piątek, 23 czerwca 2017
Broken, Prolog
Broken
Nowy początek...
Podobno aby wyjść z piekła, trzeba przez nie przejść. Ona chyba właśnie się w nim zgubiła. Splątana własną bezradnością i ślepotą na możliwość rozwiązania tej patowej sytuacji, zatrzymała się w miejscu.
Ponoć z każdej sytuacji jest wyjście. Ona jedynie o czym teraz myślała, to jak wiele nie zależy już od niej. Czasem czuła się jak marionetka rzucana przez swojego pana z kąta w kąt; bezwładnie opadała widząc w swoim cierpieniu powód rychłej samodestrukcji.
- Gdzie ta smarkula? - podniosła pochyloną wcześniej nad kolanami głowę i rozgarnęła na boki swe kasztanowe włosy. Spojrzała niechętnie na mężczyznę, który nadal był jej mężem.
- Z dala od kochającego ojca. - odwróciła głowę, patrząc smętnym wzrokiem gdzieś w głąb korytarza, przez który co chwilę przechodził jakiś cień człowieka w policyjnym mundurze.
- Potrzebna jej teraz twarda ręka, a nie uczucia, czy inne bzdury. - Zdenerwowany podciągnął czarne spodnie garnituru szczypiąc je za materiał w okolicy swoich udziałów i usiadł na krześle obok kobiety.
- Wiadomo coś? - przerwał ciszę, niecierpliwiąc się na wieści o córce marnotrawnej. - Na litość, powiesz coś więcej!? - wyrzucił ręce w powietrze, tłukąc nimi na koniec w kolana. Zaciskając zęby, przyglądał się kobiecie, do której nie potrafił dotrzeć.
- To wszystko moja wina. - odparła beznamiętnie. Zmarszczył brwi, bo zgubił się kompletnie. - Bo to chciałeś usłyszeć, mam rację? - odwróciła na chwilę swój wzrok na jego zaskoczoną obrotem sytuacji twarz, po czym z powrotem skierowała głowę gdzieś przed siebie. - Pewnie, że mam. Zawsze podobało ci się, że mówiłam dokładnie to, co chciałeś usłyszeć.
- Kaśka... - wypuścił z płuc powietrze, próbując położyć dłoń na jej łopatce, lecz ta uniknęła jego dotyku, patrząc na niego z wyrzutem.
- Nie waż się mnie dotykać. - odrzekła z goryczą.
- Myślałem, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. - odparł, machinalnie wzruszając ramionami, jakby tym ruchem chciał poprawić leżącą na nich marynarkę. - I wobec wszystkiego zachowamy się jak ludzie dorośli. - zaznaczył, jakby karcił dziecko za jego nieodpowiedzialność.
- Dorosły człowiek nie zostawia żony i dziecka dla kaprysu! - syknęła z czystą złością w tonie głosu i głęboko oddychając starała się zneutralizować czerwień jej policzków.
- Nie zostawiam... - dodał, starając się załagodzić sytuację. - Nie zostawiam was. Ciebie ani Matyldy. - widząc jej przymknięte powieki i lekko pochyloną do przodu głowę, zaczął żałować, że muszą tak bardzo przez niego cierpieć. Myślał, że decydując się na odejście, oboje zachowają zimną krew. Może pokrzyczą na siebie, zrozumiałby to. Ale nie przypuszczał, że Kasia tak bardzo przeżyje jego odejście.
- Zawsze będziecie mogły na mnie liczyć. Wystarczy jedno słowo, a...
- Zostaniesz? - weszła mu w słowo, patrząc na niego z jawną kpiną. - Nie odpowiadaj, nie będę cię błagać.
- Między nami przecież nic nie było. Nie kochaliśmy się. - zanim zdążyła odpowiedzieć, dostrzegli podchodzącego do nich policjanta. Rodzice zerwali się na równe nogi i czekali na wyjaśnienia sytuacji ich córki.
- Państwo Falkowiczowie? - oboje wstali na dźwięk ciągle ich wspólnego nazwiska.
- Gdzie jest nasza córka? - zaczął od razu Andrzej. - Chce się z nią teraz widzieć. - policjant zmierzył zmęczonym wzrokiem profesora i ignorując jego pytanie zaczął od wygłoszenia typowej w takich sytuacjach formułki.
- Dziewczyna została zatrzymana w celu przesłuchania. Dotarły do nas informacje, że ma kontakt z dilerem narkotyków i jego grupą, którą jak ustaliliśmy mężczyzna kieruje. - ciągnął, nie zważając na przerażenie w oczach rodziców małoletniej.
- Ma kontakt... z kim przepraszam? - profesor był przekonany, że jego Matyldzia przez przypadek wplątała się w tę sprawę. Może ktoś zobaczył jak rozmawia z tym... - mężczyzna? Ile lat ma ten facet? - dodał ze wzbierającą w nim złością.
- Podejrzany jest niepełnoletni. Tylko tyle mogę panu powiedzieć na ten moment. - Nie wiedząc dlaczego, ta wiadomość wcale nie uspokoiła rodzica. Co więcej, miał przeczucie że to mogła być nawet gorsza ewentualność. Dlaczego? Otóż obawiał się, że ten młody chłopak mógł zawrócić w głowie jego nierozsądnej córeczce i nie tak łatwo zakończy się ta cała sprawa.
- Dobrze, gdzie jest moja córka. - to z nią miał jak najwięcej do wyjaśnienia w tej chwili.
- Nasza córka. - poprawiła go Kasia, która z rosnącym przerażeniem słuchała i analizowała słowa policjanta. - Chcemy się z nią zobaczyć.
- Pani mecenas... - mężczyzna westchnął, doskonale zdając sobie sprawę ze swojej bezsilności wobec prawniczki, która nie raz toczyła wojnę z jego kolegami. Prawniczka jej renomy częściej ratowała ludzi zniesławionych przez organy ścigania, niż organy te łapały przestępców. Renoma idzie w parze z pozycją klienta. Oba te pojęcia są w prost proporcjonalne. Im jedno jest większe, tym i drugie wyższe. Przez to pani Smuda wyrobiła sobie opinie karierowiczki, która broni elitę. Mówi się o niej jako o prawniczce, która umywa ręce ludziom skalanych nieczystymi interesami. Przez nią bogaci przestępcy czują się bezkarni. Taką miała opinie wśród ludzi wymiaru sprawiedliwości i pokroju naszego policjanta, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musi przystać na warunki Smudy.
- Państwa córka za godzinę będzie zwolniona do domu. Proszę poczekać jeszcze trochę. - mężczyzna odwrócił się plecami do małżeństwa i odszedł w stronę swojego biura.
- Chwileczkę! - wrzasnął za nim Falkowicz. - Chce się natychmiast widzieć z Matyldzią!
Słabe? I know... Mam dużo pomysłów, rozgrzejemy akcje ;)
Do zobaczenia!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cooooooo :O jeju ja chce next.!!!!!! To będzie jeszcze piękniejsze niż poprzednie <3
OdpowiedzUsuńZapowiada się znowu coś ciekawego nie mogę się już doczekać :)) !!
OdpowiedzUsuńKiedy możemy spodziewać się rozdziału tego wspaniałego dzieła ? :)
OdpowiedzUsuń-W
Czekam na pierwszy rozdział z niecierpliwością ! <3
OdpowiedzUsuń