What is love?
Niektórzy patrząc z boku na życie Falkowicza, zwłaszcza męska część widowni, mogli by pomyśleć, że profesor rozbił bank. Wygrał życie, jak to mówi się współcześnie. Własne dziecko poznał w momencie, kiedy ono nie potrzebowało już zmiany pampersa, czy szczegółowej analizy kupki. Nie budził się w nocy do płaczącego niemowlaka, albo jak to zwykle bywa w najlepszym wypadku - nie musiał grzać drugiej połowy łóżka, kiedy jego właściciela konając ze zmęczenia karmiła ich potomka. Nie musiał godzinami, jak wydaje się zawsze każdemu rodzicowi, nosić na swoich rękach rozkrzyczanej córki, która po prostu wystraszyła się potwora ze snu.
Wydawać by się mogło, że trafił w idealny moment, kiedy mała była wystarczająco młoda, by móc go jeszcze pokochać jako prawdziwego ojca. Był nim niewątpliwie. Lecz mimo wszystko żałował tych kilku lat jego nieobecności przy niej. To było kilka lat wyjętych z ich wspólnego życia. Mała rosła tak szybko, że czas wydaje się zaledwie chwilą odkąd spotkali się po raz pierwszy. No i jak każdy ojciec... Żałował, że to nie on nauczył swoją córkę jazdy na rowerze.
Ci bardziej niedojrzali zazdrościli Falkowiczowi jeszcze jednego. Otóż Andrzej mieszkał pod jednym dachem z kobietą, którą nazywał swoją przyjaciółką. Mało tego - miał z nią dziecko. Tym sposobem stał się bogiem dla całej rzeszy mężczyzn, która utknęła w pospolitym układzie, potocznie zwanym przez pokolenie jego Matyldzi friendzone.
- Byłem pewien, że na tomografii nie było widać tego nacieku! - warknął pod nosem podirytowany Adam, kiedy odkrywali kolejne niespodzianki w brzuchu ich onkologicznej pacjentki.
- W życiu pewne są tylko trzy rzeczy. - jęknął, z wysiłkiem docierając do woreczka żółciowego. - Śmierć. Podatki. - wstrzymał na chwilę oddech, preparując strategiczne naczynie. - I moje dłonie. - wyprostował się, wypinając przy tym dumnie pierś. Spojrzał przelotnie na brata, który cały czas patrzył w pole operacyjne, próbując poskładać sobie w myślach to, czego akurat był świadkiem.
- Dokończysz? - zapytał, nie oczekując odpowiedzi. Odłożył narzędzia, zaraz po tym jak uporał się z niewielkim już krwawieniem z okolicznej żyły. Uśmiechnął się pod nosem, skinął niedbale głową do całej ekipy na sali operacyjnej i czując na swoich ramionach przyjemne brzemię chwały, opuścił zgromadzonych.
Spoglądał na swoje odbicie w śluzie, szukając w nim oznak zmęczenia. Kiedy jego dłonie wytarte były już z nadmiaru wody, oparł się raz jeszcze o krawędź zlewu. Zmarszczył brwi zastanawiając się nad tym w jakim momencie życia właśnie się znajduje. Bez wątpienia był na zakręcie i choć nie wiedział co go czeka na tej nowej drodze, to był gotów zaryzykować.
Tyle lat starał się udowadniać ile jest w stanie osiągnąć, tyle lat zajęło mu zrozumienie, że to nie o to chodzi. Przez całe swoje życie chronił brata przed ich przeszłością i pomagał mu wejść na drogę bez nielegalnych interesów. Pomógł mu dostrzec, że najlepiej inwestować w siebie.
Może i uczył go egoizmu, choć tylko osoby postronne mogłyby tak pomyśleć. Przekazywał młodszemu bratu to, czego Andrzeja nauczyły doświadczenia życiowe - trzeba nauczyć się dbać o siebie i wywalczyć sobie w świecie swoją pozycję, bo nikt inny tego za nas nie zrobi. Nawet wśród ludzi obowiązuje to prawo dżungli.
Odwrócił wzrok od swojego odbicia w lustrze, gdy przed oczami ujrzał twarz żony i córki. Tak, one były źródłem jego wątpliwości. Nie był pewien czy chce walczyć o siebie kosztem tej dwójki. Obie kochał, choć nie był jeszcze świadomy tego czym jest ta miłość. Nigdy nie zaznał tego uczucia, nigdy nie był nim obdarzany. Nic więc dziwnego, że nie był w stanie je rozpoznać, ani zdefiniować jego rodzaj. Bo przecież istniały różne rodzaje miłości. Kochał matkę i brata. Kochał córkę, ale czy uczucie, którym dążył Kasię, nie było po prostu niczym więcej niż troską i szacunkiem do tej kobiety?
Przymknął oczy, gubiąc się we własnych myślach.
Był z Aldoną. Nowa kobieta, czysta karta. Z nią mógł zacząć od nowa, odkryć to co ich łączy od samego początku. Poczuć to, o czym piszę się od stuleci. I choć mając tyle lat na karku zaczynał wątpić, że istnieje coś innego niż pospolita choroba psychiczna, potocznie zwana miłością, to chciał odważyć się, przekonać osobiście.
- Przyjemne uczucie, prawda bracie? - wyrwał się z zamyślenia, chowając telefon komórkowy do kieszeni garnituru. Nie był pewien czy Adam usłyszał jego rozmowę, Spojrzał na młodszego zdumiony jego słowami, licząc w duchu na to, że ten nie dowiedział się o niczym.
Dlaczego to ukrywał? A może po prostu nie miał ochoty na tłumaczenia? Doskonale wiedział jak Adam zareagowałby na jego decyzję. Na wszystko miał przyjść bardziej odpowiedni moment.
- Mieć do czego wrócić. - dopowiedział Adam.
- Zawsze miałem do czego wracać. - Andrzej zapiął guzik marynarki i ruszył przed siebie korytarzem szpitala w stronę głównego wyjścia.
- No tak... - Krajewski podążał za nim, również ciesząc się końcem dyżuru. - Ale nie miałeś rodziny.
- Miałem... - przystanął na chwilę, spoglądając przelotnie na godzinę, jaką wskazywał zegarek na nadgarstku. - ...na myśli dom. - doprecyzował z naganą w głosie. - Ale miło z twojej strony, że mi przypomniałeś.
Wszedł do eleganckiego mieszkania, chowając mimochodem klucze do drzwi wejściowych. Rozejrzał się po dobrze sobie znanym otoczeniu. Od samego progu uderzała przestrzeń i idealnie zgrane ze sobą dodatki, meble oraz kolor ścian. Szarości wcale nie dawały wrażenia zimna. Może za sprawą klasycznego kominka w centralnym punkcie salonu, widocznym już z progu. Dziwne, bo przecież ogień zamknięty był za hartowanym szkłem. Ściany zewnętrzne w głównej mierze budowały ogromne okna. Właściciel domu zdecydowanie mógłby obawiać się o swoją prywatność, gdyby nie fakt, że apartament znajdował się na najwyższym piętrze budynku, a w okolicy nie było równie wysokiego, co dodawało temu lokalowi klasy.
- Dzwoniłam dwie godziny temu. - odwrócił się za jej głosem. Ujrzał ją wychodzącą z kąta kuchni. - Wszystko ostygło. - skinęła głową na potrawy w szklanych naczyniach. Pochylona nad kuchenną wyspą, nie przestawała na Niego patrzeć. A w oczach nie miała niczego na kształt żalu, czy złości. Mógłby przysiąc, że błąkał się w nich niewinny uśmiech.
Swoje włosy w kolorze ciemnego blondu zarzuciła na jedną stroną, w tę samą w którą skrzywiła teraz głowę.
- Jedną godzinę zajęło mi dojechanie tutaj, a drugą wdrapanie się na dwudzieste piętro. - Podszedł do niej wolnym krokiem, zdejmując po drodze marynarkę. - Witaj, kochanie. - mówiąc to, ucałował ją w usta na powitanie.
- Ciężka operacja? - celnie obstawiła przyczynę jego spóźnienia, powodując lekki uśmiech na jego twarzy. Za każdym razem udowadniała jak dobrze go rozumie. Chyba właśnie to tak bardzo go ciągnęło do tej kobiety.
Wyprostowała się, by zająć się dokończeniem kolacji, a przede wszystkim odgrzaniem głównych dań. Obserwował jej opanowane ruchy z jednego miejsca. Tak zgrabnie poruszała się po kuchni, że nikt nie domyśliłby się, iż ta kobieta gotuje w niej jedynie sporadycznie. Tak jak on wiecznie zajmuje się pracą. Ponadto, co zaskakujące u osoby pochłoniętej przez wielką korporację, Aldona pisała także powieść.
Łączyła w sobie wiele sprzeczności. Była naturalnie piękna, inteligentna, a przy tym nieskazitelna. Nie potrafił zrozumieć skąd w niej tyle radości, ta część stanowiła dla niego największą zagadkę. Ale może tylko jemu świat wydawał się tak oczywiście okrutny. To zapewne druga rzecz jaka przyciągała go do niej.
Podszedł do niej od tyłu, wywołując uśmiech na jej twarzy. Poprawił cieniutkie czarne ramiączko spadające z jej ramienia, zsuwając po chwili swoją dłoń po jej ramieniu. Z poważną miną skupiał się na jej miękkiej skórze.
- Zdecydowanie za rzadko się widujemy. - westchnęła, obracając się do niego. - Oboje musimy coś z tym zrobić. - ujął jej podbródek w dłoń, patrząc to na jej usta, to na jej błękitne oczy.
- To nie takie proste. - westchnął, zniżając się do niej, lecz przerwał mu dźwięk komórki.
- Odbierz.
- To Matylda. - spojrzał kobiecie w oczy, odbierając połączenie od córki. - Tak Matyldziu? - zmarszczył poważnie czoło, prostując się nagle.
- Coś się stało? - bez słowa odszedł od niej, zbierając w pośpiechu marynarkę i klucze do auta, które zostawił na stole.
- Zadzwonię. - odszedł, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi.
Łamiąc przepisy, nadziewając się na fotoradar, pędził na drugi koniec miasta, do własnego domu, myśląc nad tym czego nie chciała powiedzieć mu przez telefon córka. Coś musiało się wydarzyć, a ta mała smarkula nie powiedziała co. Przerażony i zły jednocześnie trąbił na inne pojazdy, wymuszał pierwszeństwa, a o tak później porze ruch i tak był niewielki.
Nie zamykając drzwi do auta popędził do domu, po drodze odnotowując brak pogotowia przed budynkiem za dobry znak.
- Kaśka? Matylda? - krzyknął od progu, szukając obu dziewczyn. Miał nadzieję że są całe i zdrowe, a całą resztę możliwych katastrof był w stanie jakoś przyjąć.
Z niewypowiedzianą ulgą odetchnął, kiedy ujrzał obie siedzące na kanapie w salonie. Kasia miała minę równie zaskoczoną, jak on kiedy otrzymał telefon od córki. Ta młodsza powitała go za to z dumnym uśmiechem.
- Andrzej? Coś się stało? - kobieta odwróciła się do zbierającego oddech i resztki opanowania mężczyzny.
- To ja się pytam dlaczego ten smarkacz dzwoni do mnie z płaczem, że mam jak najszybciej przyjeżdżać? - wydyszał, podchodząc bliżej. - Masz pojęcie ile punktów karnych zebrałem?
- Jeździsz tak, że to było kwestią czasu. - Smuda wzruszyła ramionami, przypominając sobie ich ostatnią wspólną jazdę.
- Matylda! - dziewczynka odwróciła się do niego. - Co to miało znaczyć?
- Zapomniałeś!? - lekko zbity z tropu, zmarszczył brwi. - Miałeś przygotować się ze mną do sprawdzianu z biologii. - wyjawiła oburzona, wstając z kanapy.
- I dlatego drę do ciebie przez pół miasta? - rozłożył bezradnie ręce. Nie miał siły do tego dziecka.
- Wracaj jeśli chcesz. - spojrzał na Kaśkę, która doskonale wiedziała skąd jechał. - Ja też mogę się z nią pouczyć. - subtelnie poprawiła kołnierz jego białej koszuli. - Co nieco jeszcze pamiętam z twoich wykładów. - zacisnął usta, wbrew własnej woli znowu czując się gorzej.
Nie wypowiadając ani słowa, ruszył jakby pokornie do pokoju ich córki, spełnić swoją obietnicę.
Kiedy wieczorem zajrzała do małego pokoju w końcu ich domu, ujrzała tam śpiącą dwójkę najdroższych jej ludzi. Patrzyła tak na nich, wymęczonych nauką do późna, śpiących na wpół siedząco, obok siebie na kanapie. Zabójcza była dla niej świadomość, że wszystko miało zaraz skończyć się i pozostać jedynie wspomnieniem. Niedługo straci tę namiastkę szczęścia, którą zyskała po latach samotności.
W zawieszonej na krześle przy biurku marynarce zaświecił się telefon. Dźwięk był tak donośny, że postanowiła rozłączyć połączenie, by nie obudzić śpiącej dwójki.
Zastygła na moment w miejscu, kiedy ujrzała imię na wyświetlaczu. Aldona. Spojrzała raz jeszcze na twardo śpiącego Andrzeja, który nie byłby zadowolony z ich rozmowy.
Może właśnie dlatego odebrała?
Dałam radę. Falko gubi się, po raz pierwszy... wróć, po raz drugi w życiu nie wie co ma zrobić. Działa trochę jakby wbrew sobie, ale jakby przyjrzeć się jego przeszłości (którą trochę postanowiłam zmienić) to zaczynamy rozumieć skąd jego decyzje.
Ale Matyldzia zawsze wygrywa ;)
Zobaczymy jak poradzą sobie panie.
Dobra to mnie dalej wciągnęło i Zawse musisz kończyć w takim momencie? No i Matylda .. Ehh niech robi to częściej bo jakoś tak No nie wyobrażam go sobie jeszcze żeby zostawił je dla tamtej .. nie No .. czekam na next !
OdpowiedzUsuńE tam, przecież sympatyczna ta Aldona ;)
Usuńoby to się nie skońcZyło slubem z Aldoną
OdpowiedzUsuńSą gorsze opcje ;)
UsuńNaprzyklad ciąża Aldony :o oby nie :((
UsuńO tym nie pomyślałam
UsuńNa ciąży Aldony to ja bym nie skończyła ;D
UsuńZastanawia mnie cały czas,czy falko w końcu się ogarnie , ale bardzo lubię twoje opowiadania bo zawsze są takie nie do rozgryzienia,czekam z niecierpliwością na next !
OdpowiedzUsuń-W
Póki co stara się ogarniać sytuację, ale już widać że będzie ciężko podzielić czas między wszystkimi.
UsuńOo rozdział ! Niw mogłam się już go doczekać , widać ze falko nie wie co robić bo jednak martwi się o nie obie, ale ciekawe xy wystarczy mu to żeby przy nich zostać ..
OdpowiedzUsuń~AD
Powiem tak, nie same uczucia wewnętrzne Falkowicza zdecydują co dalej zrobić. Choć on najchętniej zostawiłby sytuację taką jaką jest teraz, co przecież niemożliwe.
UsuńDo gry wejdą panie. Na ile będą miały wpływ na Falko... zobaczymy. ;)
może Andrzej naprawdę kocha tą Aldonę :/
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten komentarz ;)
Usuńo nie nie nie ! ;D
UsuńKiedy możemy się spodziewać kolejnej części? :D
OdpowiedzUsuńGdzieś koło weekendu :)
UsuńWeekend! Czekamy :)
OdpowiedzUsuńTak wiem wiem :/ Mam opóźnienie. Musicie poczekać jeszcze chwilę. Dodam jak tylko będzie gotowy :)
OdpowiedzUsuńa będzie jeszcze dziś? ;D
UsuńUuu raczej już w połowie tego tygodnia :/
Usuń