. Nic dziwnego, ponoć mieli wtedy widownie, z której żaden z braci nie zdawał sobie wtedy sprawy. - Nie możecie się tak wiecznie kłócić. - dodała z rezygnacją, jakby wyczuła jego myśli. - Adam nigdy się do tego nie przyzna, ale boli go cała ta sytuacja. - Widać Consalida obrała sobie za punkt honoru pogodzić zwaśnione rodzeństwo.
On jedynie uniósł wysoko swe brwi z wyjątkowo politowanym spojrzeniem.
- Wybacz, ale chyba nie potrafię zdobyć się na współczucie. - skomentował z teatralnym przejęciem w głosie. - Przekażesz mu, że jednak próbowałem? - drwił dalej, a Wiktoria pokiwała głową, wyczuwając jasną ironię. - Ach, zapomniałem. - grał dalej, nie zważając na jej zniesmaczenie. - Przecież spotykamy się w sekrecie. Jak para nastolatków na pierwszej randce. - uśmiechnął się zjadliwie, kiedy kobieta wstała, gotowa opuścić Andrzeja. - Siadaj. - syknął, zmieniając atmosferę, na znacznie cięższą. - Jeszcze nie skończyliśmy.
- Czego chcesz. - uparcie stała.
- Chce wiedzieć... - zaczął od razu. - Dlaczego to przede mną ukrywaliście. - wyznał chłodno, trąc dłonią czoło.
Kobieta zamilkła na chwilę, patrząc na niego zaskoczona. Zdała sobie sprawę, że wiedział.
- Skąd...
- To już mało istotne. - uciął. Przyparta do ściany, nie miała już innego wyjścia, jak wyznać wszystko, co wiedziała. Może nawet ulżyło by jej, że cała ta chora sytuacja dobiegła końca, gdyby to nie jej właśnie przypadła rola w wyjaśnianiu tej zmowy milczenia.
- Andrzej... - usiadła. - Chcieliśmy ci powiedzieć, naprawdę. Ale kiedy zorientowaliśmy się, że niczego nie pamiętasz... - zatrzymała się na chwilę, patrząc na jego nieruchomą twarz. - Adam postanowił...
- Postanowił za mnie. - wtrącił z pretensją w głosie. - Jakim prawem? - mrużył zaciekle oczy.
- Też zrobiłbyś to dla brata, gdybyś widział jego cierpienie, kiedy one... - Dostrzegła, jak jeden mięsień jego twarzy zadrżał. Wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, co to oznaczało. - Pomyśleliśmy, że to szansa.
- Na co? - dociekał.
- Na wyjście z żałoby.



Mam przeczucie, że jest tutaj mnóstwo błędów, poprawie je jak tylko będę mogła, przysięgam. Ale póki co czekam na wasze wrażenia.






9 komentarzy:

  1. Jedyne co teraz mogę napisać to ...żałoba? !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz widze, że ta kwestia miała być wypowiedziana inaczej. Ale sama wiesz przez kogo pisałam w stresie...

      Usuń
    2. no właśnie nie wiem,powiedz przez kogo?

      Usuń
    3. Powinnam tam wplatać twoje wiadomości pełne emocji.

      Usuń
  2. zaskoczyłaś mnie takim zwrotem akcji,aż chce przeczytać dalej.W takim razie czekam na next ;D
    ~MK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, bo już myślałam że byłam do bólu przewidywalna.

      Usuń
  3. Czekam na druga cześć !! Świetny rozdział :D
    -W

    OdpowiedzUsuń
  4. jak to żałoba? :o aż po przeczytaniu aż boję się pomyśleć co dalej.. oczywiście czekam na next :*
    ~AS

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy możemy sie spodziewac drugiej części? :D

    OdpowiedzUsuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!