czwartek, 29 grudnia 2016

Amnezja, Rozdział 6

 
  Uderzenie gorącej fali krwi do głowy, czy łoskot żyletki na nagim nadgarstku... Jakże prosto można pozbyć się wszelkich zmartwień. Jakże szybko można zrezygnować z cierpienia, które zgotował nam często przypadek. Ten odruch obronny, przejaw słabości przynosząc jedyny oczywisty skutek, ma swą cenę. Lecz będąc u szczytu desperacji człowiek niewiele pojmuje. Widzi jedynie ciemną stronę życia, krocząc ku samodestrukcji.
Myśli jego biegną tylko ku uldze. Czy można więc winić go za chęć odpoczynku? Od cierpienia, którego nikt inny nie potrafi zrozumieć. Osamotniony pogrąża się w beznadziei i nie widzi z niej wyjścia. A skoro nie ma wyjścia, to spytam raz jeszcze - czy warto winić, za to że wyjście było tylko jedno?
Otóż nie warto nad tym nawet rozprawiać, bo kiedy dochodzi już do czynu ostatecznego, niewiele da się zmienić. Nawet analiza błędów desperata w niczym nie pomoże. Po co zatem wysuwać wnioski, które na nic nam się zdadzą?
Na wyświetlaczu komórki zwykła wiadomość o nieodebranych połączeniach. Nie było ich wiele, nawet jak na sumę z dwóch dni. Teraz liczba zwiększyła się o kolejne. Ekran zgasł i w pomieszczeniu na nowo zapanował kompletny mrok. Tylko łóżko na chwilę zaskrzypiało, by potem głucho ucichnąć. Delikatny szmer rozniósł się w powietrzu i ten także ucichł, gdy z cichym jęknięciem otworzyły się drzwi sypialni.
Zszedł w mrokach na parter, bo tej nocy nie potrafił już zmrużyć oka. Bose stopy nie zostawiały za sobą plam na podłodze, która ziębiła ich skórę.
Zastanawiał się nad tym czy może jego nieudolna próba położenia kresu tym wszystkim zagadkom, nie przyniosła przełomowych skutków. Cel był wszak inny, lecz kładąc na szali własne życie, dowiedział się czegoś znacznie ciekawszego. Bo nareszcie pamiętał. Miał jej twarz przed oczami. Jego słodkiej Kasi, którą tak szalenie kochał przed laty. Wspomniał jej uśmiech i uczucie na nowo stało się jak żywe. Lecz gdy natomiast uświadomił sobie, że nie ma jej teraz obok, poczuł ogromną tęsknotę. Tak dojmującą, że zaraz miał ochotę pobiec po pigułki na sen, by choć tam raz jeszcze ją spotkać.
Opadł bezradnie na siedzenie przy dużym stole.
Była jeszcze Matylda. Mała nastolatka, która wprowadziła zament w jego życiu. Poprzestawiała hierarchię wartości i nauczyła go czuć. Przymknął swe oczy, kiedy wyobraźnia pokazała mu jej, szeroko otwarte i roześmiane.
Nie wiedział gdzie były, ani nawet czy nic im nie groziło. Teraz gdy zdał sobie sprawę z ich istnienia, nie potrafił uspokoić myśli. Nic co wiedział, nie dawało mu żadnej wskazówki. Bo niewiele pamiętał poza tym, co zobaczył we śnie. Jedynie ulotnie przebłyski świadomości, pojedyncze obrazy. To zdecydowanie za mało, by móc cokolwiek wywnioskować.
Bezradność przyprawiała go o gniew, a ten szybko zradzał się w furię. Nie mogąc wyciągnąć nic więcej ze swej pamięci, chwycił prawie pustą szklankę whisky i rzucił nią w telewizor. Ten rozprysł się jakby tylko czekał na uwolnienie się z cieniutkich ram. Kawałki szkła lśniły na podłodze, jak oczy twardego chirurga. Lecz nie pozwolił sobie na więcej słabości. Zamrugał kilka razy powiekami i nabrał powietrza głęboko w płuca. Nic nie pomoże mu żal, ani frustracje. Nie łzy, ani tęsknota.
*
Wracał bardzo późno z pracy. Operacja przeciągnęła się, przez komplikacje, które o mało nie doprowadziły do śmierci pacjenta. Reanimowali przez blisko pół godziny, sam przez chwilę zwątpił w jego przeżycie. Lecz zawahanie trwało zaledwie mrugnięcie oka, a potem nadal walczył, bo przecież w tym upatrywał sens swojej pracy.
Cuda się zdarzały, zdarzył się i tamtego dnia. A jemu przypadła ta rola kierowania nim.
Gawryło po wszystkim gratulował Andrzejowi świetnej roboty. Raz jeszcze dał popis swego geniuszu, udowodnił że wybitny chirurg potrafi utrzymać skupienie nawet dziesiątą godzinę przy stole bez przerwy.
Teraz gdy adrenalina opuszczała jego organizm, poczuł jak bardzo jest zmęczony. Ramiona stały się obolałe, a kark zesztywniały od długotrwałego patrzenia w dół. Dłonie niczym po koncercie na fortepianie, przypominały o istnieniu każdego mięśnia palca z osobna. A jeszcze przed chwilą nie czuł ich w ogóle.
Zajrzał do salonu, skąd dobywała się muzyka. Otóż pochodziła ona z głośników telewizora, który wyświetlał napisy końcowe jakiegoś łzawego filmu. Nie zdziwił go zatem fakt, że na kanapie leżały jego dwie kobiety. Każda miała głowę opartą o swój bok mebla i obie spały. Zapewne nie poznały końca tejże tragedii kinematografii, choć miał przeczucie, że panie oglądały owy pseudotwór nie pierwszy raz. Sam niestety pewnego razu padł ofiarą ich fascynacji.
Wykończony, myśląc jedynie o położeniu się do łóżka, podszedł bliżej nich. Rozczulający był mimo wszystko ten widok. Spały tak spokojnie i wydawały się tak niewinne, że na moment zapomniał o bólu głowy, o jaki czasem przyprawiają go dziewczyny.
Uśmiechnął się słabo i wyjął z szafki brązowy koc. Zarzucił go delikatnie, tak by nie wywoływać podmuchu chłodnego wiatru. Przykrył nim ciała śpiących, by jedynie ramiona mogły być nieco widoczne.
Chwytając po drodze teczkę, wyłączył jeszcze telewizor i po cichu udał się w końcu na spoczynek.
*
Otworzył oczy i zdał sobie sprawę z tego, że wokół panuje ten sam mrok. Wiedział też, że nie spał. Świadomość dała bodziec do przywrócenia dalszych wspomnień, które miał nadzieję spłyną teraz na niego jak lawina. Niewiele wprawdzie zobaczył na jawie, lecz był to znak, że należy spodziewać się całkowicie odzyskanej pamięci w niedalekiej przyszłości. Ale już nawet jej część pozwoli mu zdobyć istotne ślady, by dotrzeć do rodziny.

Świtało, gdy ocknął się na kanapie. Jakiś rozczarowany rozejrzał się po mieszkaniu. Na podłodze nadal leżało szkło, lecz za dnia skrzyło się intensywniej. Odwrócił smętny wzrok od rażącego w oczy widoku i podniósł się tułowiem, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Nie sprawdzał wprawdzie dokładnej godziny, ale z pewnością było za wcześnie na odwiedziny.
Z wątpliwą chęcią podszedł do drzwi, za którymi ujrzał Adama. Nie był zaskoczony tym widokiem, Krajewski natomiast jakby odetchnął z ulgą.
- Wiesz ile razy dzwoniłem?
- Nie liczyłem, ale jeśli tak bardzo ci na tym zależy, mogę sprawdzić. - Zamknął za nieproszonym gościem i nie robiąc sobie nic z pokrzykiwania brata, przeszedł w głąb domu. Adam na chwilę zamarł na widok rozsypanego szkła. Spojrzał zaraz badawczo na brata, obawiając się najgorszego.
- Napijesz się ze mną? - Falkowicz podniósł karafkę whisky i jedną szklankę. Przed chwilę szukał nawet drugiej do kompletu, lecz szybko zaniechał, rzucając jedynie krótkim gorzkim spojrzeniem w stronę bałaganu pod ścianą.
- Prowadzę. - chłopak podszedł nieco bliżej.
- Słusznie. - profesor odłożył szkło na swoje miejsce. - Ja też straciłem ochotę.
Andrzej chwycił więc szczotkę, by uprzątnąć rozbryźnięte po salonie drobinki, które tak zajmowały jego gościa. Nie wypadało w końcu przyjmować kogokolwiek, mając taki nieład w mieszkaniu. Źle to świadczyło o gospodarzu. Nawet jeśli osądzać miałby tylko jego brat.
- Z czym przychodzisz? - zapytał, zagarniając szkło w jedno miejsce. Krajewski z ulgą przyjął fakt, że brat nie jest na kacu. Zatem była szansa, że telewizor to tylko przypadek, nie mający związku z przywróconymi wspomnieniami. Lecz pozostawał czujny, gdyż Andrzej potrafił jak nikt inny przyjmować maskę pokerzysty.
- No zastanów się. Czego ja mogę chcieć od brata, który nie daje znaku życia od dwóch dni. - Falkowicz nie uraczył go choćby spojrzeniem, zbyt skupiony był na sprzątaniu. Lecz pojawiła się w jego głowie kpiąca odpowiedź. Zaśmiał się pod nosem, ukrywając mimo wszystko swe myśli.
Nie teraz, nie w takich okolicznościach miał zamiar przyprzeć Adama do muru.
- Liczyłem na jakieś kłamstwo. - w istocie tak było. Choć może za bardzo przyzwyczaił się do ukrywania przed nim prawdy.
- Chyba normalne, że się martwię. - Falkowicz po raz kolejny powstrzymał się od kpiny. Na co strzępić sobie język, skoro na nic by się zdała? Nie miał też zamiaru denerwować się, jego ciśnienie i tak już uzyskuje graniczne normy.
Z udawanym spokojem wyrzucił w końcu zawartość szufelki do kosza, mając gdzieś tą całą segregację. Umył jeszcze dłonie, bez pytania gościa o kawę wstawił wodę i spojrzał w końcu wyczekująco na brata.
- Zamierzasz tak stać? Chyba już zobaczyłeś to, po co przyszedłeś. - owszem, zobaczył. Nawet więcej niż się spodziewał. Problem w tym, że Adam nie miał pojęcia jak to interpretować. Z jednej strony leżący na podłodze sprzęt, a z drugiej dziwnie nieadekwatne do tego opanowanie Falkowicza.
- Andrzej powiedz mi, czy coś się stało? - starał się ostrożnie dobierać słowa, lecz w profesorze zawrzało.
- Nic z czego bracia zwierzają się sobie. - odrzekł z wrogim spojrzeniem. - Kawy? - dodał gorzko, kiedy czajnik dał o sobie znać.
Adam ścisnął w dłoni kluczyki do samochodu, zmierzył profesora bacznym spojrzeniem i wyszedł, nie dając Falkowiczowi żadnej odpowiedzi.
Trudno gdybać, co by się stało, jeśli chłopak zostałby tam nieco dłużej. Może doszłoby do ostrej wymiany zdań, może profesor wypowiedziałby więcej gorzkich słów pod adresem brata, a ten zorientowałby się jak blisko prawdy jest Andrzej?
Lecz ani jeden nie dążył do tak nagłych zwierzeń, ani drugi nie chciał kłótni. Oboje znali swoje temperamenty, a wyobraźnia podpowiadała im, że dalsza rozmowa doprowadziłaby do katastrofy.
Oparł swe dłonie o marmurowy blat. Z zawieszoną pomiędzy barkami głową przyglądał się ciemności zza zamkniętych powiek. Narastał w nim żal do bliskich, którzy okłamywali go. Doskonale wiedzieli o istnieniu Kasi, a nie raczyli nawet słowem się o niej zająknąć. Nie postradał zmysłów, choć oni pozwolili mu w to uwierzyć.
Adam i Wiki bezpowrotnie zawiedli jego zaufanie, bo nie sądził żeby potrafił im wybaczyć tak ogromne kłamstwo.
Pozostało mu tylko dowiedzieć się najważniejszego - gdzie jest jego rodzina.
*
Przemarznięty do szpiku kości brunet, ciągnąc za sobą granatową walizkę, zostawiał za sobą śnieżne ślady.
- Jesteś moją... - pozbył się drugiego buta, który już stał obok swej pary przy wejściu. - ostatnią deską ratunku. - wysapał, pocierając zmarznięte dłonie.
- Miło, że nie tylko mi psujesz niedziele. - Adam przypomniał sobie listę osób, których prosił o przenocowanie. Przemilczał, że nie była ona zbyt długa, a brat przyszedł mu na myśl jako pierwszy. - Wiktorie przeraziła wizja małżeństwa?
- Skąd wiesz?
- Powiedzmy, że... trochę ją znam. - spojrzał mimochodem na czerwone pudełeczko chowające się w otwartej kieszeni kurtki młodszego brata.
- Stary, przenocuj mnie kilka dni. - Adam rozsiadł się na kanapie, wyjmując po chwili zza pleców blaszany pojemniczek z kredkami. - Nawet mnie nie zauważysz.
- Jak na kogoś kogo właśnie rzuciła dziewczyna... - Andrzej wyszedł zza ściany kuchennej i postawił naprzeciwko brata zdobną karafkę. - jesteś wyjątkowo spokojny. - napełnił dwa naczynia.
- Mogłem się spodziewać odmowy. - wzruszył ramionami lekko przybity. - Wiki jest niezależna, a ja naruszyłem jej przestrzeń osobistą. - zamilkł.
- Na męskie smutki znam tylko jeden niezawodny sposób bracie. - Falkowicz wzniósł szklankę do ust, kiedy usłyszał za sobą kobiecy głos.
- Miałeś zawieźć nas do galerii. - spojrzał zaskoczony na Smudę. - Cześć Adam.
- Zamówię wam taksówkę. - odparł obojętnym tonem. Kobiety nigdy nie rozumiały męskiej solidarności i zwykłej potrzeby napicia się czegoś mocniejszego od czasu do czasu. Ot i mała rzecz, a wielka różnica obu płci.
- Mogę chociaż wiedzieć z jakiej to okazji? - Kasia podeszła bliżej i usiadła na boku kanapy, tuż obok Falkowicza. Ten odłożył jednak szklankę, czując że stracił ochotę na picie.
- Za was. - Adam spojrzał ponuro na kobietę i wypił whisky do dna. - I za nasze błędy. - dodał cicho, przez palący jego gardło alkohol.
Kasia spojrzała na profesora, szukając wyjaśnień, lecz te otrzymała dopiero późnym wieczorem, gdy Krajewski poszedł już spać.
- Trzeba im jakoś pomóc. - szczerze przejęta rozpadem związku owej pary, obmyślała jak doprowadzić do załagodzenia sytuacji.
- Nie będę się bawił w swatkę. Oni muszą to załatwić sami między sobą. - odparł stanowczo. Kasia przypatrywała się chwilę mężczyźnie spod ściągniętych brwi.
- Myślałam, że dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. - odwrócił na nią swój wzrok, znad gazety.
- Nie bierz mnie pod włos, Kaśka. Już ja znam te wasze sztuczki. - zaległa chwila ciszy, a on powrócił do czytania medycznego artykułu. Jednak słysząc, jak Smuda przybliża się, nie potrafił skupić się już na treści.
- A może... - zarzuciła łokieć na oparcie i przekręciła nieznacznie głowę na bok. - jest ci to na rękę, bo masz słabość do Wiktorii? - zmrużyła oczy, patrząc intensywnie na oblicze Falkowicza. Ten spojrzał na nią zaskoczony, lecz nie dał się zbić z tropu.
- Pani mecenas jak zwykle ulega emocjom. - subtelnie uniósł jedną brew. - I przez zazdrość dochodzi do mylnych wniosków. - odłożył gazetę na bok. Ona uśmiechnęła się tajemniczo, a wzrok jej przyciągnęły jego usta.
- I vice versa. Bo to właśnie pan profesor uległ jako ostatni zazdrości. - jego kącik ust powędrował ku górze, a dłoń znalazła się na linii jej żuchwy. Na ułamek sekundy wstrzymała oddech, czując jak poddaje się pożądaniu. Była gotowa zgodzić się na wszystko i to pod wpływem ledwie chwili. Zbliżył się do niej, chcąc skosztować jej ust, kiedy przeszkodził im hałas z kuchni.
Andrzej spojrzał za plecy kobiety, dostrzegając tam Adama.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - mruknął, łapiąc butelkę szkockiej i zabierając ją do swojego pokoju.







Opóźnienia, opóźnienia... zbliżają się egzaminy, więc będą kolejne. Niestety. Ale robie co mogę, żeby w miare regularnie pisać.

No więc akcji ciąg dalszy. Mimo że tajemnica nadal takową pozostaje, to chyba jednak pojawiło się coś nowego, hm?





9 komentarzy:

  1. cudowny rozdział!! Ta akcja bardzo mi się podoba,którą tu ciągniesz :)
    ~W

    OdpowiedzUsuń
  2. oo w końcu !! jak się cieszę :D falkowicz nadal ma te wspomnienia,jest ich coraz więcej,ale jeszcze pozostaje nam odpowiedź dlaczego odeszły? Czekam na dalszy ciąg!!
    -J

    OdpowiedzUsuń
  3. ahh myślałam że zdradzisz już co było przyczyną odejścia dziewczyn a tu proszę dalej tajemnica :D
    nie mogę się doczekać nexta!! czekam,pozdrawiam!
    ~M

    OdpowiedzUsuń
  4. przeczytałam a nie dałam komentarza.. kurczę cały czas chcesz utrzymać to napięcie i jeszcze nie dowiedzieliśmy się dlacxzego odeszły,chociaż samemu można się domyślać,ale znając ciebie i tak zaskoczysz więc w sumie trzeba tylko czekać na next i znów się domyślać,ciekawe czy w kolejnym rozdziale już zdradzisz czy może bedziesz nas trzymać w niepewności... :D Pozdrawiam
    JA

    OdpowiedzUsuń
  5. kochana świetny rozdział! czekam na dalszą część :) *_*
    ~K

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli rozdział pojawi się już w Nowym Roku? !! :D :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy można się spodziewać rozdziału ?

    OdpowiedzUsuń

Podziel się ze mną swoją opinią i nie zapomnij się podpisać!