Miłość to jest... jak bardziej martwisz się o kogoś, niż o siebie...
Nie mogła wydobyć z siebie słowa. Ale gdyby nawet, nie wiedziałaby pewnie co ma powiedzieć. Przecież kilka miesięcy wcześniej, zanim zawarli związek małżeński, ustalili między sobą lojalnie, że ich ślub będzie jedynie zmianą prawną.
Profesor, tak jak i z resztą Kasia oznajmili sobie, że nie ma pomiędzy nimi uczucia i tak zapewne pozostanie. Więc mieli darzyć się szacunkiem i wzajemnym wsparciem w sprawach nie tylko rodzicielskich.
Pech chciał, że w miarę upływu czasu, stosunek jednej ze stron zmienił się nieco. Na nieszczęście młodziutkiej żony jej uczucia zaczęły się rozwijać w niepożądanym kierunku. Na początku tego nie dostrzegała, czasem tłumaczyła rozkojarzeniem, ale pewne było, że powoli zaczyna coś czuć do Falkowicza. Co gorsza, nie było wątpliwości, że widziała w nim dobro. Jego opryskliwość tłumaczyła szczerością, czasem nawet poczuciem humoru. Każdą jego wadę, zamieniała w zaletę.
Za to wszelkie jego umyślne potknięcia rozpatrywała w kategorii błędów, a nie zimnego wyrachowania.
- Kochankę. - poprawiła go, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Proszę cię... - skarcił ją, wkładając dłonie do kieszeń marynarki. - Niczego sobie nie obiecywaliśmy. - zwiesiła na chwilę głowę, nabierając w płuca powietrza, próbując zebrać się w garść.
- Ale zawarliśmy umowę.
- Nie postanowiłem jeszcze czy chce rozwodu. - odrzekł w końcu spokojniejszym tonem. Ona spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami, w których malowało się zaskoczenie. No tak, wiec to oznacza koniec. Dopiero zaczynało do niej to docierać, że teraz wszystko będzie trzeba zmienić. - Nie planowałem tego. - dodał tonem, jakby tymi słowami chciał ją przeprosić. Nie był z kamienia. Miał uczucia. Miewał. Cokolwiek by powiedział, to nie zmieniło by faktu, że przecież skrzywdził ją i miał tego świadomość.
- Kaśka... - chciał ująć ją za ramię, lecz ta uciekła przed jego dotykiem. - Jesteś na mnie zła. To zrozumiałe. - wyprostował się nienaturalnie. Próbował wybrnął z patowej sytuacji rzeczowym tonem, bo nie radził sobie w rozmowie, kiedy w grę wchodziły zranione uczucia. - Wściekaj się na mnie ile chcesz, tylko niech Matylda o niczym się nie dowie.
- Chcesz ukrywać się przed dzieckiem? - ten pomysł wydał się jej równie niedorzeczny, jak ich małżeństwo teraz z perspektywy czasu. - Ona i tak w końcu się dowie.
- Jeszcze za wcześnie na przedstawianie się sobie. Zdecydowanie za wcześnie. - pokręcił głową. Nie był gotów na taki krok. Nie myślał nawet czy kiedykolwiek będzie. Póki co chciał jak najdłużej odkładać w czasie spotkanie Matyldy i nowej partnerki.
- A ja?
- Co ty?
- Czy ją poznam. - spojrzał na nią przerażony. - W końcu jestem twoją żoną. - właśnie zdał sobie sprawę, że ostatnie na liście jego życzeń nie było by spotkanie córki z kochanką, a właśnie pani mecenas z ową kobietą.
- Nie, nie ma mowy. Nie zgadzam się. - pokręcił głową, zabierając lekko drżącymi rękoma prenumeratę medyczną ze stolika w salonie. - Nie polubicie się. - wybrał najgorszą z możliwych wymówek, jakie można było powiedzieć w takiej chwili.
- Chyba mam prawo poznać... macochę mojej córki. - kiedy wypowiedziała te słowa, skrzywiła się ledwo dostrzegalnie na ich dźwięk, bo zabrzmiały one jeszcze gorzej niż w jej głowie.
- Nie masz. - zacisnął zęby, starając się zakończyć grę, w którą Kaśka niewątpliwie z nim pogrywała. Nie miał pojęcia jaką, ale jedno było pewne - nie wolno bawić się z ogniem, zwłaszcza kiedy lecą z niego iskry.
*
Wieczorem postanowił zajrzeć do pokoju córki i porozmawiać z nią w końcu szczerze. Bo może i nie chciał brać na siebie winy, wszak każdy ma wolną wolę i władzę nad własnymi czynami, ale doskonale wiedział, że psychika ludzka, a zwłaszcza tak młoda, jest nieprzewidywalna.
Uważał, że należy temu młodemu człowiekowi jedynie wszystko wyjaśnić. Matylda miała zrozumieć, bo Andrzejowi wydało się, że tylko tego potrzeba było do załagodzenia całej sytuacji.
Zapukał, ale nie odpowiadała. Pociągnął więc za klamkę i ujrzał za drzwiami dziewczynkę, której twarz i kasztanowe włosy oświetlała jedynie słaba lampka na biurku.
- Dlaczego ty jeszcze nie śpisz? - wszedł wolnym krokiem do sypialni, rozglądając się mimowolnie po niej. Kołdra na łóżku była rozgrzebana, a pod nią i na niej leżały zwinięte chusteczki. Odwrócił swój wzrok, patrząc teraz na jej zmęczoną twarz. Chciał myśleć, że to przez późną porę, ale wiedział, że nie to było przyczyną podpuchniętych oczu.
Ukucnął obok biurka, a mała nie zwracała na niego uwagi. Dalej przeglądała książki, w których wyrysowane były ryciny anatomiczne. Kiedyś powiedziała mu, że zostanie lekarzem. Jak on. Od tamtej pory mieli być już tylko razem. Sam nie wiedział, dlaczego dopiero w tym momencie poczuł się winny.
- Co robisz? - spojrzała na niego po chwili, bo w jego głosie nie było już złości, a troska.
- Dlaczego znalazłeś sobie inną babę? - to jak nazwała jego Aldonę zabawnie kontrastowało z jej niewinnym tonem głosu. I gdyby nie okoliczności, pewnie i zaśmiałby się, a potem bez żalu odpowiedział jej, że wszystko wróci do normy, a na końcu dodaje to swoje "dobranoc, skarbie".
Westchnął, siadając obok na materacu i przyglądając się łunie światła jaką zostawiała lampka.
- Całe życie byłem samotny. - zaczął szczerze. - Nie mówiłem ci pewnie, ale... wychowywałem się w sierocińcu. Nie miałem rodziców, tak jak ty teraz. Dlatego nigdy od ciebie nie odejdę. - spojrzał w jej szeroko otworzone oczy, swoimi pełnymi bólu od wspomnień. - A co do Aldony... - wyprostował się, starając się zebrać przez chwilę myśli.
- To pierwsza kobieta w moim życiu, którą mógłbym pokochać.
- A mama?
- A z twoją mamą przyjaźnimy się.
- Tylko? - spojrzał na nią, unosząc jeden kącik ust w uśmiechu.
- Wiem, że liczyłaś na więcej. Ale nie każdy może być z każdym. Czasem tak po prostu jest. I to niczyja wina. - dodał tłumacząc cierpliwie. Matylda nie takiej odpowiedzi oczekiwała.
- Nie mogłeś chociaż poczekać? - uniósł swe brwi na te słowa. - No co? Może potem byś ją pokochał. - wzruszyła ramionami.
Podniósł się z łóżka i skierował w stronę wyjścia, nieco spokojniejszy. Sądził, że stało się tak jak wcześniej przypuszczał i Matylda zrozumiała obecną sytuację.
Złapał za srebrną klamkę, kiedy zatrzymał go jej głos.
- Tato? - spojrzał na nią wyczekująco. - Kocham cię. - wypowiadając te słowa, minę miała nienaturalnie poważną, a ton w jaki ubrała owe wyznanie, brzmiał niczym upomnienie.
Zapewne tak było. Chciała mu przypomnieć, żeby o niej pamiętał, kiedy będzie układał plan swojej nowej przyszłości. I coś jeszcze. Musiał wiedzieć, że gdyby jednak coś nie poszło po jego myśli, zawsze będzie miał ją po swojej stronie.
- Ja ciebie też - Ten mały skrzat nauczył go czuć i wyznawać. I choćby dlatego nie potrafiłby jej nigdy opuścić. - Dobranoc skarbie.
Zszedł po schodach, myśląc nad czymś intensywnie. Nie mógł zapomnieć o niedawnej rozmowie, która dała mu impuls do zmiany. Miał nadzieję, że kompromis, jaki zaproponuje polepszy nieco obecną sytuację, choć wiedział że jest osoba, której na pewno nie spodoba się jego decyzja.
Schodząc na parter natknął się na Kasie, która miała akurat wchodzić na schody.
- Ty też nie śpisz? - uniosła w odpowiedzi szklankę z mlekiem w zasięg jego wzroku.
- I jak było? - zapytała, zmieniając temat na ten interesujący.
- To bystra dziewczyna. - podsumował. - W końcu zrozumie, że życie to nie bajka. - wspomniał jej słowa.
- Widzę, że już wszystko postanowione. - spojrzała na niego pewnie. Milczeli przez chwilę, dając sobie ten moment na potwierdzenie niewypowiedzianych słów. Oboje zdawali sobie sprawę dokąd to zmierza. I choć przed dzieckiem mogą udawać, przed sobą nawzajem już nie było tak łatwo.
- To nie twoja wina. - wyznał po chwili.
- Wiem. - odparła, chcąc zakończyć rozmowę. Minęła go w milczeniu i udała się na piętro.
Nie zdążył jej powiedzieć jaki miał zamiar. Ale teraz chyba i tak nie byłoby sensu niczego dodawać. Bo po tym wszystkim nie zgodziłaby się, aby z nimi został.
Znacie motywy Falkowicza. Nigdy nie kochany, chciał w końcu zobaczyć jak to jest. A pragnący miłości zazwyczaj są ślepi.
A Matylda... jedna rozmowa wszystko załatwi?
piątek, 30 czerwca 2017
wtorek, 27 czerwca 2017
Broken. Fragment rozdziału 2.
"- Kaśka... - chciał ująć ją za ramię, lecz ta uciekła przed jego dotykiem. - Jesteś na mnie zła. To zrozumiałe. - wyprostował się nienaturalnie. Próbował wybrnął z patowej sytuacji rzeczowym tonem, bo nie radził sobie w rozmowie, kiedy w grę wchodziły zranione uczucia. - Wściekaj się na mnie ile chcesz, tylko niech Matylda o niczym się nie dowie.
- Chcesz ukrywać się przed dzieckiem? - ten pomysł wydał się jej równie niedorzeczny, jak ich małżeństwo teraz z perspektywy czasu. - Ona i tak w końcu się dowie.
- Jeszcze za wcześnie na przedstawianie się sobie. Zdecydowanie za wcześnie. - pokręcił głową. Nie był gotów na taki krok. Nie myślał nawet czy kiedykolwiek będzie. Póki co chciał jak najdłużej odkładać w czasie spotkanie jego Matyldy i nowej partnerki.
- A ja?
- Co ty?
- Czy ją poznam. - spojrzał na nią przerażony. - W końcu jestem twoją żoną. - właśnie zdał sobie sprawę, że ostatnie na liście jego życzeń nie było by spotkanie córki z kochanką, a właśnie pani mecenas z ową kobietą."
Niedługo widzimy się znowu ;)
poniedziałek, 26 czerwca 2017
Broken. Rozdział 1
Mała Matyldzia nie była już taka mała. Wchodziła w dorosłe życie w zastraszającym tempie i zdecydowanie w niewłaściwym kierunku. Może to wina tego, że przez większość swojego życia wychowywała się bez ojca? A może aktualna sytuacja jest zbyt ciężka dla dorastającego dziecka?
Patrzył na nią, śledząc jej kroki i nie mógł sobie tego jeszcze do końca uświadomić. Bo przecież ta niewinna dziewczynka, którą spotkał kilka lat wcześniej po raz pierwszy, nigdy nie zadałaby się z ludźmi marginesu społecznego. Zastanawiał się czy to on nie popełnił gdzieś błędu, bo rodzicielstwo to przecież cały czas nowy temat Andrzeja. Nigdy wcześniej nie wychowywał buntującej się nastolatki. Z tyłu głowy miał jednak doświadczenie z trudną przeszłością Adama i pamiętał, że wtedy nie było łatwo pomóc bratu. Ufał jedynie, że tym razem będąc bliżej, będzie w stanie zapobiec gorszemu.
- Masz szlaban do końca życia. - syknął, zaciskając na koniec nerwowo wargi. - Plus dwa dni. Na wszelki wypadek.
- Nie możecie mnie więzić. - burknęła.
- Możemy. - uciął, zamykając z trzaskiem drzwi do auta.
- To dyktatura!
- Jedyna zaleta rodzicielstwa. - dopowiedział pod nosem.
- Ja nic nie zrobiłam! - krzyknęła, patrząc po chwili z nadzieją na matkę, która cały czas milczała. - Mamo, powiedz coś tacie. Przecież niczego nie brałam!
- Jeszcze tego by brakowało!
- Mamo! - krzyknęła zdesperowana, bo Kasia zdawała się ją ignorować.
- Tata ma rację. - odparła w końcu. - Zachowałaś się bardzo nieodpowiedzialnie i bardzo mnie rozczarowałaś. - dodała, patrząc przed siebie. W kącikach oczu dziewczynki, która siedziała na tylnym siedzeniu, zebrały się łzy.
- Od kiedy jesteście tacy zgodni, co? - jęknęła, pozwalając spłynąć krystalicznej cieszy po różowych policzkach. - Cały czas na siebie wrzeszczycie. Nigdy was nie obchodziłam.
- Bzdura. - przejechał przez pasy, ignorując stojącą na ich początku kobietę.
- Gdybym cię obchodziła, to byś z nami został. - co raz spoglądała na mamę, lecz nie mogła dostrzec wyrazu jej twarzy. - I nie zostawiłbyś mamy.
- Nie zostawiam was. Tłumaczyłem to już. - westchnął zrezygnowany, mijając światła w kolorze pomarańczowym.
- Ale idziesz sobie to tej Aldony! Gdybyś nas kochał nie miałbyś żadnej Aldony!
- Dość! - wrzasnął, zaciskając żuchwę ze szczęką. Krzyk był tak donośny, że sparaliżował na chwilę obie kobiety. - Ani słowa więcej młoda panno. - spojrzał na moment w lusterko wsteczne, a zapłakane i pełne żalu oczy jego córki sprawiły jedynie, że i on zamilkł do końca podróży.
Dalszy
Nastąpi...
Patrzył na nią, śledząc jej kroki i nie mógł sobie tego jeszcze do końca uświadomić. Bo przecież ta niewinna dziewczynka, którą spotkał kilka lat wcześniej po raz pierwszy, nigdy nie zadałaby się z ludźmi marginesu społecznego. Zastanawiał się czy to on nie popełnił gdzieś błędu, bo rodzicielstwo to przecież cały czas nowy temat Andrzeja. Nigdy wcześniej nie wychowywał buntującej się nastolatki. Z tyłu głowy miał jednak doświadczenie z trudną przeszłością Adama i pamiętał, że wtedy nie było łatwo pomóc bratu. Ufał jedynie, że tym razem będąc bliżej, będzie w stanie zapobiec gorszemu.
- Masz szlaban do końca życia. - syknął, zaciskając na koniec nerwowo wargi. - Plus dwa dni. Na wszelki wypadek.
- Nie możecie mnie więzić. - burknęła.
- Możemy. - uciął, zamykając z trzaskiem drzwi do auta.
- To dyktatura!
- Jedyna zaleta rodzicielstwa. - dopowiedział pod nosem.
- Ja nic nie zrobiłam! - krzyknęła, patrząc po chwili z nadzieją na matkę, która cały czas milczała. - Mamo, powiedz coś tacie. Przecież niczego nie brałam!
- Jeszcze tego by brakowało!
- Mamo! - krzyknęła zdesperowana, bo Kasia zdawała się ją ignorować.
- Tata ma rację. - odparła w końcu. - Zachowałaś się bardzo nieodpowiedzialnie i bardzo mnie rozczarowałaś. - dodała, patrząc przed siebie. W kącikach oczu dziewczynki, która siedziała na tylnym siedzeniu, zebrały się łzy.
- Od kiedy jesteście tacy zgodni, co? - jęknęła, pozwalając spłynąć krystalicznej cieszy po różowych policzkach. - Cały czas na siebie wrzeszczycie. Nigdy was nie obchodziłam.
- Bzdura. - przejechał przez pasy, ignorując stojącą na ich początku kobietę.
- Gdybym cię obchodziła, to byś z nami został. - co raz spoglądała na mamę, lecz nie mogła dostrzec wyrazu jej twarzy. - I nie zostawiłbyś mamy.
- Nie zostawiam was. Tłumaczyłem to już. - westchnął zrezygnowany, mijając światła w kolorze pomarańczowym.
- Ale idziesz sobie to tej Aldony! Gdybyś nas kochał nie miałbyś żadnej Aldony!
- Dość! - wrzasnął, zaciskając żuchwę ze szczęką. Krzyk był tak donośny, że sparaliżował na chwilę obie kobiety. - Ani słowa więcej młoda panno. - spojrzał na moment w lusterko wsteczne, a zapłakane i pełne żalu oczy jego córki sprawiły jedynie, że i on zamilkł do końca podróży.
Dziewczynka trzasnęła drzwiami do swojego pokoju, zdumiewając
po raz kolejny swoim zachowaniem. Andrzej był przekonany, że ta młoda dama
okaże choć krztę skruchy, po tym co zrobiła, lecz ta postawiła na bunt. Już
miał wrzasnąć, upomnieć małolatę, lecz w ostatniej chwili westchnął tylko
gorzko. Nie miał na nią wpływu. Przez myśl mu nawet przeszło, że pewnie stracił
w jej oczach, nie był już autorytetem dla swojej małej Matyldzi.
- Nie poznaje jej. – powiedział, opadając na pobliską
kanapę. Poluźnił krawat pod szyją, pozbywając się ciasnej pętli, która odcinała
mu dopływ powietrza do płuc. – Kiedyś to było uśmiechnięte i ułożone dziecko.
Czasem pyskate, ale taki wiek. – Kasia jakby go nie słuchała. Krążyła po
kuchni, trzaskając drzwiczkami do szafek w poszukiwaniu ulubionej kawy sypanej.
- Na litość... Na górze, w pierwszej po prawo. - wskazał jej miejsce poszukiwanego słoiczka, by uchronić się przed migreną.
- Jest zagubiona. - odezwała się w końcu, pochylając się nad parującym napojem. - Miała nadzieje, że będziesz jej tatą, a tymczasem pojawia się inna kobieta. - mógłby przysiąc, że usłyszał tam nutę goryczy. Ale humory Kaśki były tak nieprzewidywalne, jak smaki jej potraw, więc szybko zapomniał o tym, co pewnie nie miało znaczenia i skupił się na czymś znacznie istotniejszym.
- Chwileczkę. - zmarszczył brwi. - Więc to moja wina? - zapytał oburzony.
- Sam pomyśl. - odparła, jakby potwierdzając oczywistość faktu. - Zburzyła się jej cała wizja pełnej rodziny. Nie pamiętasz już jak chciała nas swatać? To mała dziewczynka, która wierzy w bajki Andrzej.
- Nie jest już taka mała. - skrzywił się na samo wspomnienie telefonu z komisariatu dzisiejszego wieczoru. - I nie zrzucaj na mnie winy za jej wybryki.
Kasia spojrzała na niego przez chwilę chwilę nieodgadnionym spojrzeniem, by w końcu zamknąć na chwilę powieki i spuścić głowę. Siedziała nad gorącym kubkiem i wdychała kawowy napar. Myślała jak ubrać w słowa pytanie, które chciała zadać od pewnego czasu. Nie zdobyła się na to dotychczas, bo nie było okazji do rozmowy. Od miesiąca nie potrafili zebrać się na chwilę prawdziwej wymiany zdań. Dotychczas wymieniali pomiędzy sobą jedynie niezbędne informacje. O tym jaki zakupy należy zrobić, jakiego fachowca wezwać, kiedy odebrać Matyldę ze szkoły... Być może zatracili już tę umiejętność, a może po prostu nie mieli już wspólnych tematów? Z czasem dzieliło ich więcej, niż łączyło. A jedynie Matylda trzymała ich jeszcze przy sobie.
Wspominając ich ostatnią szczerą rozmowę skrzywiła się, dokładnie tak jak on zrobił to przed chwilą.
*
Od tygodni chodził jakiś zamyślony, jakby uciekał gdzieś myślami, nie trzymał się rzeczywistości. Czasami siedział godzinami w swoim domowym gabinecie, udając że pracuje nad ważnym projektem, ale ona doskonale wiedziała, że przez cały tamten czas siedział bezczynnie i tylko myślał, patrząc w okno.
Zaczęła nawet podejrzewać, że może znowu jest chory. Chciała dyskretnie wypytać, lecz nie udało się jej niczego z niego wydobyć. Jakby tego było mało, zaczęły się częste telefony, które wykonywał tylko z dala od niej. Rozmawiał przez bardzo długi czas, przez pewien okres czasu nawet codziennie.
Bała się. Nie chciał jej wyjaśniać, kiedy pytała o jego dziwne zachowanie. Z czasem zaczął unikać jej spojrzenia. A potem jej samej.
Gotowa na wszystko wybrała się w końcu do brata swojego męża. Adam okazał się marnym źródłem informacji, ponieważ jak się dowiedziała, od pewnego czasu ci dwaj mijają się na dyżurach.
Pomyślała wtedy, że skoro Andrzej unika wszystkich bliskich sobie osób, to sprawa musi być poważna. Jej obawy znowu urosły do maksimum. Przerażona była już niemal pewna, że mężczyzna ma problemy ze zdrowiem i przy najbliższej nadążającej się okazji zapytała w prost.
- Znowu jesteś chory, tak? Nerka nie pracuje? - spojrzał na nią zaskoczony, widział desperację w jej oczach.
- Skąd...
- Wiedziałam... wiedziałam, że coś jest nie tak. - westchnęła cicho załamana i ułożyła dłoń na jego ramieniu w geście wsparcia. - Będzie dobrze - uśmiechnęła się lekko, lecz oczy nadal były pełne obaw.
- Kaśka... - zmarszczył brwi, stając na przeciwko młodej żony. - Skąd ci to przyszło do głowy?
- Potrafię dodać dwa do dwóch.
- Więc może nie byłaś najlepsza z matmy. - przestąpił z nogi na nogę, poddenerwowany sytuacją.
- To wyjaśnij mi! - traciła cierpliwość i nerwy ze strachu o niego.
- Mam kogoś.
Ciąg- Na litość... Na górze, w pierwszej po prawo. - wskazał jej miejsce poszukiwanego słoiczka, by uchronić się przed migreną.
- Jest zagubiona. - odezwała się w końcu, pochylając się nad parującym napojem. - Miała nadzieje, że będziesz jej tatą, a tymczasem pojawia się inna kobieta. - mógłby przysiąc, że usłyszał tam nutę goryczy. Ale humory Kaśki były tak nieprzewidywalne, jak smaki jej potraw, więc szybko zapomniał o tym, co pewnie nie miało znaczenia i skupił się na czymś znacznie istotniejszym.
- Chwileczkę. - zmarszczył brwi. - Więc to moja wina? - zapytał oburzony.
- Sam pomyśl. - odparła, jakby potwierdzając oczywistość faktu. - Zburzyła się jej cała wizja pełnej rodziny. Nie pamiętasz już jak chciała nas swatać? To mała dziewczynka, która wierzy w bajki Andrzej.
- Nie jest już taka mała. - skrzywił się na samo wspomnienie telefonu z komisariatu dzisiejszego wieczoru. - I nie zrzucaj na mnie winy za jej wybryki.
Kasia spojrzała na niego przez chwilę chwilę nieodgadnionym spojrzeniem, by w końcu zamknąć na chwilę powieki i spuścić głowę. Siedziała nad gorącym kubkiem i wdychała kawowy napar. Myślała jak ubrać w słowa pytanie, które chciała zadać od pewnego czasu. Nie zdobyła się na to dotychczas, bo nie było okazji do rozmowy. Od miesiąca nie potrafili zebrać się na chwilę prawdziwej wymiany zdań. Dotychczas wymieniali pomiędzy sobą jedynie niezbędne informacje. O tym jaki zakupy należy zrobić, jakiego fachowca wezwać, kiedy odebrać Matyldę ze szkoły... Być może zatracili już tę umiejętność, a może po prostu nie mieli już wspólnych tematów? Z czasem dzieliło ich więcej, niż łączyło. A jedynie Matylda trzymała ich jeszcze przy sobie.
Wspominając ich ostatnią szczerą rozmowę skrzywiła się, dokładnie tak jak on zrobił to przed chwilą.
*
Od tygodni chodził jakiś zamyślony, jakby uciekał gdzieś myślami, nie trzymał się rzeczywistości. Czasami siedział godzinami w swoim domowym gabinecie, udając że pracuje nad ważnym projektem, ale ona doskonale wiedziała, że przez cały tamten czas siedział bezczynnie i tylko myślał, patrząc w okno.
Zaczęła nawet podejrzewać, że może znowu jest chory. Chciała dyskretnie wypytać, lecz nie udało się jej niczego z niego wydobyć. Jakby tego było mało, zaczęły się częste telefony, które wykonywał tylko z dala od niej. Rozmawiał przez bardzo długi czas, przez pewien okres czasu nawet codziennie.
Bała się. Nie chciał jej wyjaśniać, kiedy pytała o jego dziwne zachowanie. Z czasem zaczął unikać jej spojrzenia. A potem jej samej.
Gotowa na wszystko wybrała się w końcu do brata swojego męża. Adam okazał się marnym źródłem informacji, ponieważ jak się dowiedziała, od pewnego czasu ci dwaj mijają się na dyżurach.
Pomyślała wtedy, że skoro Andrzej unika wszystkich bliskich sobie osób, to sprawa musi być poważna. Jej obawy znowu urosły do maksimum. Przerażona była już niemal pewna, że mężczyzna ma problemy ze zdrowiem i przy najbliższej nadążającej się okazji zapytała w prost.
- Znowu jesteś chory, tak? Nerka nie pracuje? - spojrzał na nią zaskoczony, widział desperację w jej oczach.
- Skąd...
- Wiedziałam... wiedziałam, że coś jest nie tak. - westchnęła cicho załamana i ułożyła dłoń na jego ramieniu w geście wsparcia. - Będzie dobrze - uśmiechnęła się lekko, lecz oczy nadal były pełne obaw.
- Kaśka... - zmarszczył brwi, stając na przeciwko młodej żony. - Skąd ci to przyszło do głowy?
- Potrafię dodać dwa do dwóch.
- Więc może nie byłaś najlepsza z matmy. - przestąpił z nogi na nogę, poddenerwowany sytuacją.
- To wyjaśnij mi! - traciła cierpliwość i nerwy ze strachu o niego.
- Mam kogoś.
Dalszy
Nastąpi...
niedziela, 25 czerwca 2017
Broken. Fragment rozdziału 1.
Chciałem być szczęśliwy.
"- Od kiedy jesteście tacy zgodni, co? - jęknęła, pozwalając spłynąć krystalicznej cieszy po różowych policzkach. - Cały czas na siebie wrzeszczycie. Nigdy was nie obchodziłam.
- Bzdura. - przejechał przez pasy, ignorując stojącą na ich początku kobietę.
- Gdybym cię obchodziła, to byś z nami został. - co raz spoglądała na mamę, lecz nie mogła dostrzec wyrazu jej twarzy. - I nie zostawiłbyś mamy.
- Nie zostawiam was. Tłumaczyłem to już. - westchnął zrezygnowany, mijając światła w kolorze pomarańczowym.
- Ale idziesz sobie to tej Aldony! Gdybyś nas kochał, nie miałbyś żadnej Aldony!"
"- Od kiedy jesteście tacy zgodni, co? - jęknęła, pozwalając spłynąć krystalicznej cieszy po różowych policzkach. - Cały czas na siebie wrzeszczycie. Nigdy was nie obchodziłam.
- Bzdura. - przejechał przez pasy, ignorując stojącą na ich początku kobietę.
- Gdybym cię obchodziła, to byś z nami został. - co raz spoglądała na mamę, lecz nie mogła dostrzec wyrazu jej twarzy. - I nie zostawiłbyś mamy.
- Nie zostawiam was. Tłumaczyłem to już. - westchnął zrezygnowany, mijając światła w kolorze pomarańczowym.
- Ale idziesz sobie to tej Aldony! Gdybyś nas kochał, nie miałbyś żadnej Aldony!"
piątek, 23 czerwca 2017
Broken, Prolog
Broken
Nowy początek...
Podobno aby wyjść z piekła, trzeba przez nie przejść. Ona chyba właśnie się w nim zgubiła. Splątana własną bezradnością i ślepotą na możliwość rozwiązania tej patowej sytuacji, zatrzymała się w miejscu.
Ponoć z każdej sytuacji jest wyjście. Ona jedynie o czym teraz myślała, to jak wiele nie zależy już od niej. Czasem czuła się jak marionetka rzucana przez swojego pana z kąta w kąt; bezwładnie opadała widząc w swoim cierpieniu powód rychłej samodestrukcji.
- Gdzie ta smarkula? - podniosła pochyloną wcześniej nad kolanami głowę i rozgarnęła na boki swe kasztanowe włosy. Spojrzała niechętnie na mężczyznę, który nadal był jej mężem.
- Z dala od kochającego ojca. - odwróciła głowę, patrząc smętnym wzrokiem gdzieś w głąb korytarza, przez który co chwilę przechodził jakiś cień człowieka w policyjnym mundurze.
- Potrzebna jej teraz twarda ręka, a nie uczucia, czy inne bzdury. - Zdenerwowany podciągnął czarne spodnie garnituru szczypiąc je za materiał w okolicy swoich udziałów i usiadł na krześle obok kobiety.
- Wiadomo coś? - przerwał ciszę, niecierpliwiąc się na wieści o córce marnotrawnej. - Na litość, powiesz coś więcej!? - wyrzucił ręce w powietrze, tłukąc nimi na koniec w kolana. Zaciskając zęby, przyglądał się kobiecie, do której nie potrafił dotrzeć.
- To wszystko moja wina. - odparła beznamiętnie. Zmarszczył brwi, bo zgubił się kompletnie. - Bo to chciałeś usłyszeć, mam rację? - odwróciła na chwilę swój wzrok na jego zaskoczoną obrotem sytuacji twarz, po czym z powrotem skierowała głowę gdzieś przed siebie. - Pewnie, że mam. Zawsze podobało ci się, że mówiłam dokładnie to, co chciałeś usłyszeć.
- Kaśka... - wypuścił z płuc powietrze, próbując położyć dłoń na jej łopatce, lecz ta uniknęła jego dotyku, patrząc na niego z wyrzutem.
- Nie waż się mnie dotykać. - odrzekła z goryczą.
- Myślałem, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. - odparł, machinalnie wzruszając ramionami, jakby tym ruchem chciał poprawić leżącą na nich marynarkę. - I wobec wszystkiego zachowamy się jak ludzie dorośli. - zaznaczył, jakby karcił dziecko za jego nieodpowiedzialność.
- Dorosły człowiek nie zostawia żony i dziecka dla kaprysu! - syknęła z czystą złością w tonie głosu i głęboko oddychając starała się zneutralizować czerwień jej policzków.
- Nie zostawiam... - dodał, starając się załagodzić sytuację. - Nie zostawiam was. Ciebie ani Matyldy. - widząc jej przymknięte powieki i lekko pochyloną do przodu głowę, zaczął żałować, że muszą tak bardzo przez niego cierpieć. Myślał, że decydując się na odejście, oboje zachowają zimną krew. Może pokrzyczą na siebie, zrozumiałby to. Ale nie przypuszczał, że Kasia tak bardzo przeżyje jego odejście.
- Zawsze będziecie mogły na mnie liczyć. Wystarczy jedno słowo, a...
- Zostaniesz? - weszła mu w słowo, patrząc na niego z jawną kpiną. - Nie odpowiadaj, nie będę cię błagać.
- Między nami przecież nic nie było. Nie kochaliśmy się. - zanim zdążyła odpowiedzieć, dostrzegli podchodzącego do nich policjanta. Rodzice zerwali się na równe nogi i czekali na wyjaśnienia sytuacji ich córki.
- Państwo Falkowiczowie? - oboje wstali na dźwięk ciągle ich wspólnego nazwiska.
- Gdzie jest nasza córka? - zaczął od razu Andrzej. - Chce się z nią teraz widzieć. - policjant zmierzył zmęczonym wzrokiem profesora i ignorując jego pytanie zaczął od wygłoszenia typowej w takich sytuacjach formułki.
- Dziewczyna została zatrzymana w celu przesłuchania. Dotarły do nas informacje, że ma kontakt z dilerem narkotyków i jego grupą, którą jak ustaliliśmy mężczyzna kieruje. - ciągnął, nie zważając na przerażenie w oczach rodziców małoletniej.
- Ma kontakt... z kim przepraszam? - profesor był przekonany, że jego Matyldzia przez przypadek wplątała się w tę sprawę. Może ktoś zobaczył jak rozmawia z tym... - mężczyzna? Ile lat ma ten facet? - dodał ze wzbierającą w nim złością.
- Podejrzany jest niepełnoletni. Tylko tyle mogę panu powiedzieć na ten moment. - Nie wiedząc dlaczego, ta wiadomość wcale nie uspokoiła rodzica. Co więcej, miał przeczucie że to mogła być nawet gorsza ewentualność. Dlaczego? Otóż obawiał się, że ten młody chłopak mógł zawrócić w głowie jego nierozsądnej córeczce i nie tak łatwo zakończy się ta cała sprawa.
- Dobrze, gdzie jest moja córka. - to z nią miał jak najwięcej do wyjaśnienia w tej chwili.
- Nasza córka. - poprawiła go Kasia, która z rosnącym przerażeniem słuchała i analizowała słowa policjanta. - Chcemy się z nią zobaczyć.
- Pani mecenas... - mężczyzna westchnął, doskonale zdając sobie sprawę ze swojej bezsilności wobec prawniczki, która nie raz toczyła wojnę z jego kolegami. Prawniczka jej renomy częściej ratowała ludzi zniesławionych przez organy ścigania, niż organy te łapały przestępców. Renoma idzie w parze z pozycją klienta. Oba te pojęcia są w prost proporcjonalne. Im jedno jest większe, tym i drugie wyższe. Przez to pani Smuda wyrobiła sobie opinie karierowiczki, która broni elitę. Mówi się o niej jako o prawniczce, która umywa ręce ludziom skalanych nieczystymi interesami. Przez nią bogaci przestępcy czują się bezkarni. Taką miała opinie wśród ludzi wymiaru sprawiedliwości i pokroju naszego policjanta, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musi przystać na warunki Smudy.
- Państwa córka za godzinę będzie zwolniona do domu. Proszę poczekać jeszcze trochę. - mężczyzna odwrócił się plecami do małżeństwa i odszedł w stronę swojego biura.
- Chwileczkę! - wrzasnął za nim Falkowicz. - Chce się natychmiast widzieć z Matyldzią!
Słabe? I know... Mam dużo pomysłów, rozgrzejemy akcje ;)
Do zobaczenia!
piątek, 2 czerwca 2017
Zwarci? Gotowi? Ha? To zazdroszczę.
Następne opowiadanie tradycyjnie o Falkowiczu. Dopóki jestem najlepszą w pisaniu o nim (bo na razie nikt inny o nim nie pisze...), to trzeba kuć żelazo póki gorące.
A co do moich ostatnich słów co do odejścia od pisania o ndinz, to się nie martwcie. Nie będzie tak na siłę. Bo albo coś się robi z sercem, albo w ogóle.
No ale... poczekacie jeszcze chwilę, co?
Dam znać co z nowym opowiadaniem na tym blogu.
Pozdrawiam ciepło ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)