piątek, 30 czerwca 2017

Broken. Rozdział 2

Miłość to jest... jak bardziej martwisz się o kogoś, niż o siebie...


Nie mogła wydobyć z siebie słowa. Ale gdyby nawet, nie wiedziałaby pewnie co ma powiedzieć. Przecież kilka miesięcy wcześniej, zanim zawarli związek małżeński, ustalili między sobą lojalnie, że ich ślub będzie jedynie zmianą prawną.
Profesor, tak jak i z resztą Kasia oznajmili sobie, że nie ma pomiędzy nimi uczucia i tak zapewne pozostanie. Więc mieli darzyć się szacunkiem i wzajemnym wsparciem w sprawach nie tylko rodzicielskich.
Pech chciał, że w miarę upływu czasu, stosunek jednej ze stron zmienił się nieco. Na nieszczęście młodziutkiej żony jej uczucia zaczęły się rozwijać w niepożądanym kierunku. Na początku tego nie dostrzegała, czasem tłumaczyła rozkojarzeniem, ale pewne było, że powoli zaczyna coś czuć do Falkowicza. Co gorsza, nie było wątpliwości, że widziała w nim dobro. Jego opryskliwość tłumaczyła szczerością, czasem nawet poczuciem humoru. Każdą jego wadę, zamieniała w zaletę.
Za to wszelkie jego umyślne potknięcia rozpatrywała w kategorii błędów, a nie zimnego wyrachowania.
- Kochankę. - poprawiła go, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Proszę cię... - skarcił ją, wkładając dłonie do kieszeń marynarki. - Niczego sobie nie obiecywaliśmy. - zwiesiła na chwilę głowę, nabierając w płuca powietrza, próbując zebrać się w garść.
- Ale zawarliśmy umowę.
- Nie postanowiłem jeszcze czy chce rozwodu. - odrzekł w końcu spokojniejszym tonem. Ona spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami, w których malowało się zaskoczenie. No tak, wiec to oznacza koniec. Dopiero zaczynało do niej to docierać, że teraz wszystko będzie trzeba zmienić. - Nie planowałem tego. - dodał tonem, jakby tymi słowami chciał ją przeprosić. Nie był z kamienia. Miał uczucia. Miewał. Cokolwiek by powiedział, to nie zmieniło by faktu, że przecież skrzywdził ją i miał tego świadomość.
- Kaśka... - chciał ująć ją za ramię, lecz ta uciekła przed jego dotykiem. - Jesteś na mnie zła. To zrozumiałe. - wyprostował się nienaturalnie. Próbował wybrnął z patowej sytuacji rzeczowym tonem, bo nie radził sobie w rozmowie, kiedy w grę wchodziły zranione uczucia. - Wściekaj się na mnie ile chcesz, tylko niech Matylda o niczym się nie dowie.
- Chcesz ukrywać się przed dzieckiem? - ten pomysł wydał się jej równie niedorzeczny, jak ich małżeństwo teraz z perspektywy czasu. - Ona i tak w końcu się dowie.
- Jeszcze za wcześnie na przedstawianie się sobie. Zdecydowanie za wcześnie. - pokręcił głową. Nie był gotów na taki krok. Nie myślał nawet czy kiedykolwiek będzie. Póki co chciał jak najdłużej odkładać w czasie spotkanie Matyldy i nowej partnerki.
- A ja?
- Co ty?
- Czy ją poznam. - spojrzał na nią przerażony. - W końcu jestem twoją żoną. - właśnie zdał sobie sprawę, że ostatnie na liście jego życzeń nie było by spotkanie córki z kochanką, a właśnie pani mecenas z ową kobietą.
- Nie, nie ma mowy. Nie zgadzam się. - pokręcił głową, zabierając lekko drżącymi rękoma prenumeratę medyczną ze stolika w salonie. - Nie polubicie się. - wybrał najgorszą z możliwych wymówek, jakie można było powiedzieć w takiej chwili.
- Chyba mam prawo poznać... macochę mojej córki. - kiedy wypowiedziała te słowa, skrzywiła się ledwo dostrzegalnie na ich dźwięk, bo zabrzmiały one jeszcze gorzej niż w jej głowie.
- Nie masz. - zacisnął zęby, starając się zakończyć grę, w którą Kaśka niewątpliwie z nim pogrywała. Nie miał pojęcia jaką, ale jedno było pewne - nie wolno bawić się z ogniem, zwłaszcza kiedy lecą z niego iskry.
*
Wieczorem postanowił zajrzeć do pokoju córki i porozmawiać z nią w końcu szczerze. Bo może i nie chciał brać na siebie winy, wszak każdy ma wolną wolę i władzę nad własnymi czynami, ale doskonale wiedział, że psychika ludzka, a zwłaszcza tak młoda, jest nieprzewidywalna.
Uważał, że należy temu młodemu człowiekowi jedynie wszystko wyjaśnić. Matylda miała zrozumieć, bo Andrzejowi wydało się, że tylko tego potrzeba było do załagodzenia całej sytuacji.
Zapukał, ale nie odpowiadała. Pociągnął więc za klamkę i ujrzał za drzwiami dziewczynkę, której twarz i kasztanowe włosy oświetlała jedynie słaba lampka na biurku.
- Dlaczego ty jeszcze nie śpisz? - wszedł wolnym krokiem do sypialni, rozglądając się mimowolnie po niej. Kołdra na łóżku była rozgrzebana, a pod nią i na niej leżały zwinięte chusteczki. Odwrócił swój wzrok, patrząc teraz na jej zmęczoną twarz. Chciał myśleć, że to przez późną porę, ale wiedział, że nie to było przyczyną podpuchniętych oczu.
Ukucnął obok biurka, a mała nie zwracała na niego uwagi. Dalej przeglądała książki, w których wyrysowane były ryciny anatomiczne. Kiedyś powiedziała mu, że zostanie lekarzem. Jak on. Od tamtej pory mieli być już tylko razem. Sam nie wiedział, dlaczego dopiero w tym momencie poczuł się winny.
- Co robisz? - spojrzała na niego po chwili, bo w jego głosie nie było już złości, a troska.
- Dlaczego znalazłeś sobie inną babę? - to jak nazwała jego Aldonę zabawnie kontrastowało z jej niewinnym tonem głosu. I gdyby nie okoliczności, pewnie i zaśmiałby się, a potem bez żalu odpowiedział jej, że wszystko wróci do normy, a na końcu dodaje to swoje "dobranoc, skarbie".
Westchnął, siadając obok na materacu i przyglądając się łunie światła jaką zostawiała lampka.
- Całe życie byłem samotny. - zaczął szczerze. - Nie mówiłem ci pewnie, ale... wychowywałem się w sierocińcu. Nie miałem rodziców, tak jak ty teraz. Dlatego nigdy od ciebie nie odejdę. - spojrzał w jej szeroko otworzone oczy, swoimi pełnymi bólu od wspomnień. - A co do Aldony... - wyprostował się, starając się zebrać przez chwilę myśli.
- To pierwsza kobieta w moim życiu, którą mógłbym pokochać.
- A mama?
- A z twoją mamą przyjaźnimy się.
- Tylko? - spojrzał na nią, unosząc jeden kącik ust w uśmiechu.
- Wiem, że liczyłaś na więcej. Ale nie każdy może być z każdym. Czasem tak po prostu jest. I to niczyja wina. - dodał tłumacząc cierpliwie. Matylda nie takiej odpowiedzi oczekiwała.
- Nie mogłeś chociaż poczekać? - uniósł swe brwi na te słowa. - No co? Może potem byś ją pokochał. - wzruszyła ramionami.
Podniósł się z łóżka i skierował w stronę wyjścia, nieco spokojniejszy. Sądził, że stało się tak jak wcześniej przypuszczał i Matylda zrozumiała obecną sytuację.
Złapał za srebrną klamkę, kiedy zatrzymał go jej głos.
- Tato? - spojrzał na nią wyczekująco. - Kocham cię. - wypowiadając te słowa, minę miała nienaturalnie poważną, a ton w jaki ubrała owe wyznanie, brzmiał niczym upomnienie.
Zapewne tak było. Chciała mu przypomnieć, żeby o niej pamiętał, kiedy będzie układał plan swojej nowej przyszłości. I coś jeszcze. Musiał wiedzieć, że gdyby jednak coś nie poszło po jego myśli, zawsze będzie miał ją po swojej stronie.
- Ja ciebie też - Ten mały skrzat nauczył go czuć i wyznawać. I choćby dlatego nie potrafiłby jej nigdy opuścić. - Dobranoc skarbie.

Zszedł po schodach, myśląc nad czymś intensywnie. Nie mógł zapomnieć o niedawnej rozmowie, która dała mu impuls do zmiany. Miał nadzieję, że kompromis, jaki zaproponuje polepszy nieco obecną sytuację, choć wiedział że jest osoba, której na pewno nie spodoba się jego decyzja.
Schodząc na parter natknął się na Kasie, która miała akurat wchodzić na schody.
- Ty też nie śpisz? - uniosła w odpowiedzi szklankę z mlekiem w zasięg jego wzroku.
- I jak było? - zapytała, zmieniając temat na ten interesujący.
- To bystra dziewczyna. - podsumował. - W końcu zrozumie, że życie to nie bajka. - wspomniał jej słowa.
- Widzę, że już wszystko postanowione. - spojrzała na niego pewnie. Milczeli przez chwilę, dając sobie ten moment na potwierdzenie niewypowiedzianych słów. Oboje zdawali sobie sprawę dokąd to zmierza. I choć przed dzieckiem mogą udawać, przed sobą nawzajem już nie było tak łatwo.
- To nie twoja wina. - wyznał po chwili.
- Wiem. - odparła, chcąc zakończyć rozmowę. Minęła go w milczeniu i udała się na piętro.
Nie zdążył jej powiedzieć jaki miał zamiar. Ale teraz chyba i tak nie byłoby sensu niczego dodawać. Bo po tym wszystkim nie zgodziłaby się, aby z nimi został.




Znacie motywy Falkowicza. Nigdy nie kochany, chciał w końcu zobaczyć jak to jest. A pragnący miłości zazwyczaj są ślepi.
A Matylda... jedna rozmowa wszystko załatwi?










12 komentarzy:

  1. Jenyy no dlaczego ty musisz być dla nich taka okrutna? :D
    Nie no,ty zawsze wymyślasz coś nie spodziewającego więc czekam na dalszy ciąg tej akcji,ale dziwne ale mi się to podoba hahah :D

    OdpowiedzUsuń
  2. mnieciekawi jedno skoro andrzej czuł się ni kochany,to nie mógł spróbować u kasi?Ale rozdział bardzo mi się podoba ! Świetny
    ~AD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wokół nas, w rzeczywistości mnóstwo jest ludzi, którzy nie zauważają tych obok :)

      Usuń
  3. Super rozdział :D Ale zdziwiło mnie to że są małżeństwem od tak krótkiego czasu,jestem mega ciekawa co dalej wymyślisz.
    Weny!
    ~MK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dalej pojawią się kolejni bohaterowie, nie zapominając o tych głównych ;)

      Usuń
  4. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić,że on nic do niej nie czuję hahaha,może dlatego że przez twoje wcześniejsze opowiadania było inaczej :D,ale niezniechęca mnie to do dalszego czytania,bo świetnie piszesz~.Z niecierpliwościa oczekuje nexta ;D
    ~W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pamiętasz jak kiedyś w serialu powiedział do Matyldy "Nie kochałem jej. Znaczy Wandy." Pomijając fakt, że jak zwykle była to zabawna kwestia, trochę jak dla mnie zdradził się. Trochę jakby przyznał, że kiedyś kochał Kasię.
      A przecież niby są tylko przyjaciółmi. Tak jak tutaj teraz.
      I to jest punkt wspólny. Tutaj i w serialu może nie zdawać sobie jeszcze sprawy jak wiele ona dla niego znaczy.

      Usuń
  5. Kiedy możemy się spodziewać nexta ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Też się nad tym zastanawiam. Na pewno w tym tygodniu. I na pewno dam znać pod fragmentem ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Halo halo my tu czekamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie że nie uciekliście ;) ale już pracuje nad nextem. Po prostu tydzień z mnóstwem zajęć.

      Usuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!